Adrian Gontariu: zjadły nas nerwy
Adrain Radu Gontariu jest wyróżniająca się postacią reprezentacji Rumuni. Jednak nowy atakujący Asseco Resovii nie był w stanie w pojedynkę pociągnąć narodowy zespół do sukcesu podczas Final Four Ligii Europejskiej, który rozgrywany był w miniony weekend Koszycach.
- Pierwsza rzecz, jaka nasuwa mi się oceniając nasz występ w Koszycach, to nasz strach i przerażenie z powodu grania meczów o taką stawkę, ponieważ Rumunia rzadko występuje w turniejach rangi finałowej – mówi Adrian Gontariu. - Dodatkowo hala Steel Arena w Koszycach jest naprawdę bardzo duża i my rzadko gramy w takich obiektach przy sporej liczbie kibiców. To było dla nas przytłaczające. Na przykład naszemu rozgrywającemu w pewnym momencie zrobiło się słabo i musiał iść do toalety, co nie jest dla niego normalne. Również inni zawodnicy z zespołu czuli wielką tremę, bo nie grali do tek pory wielkich meczów na tego typu imprezie rangi mistrzowskiej. W fazie grupowej graliśmy o wiele lepiej. Wygraliśmy zresztą jeden mecz na Słowacji. Natomiast na Final Four w Koszycach zabrakło nam doświadczenia i odwagi. Mamy taką reprezentację, że warunkiem do zwycięstwa jest dobra postawa wszystkich zawodników. Nie mamy gwiazd, czy takich indywidualności, które w pojedynkę mogą rozstrzygać losy spotkania. Jeśli poszczególne ogniwa w drużynie nie grają na dobrym poziomie i zaczyna się pojawiać mnóstwo błędów po naszej stronie, nie mamy szans na wygraną. Naszym błędem w półfinale ze Słowacją było to, że wyglądaliśmy tak, jakbyśmy grali pod presją, a tak przecież nie było, bo to Słowacy jako gospodarze i faworyci turnieju musieli wygrać spotkanie z nami. My natomiast niepotrzebnie usztywniliśmy się i zjadły nas nerwy. Graliśmy tak, jakbyśmy mieli cement na nogach. Szkoda, że tak się stało, bo nie po to trenowaliśmy ciężko dwa miesiące żeby przyjechać na finały i nie zaprezentować w nich swojej najlepszej siatkówki. Nasza postawa w Koszycach jest więc rozczarowująca – stwierdza nowy atakujący Asseco Resovii.
Adrian Gontariu nie ukrywa, że występy jego narodowego zespołu w Lidze Europejskiej są oknem na świat dla rumuńskiej siatkówki. - Dla nas każdy mecz rangi europejskiej jest wyjątkowy, ponieważ jeszcze nie tak dawno byliśmy daleko z tyłu i chyba nikt o nas nie słyszał – mówi Gontariu i dodaje. - Dużym impulsem dla naszego zespołu było objęcie reprezentacji przez Steliana Moculescu. To pod jego okiem poczyniliśmy duże postępy, ale i tak wiele nam brakuje do tego żeby rywalizować z najlepszymi w Europie. Przede wszystkim brakuje nam zawodników, którzy ciągnęliby grę drużyny i wprowadzili w niej większą rywalizację. Mimo tego już drugi rok z rzędu znaleźliśmy się w Final Four Ligi Europejskiej i to jest dla nas bardzo dobry wynik. W zeszłym roku zaprezentowaliśmy się z jeszcze lepszej strony niż teraz w Koszycach, ponieważ mimo zajęcia ostatniego miejsca przegraliśmy oba nasze mecze po zaciętych tie-breakach. Wtedy czuliśmy się jednak strasznie, ponieważ widzieliśmy, jak trzy zespoły stoją na podium, a my jako jedyni z uczestników jesteśmy na trybunach. Obiecaliśmy sobie, że już więcej nie przeżyjemy takiej sytuacji, a jednak przez swoją słabą grę w Koszycach również byliśmy poza podium. Szkoda, że tak się stało, ale nie pokazaliśmy na boisku prawdziwego ducha walki. Nie byliśmy takimi walczakami, którzy zostawiają na boisku serce i wszystkie swoje siły. Mówiąc o wzorze takiego walczaka, mam na myśli mojego serdecznego kolegę, Georga Grozera, który jest świetnym przykładem lidera i motywatora drużyny. On po każdej udanej akcji potrafi zebrać zespół do kupy, poruszyć nim, poklepać mocno kolegów i dodać im wiary w siebie. Jest też przy tym pełen ekspresji i emocji – mówi Gontariu, który zaprzecza, że nie ma ambicji być Georgiem Grozerem rumuńskiej siatkówki.
- Ja jestem Adrian Gontariu i mam nieco inną mentalność i charakterystykę gry niż Georg – mówi. - Na pewno jesteśmy zupełnie innymi graczami, ale przy tym dobrymi przyjaciółmi. Osoba Georga Grozera i Lucasa Tichaczka była dla mnie magnesem do tego żeby przyjść do Asseco Resovii. Doskonale wiem o tym, że to Georg będzie grał pierwsze skrzypce w naszym zespole. Wiem jednak, że nawet wchodząc z ławki jestem takim zawodnikiem, który może bardzo pomóc swojej drużynie. Jesteśmy z Georgiem atakującymi o odmiennej charakterystyce. Georg jest na pewno świetnym graczem, ale przytrafiają mu się również słabe występy. On albo gra tak dobrze, że praktycznie ciągnie grę swojej drużyny, albo tak źle, że jak najszybciej nadaje się do zmiany. Kiedy graliśmy jeszcze razem we Friedrichshafen trener Moculescu dużo pracował nad tym, żeby ustabilizować formę Georga i żeby on nie schodził poniżej pewnego poziomu gry nawet przy słabszym dniu. Dla mnie Georg, jeśli tylko jest w formie, jest graczem nietuzinkowym i wręcz niewiarygodnym. Jak graliśmy ze sobą we Friedrichshafen wzajemnie nakręcaliśmy się na treningach kiedy byliśmy po drugiej stronie siatki. Cieszę się, że w Rzeszowie znów nasze drogi krzyżują się – kończy Adrian Gontariu.