Alan Knipe: Chcemy wygrać Ligę Światową
Reprezentacja USA występuje w Lidze Światowej 2009 bez największych gwizd, za to z nowym szkoleniowcem, Alanem Knipe. 40-letni selekcjoner zamierza kontynuować styl pracy swojego poprzednika i podobnie, jak on poprowadzić swoich podopiecznych po kolejne trofea. Cel numer jeden na dziś, to wygranie Final Six w Belgradzie.
- PlusLiga: Nie jest chyba łatwo objąć posadę po McCutcheonie - trenerze, który zdobył olimpijskie złoto?
- Alan Knipe: Szczerze mówiąc, to świetna sprawa. Objąłem grupę niezwykle zdyscyplinowanych zawodników, przyzwyczajonych do ciężkich treningów na wysokim poziomie i z niezwykle wygórowanymi oczekiwaniami, tak w kwestii współpracy, jak i jej wyników. Ktokolwiek wchodzi do tej grupy musi od razy wskoczyć na najwyższy możliwy poziom, by dostosować się do reszty. Nic lepszego chyba nie mogło mi się trafić.
- Mówi pan, że przyszedł nijako "na gotowe” - jakie więc są pana najważniejsze zadania?
- Pracuję z drużyną, która w poprzednim sezonie zwyciężyła wszystkie najważniejsze zawody. Udało się to dzięki wytężonej pracy i wielkiej pewności siebie - swych umiejętności i możliwości. Moim zadaniem numer jeden jest utrzymać to wysokie poczucie własnej wartości. Można to osiągnąć wyłącznie stawiając sobie cele bardzo wysoko. Zespół składa się z ciekawej mieszanki doświadczonych oraz młodych i bardzo utalentowanych graczy. Ja muszę poukładać to wszystko razem i wypracować styl oraz formę, która pozwoli nam wygrać Ligę Światową.
- Czuję pan presję?
- Oczywiście, że czuję, ale to taka presja kontrolowana, która bardziej mobilizuje, niż paraliżuje czy deprymuje. My, w środku zespołu nie czujemy ciśnienia bo znamy siebie i wiemy, że stać nas na wiele. Nikt z zewnątrz nie może, cokolwiek by zrobił, położyć na nas większej presji, niż my sami. Doskonale wiemy czego chcemy i wiemy co trzeba zrobić, by to osiągnąć.
- Kiedyś wszyscy chcieli pokonać Brazylię, teraz będę się starali pokonać was?
- Powiem szczerze, że rozmawialiśmy o tym wewnątrz drużyny i sami zadawaliśmy sobie pytanie jak to będzie. To doskonała próba charakteru, bo musimy udowodnić, że złoto olimpijskie i Ligi Światowej nie były przypadkowe. Musimy też pokazać, że potrafimy unieść sukces i że nie zachłysnęliśmy się nim, a wręcz przeciwnie - wciąż odczuwamy głód zwycięstwa. Musimy cały czas być czujni, skoncentrowani i nastawieni na "atak” z każdej strony. Kiedyś to my bardzo chcieliśmy pokonać Brazylię, więc doskonale wiemy z jakim nastawieniem nasi rywale przystępują do walki z nami.
- Wracając do pana nominacji, podobno to Huhg McCutcheon rekomendował pana na swojego następcę?
- Mam nadzieję, że tak właśnie było! Przez ostatnie kilka lat byliśmy w bliskim kontakcie, współpracowaliśmy ze sobą. Teraz, gdy objął kadrę kobiet trenujemy w tej samej hali, więc wciąż bardzo często się widujemy. Zawsze mogę liczyć na jego pomoc czy radę i nie ukrywam, że czasem korzystam z tej możliwości. To naprawdę wielki fachowiec.
- Niekwestionowany lider drużyny Lloy Ball skończył karierę. Sądzi pan, że Donald Suxho, na którego pan obecnie stawia ma szansę go zastąpić?
- Chciałbym, żeby tak się stało. Donald jest utalentowanym zawodnikiem, ale jego karierę pokrzyżowały kontuzje. Ma również wszelkie predyspozycje mentalne, by stać się takim liderem, jakim był Lloy Ball. Na razie stawiam na niego, bo jest w lepszej dyspozycji. Na pewno jednak nie odstawię na dalszy plan Kevina Hansena, który przecież też świetnie prowadził grę kadry i mimo iż nie jest tak charyzmatyczny, jak Ball czy Suxho, prezentuje wcale nie mniejszą wartość.
- Co z pozostałymi - Stanleyem, Millarem czy Priddim?
- Clayton Stanley dołączy do nas już w najbliższy weekend, nie wiem natomiast czy Priddy i Millar wystąpią w Lidze Światowej. Początkowo mieli zagrać, ale obydwaj zgłosili mi, że potrzebują więcej czasu na wypoczynek. W grudniu gramy ważny turniej kwalifikacyjny i będę ich potrzebował w pełnej gotowości, dlatego najprawdopodobniej dostaną wolne całe lato. Na razie nie ma potrzeby, by ich eksploatować, bo zmiennicy radzą sobie bardzo dobrze.
- Zmienił się skład personalny reprezentacji, a duch walki pozostał ten sam, może nawet większy. Jak to się robi?
- Myślę, że jest to wynikiem pracy naszej amerykańskiej federacji, która fantastycznie dba o rozwój mentalny zawodników już od etapu wczesnego juniora. Oprócz typowych treningów siatkarskich przechodzą także trening mentalny, przygotowujący ich do twardej, bezkompromisowej rywalizacji. Oczywiście niebagatelną rolę odgrywają też szkoleniowcy w grupach młodzieżowych, którzy są nastawienie wyłącznie na pozytywne wzmacnianie swoich podopiecznych, przygotowywanie ich na odniesienie sukcesu w przyszłości.
Ponadto, nasza federacja nie tylko opracowała doskonały program kształcenia adeptów siatkówki, ale zbudowała pewien rodzaj kultury, stylu bycia, postępowania, zachowania. Jeśli od najmłodszych lat człowiek wzrasta w takim otoczeniu, potem jako dorosły gracz ma wyrobione wszystkie niezbędne nawyki.
- Na czym polegają treningi mentalne w pana kadrze?
- Na razie nie mieliśmy zbyt wielu takich treningów, ale na pewno będą one istotną częścią mojej pracy z reprezentacją. Sztab kadry USA składa się z wielu specjalistów, którzy czuwają nad całościowym rozwojem zawodników, również od strony psychologicznej. Najważniejsi jednak w tym wszystkim są zawodnicy, ich pozytywne nastawienie, inteligencja i ciężka praca na każdym treningu, w każdym momencie. I wcale nie sądzę, że to takie typowo amerykańskie, bo chyba nie mamy w naturze aż takiej determinacji czy parcia na sukces.
- A jak wytłumaczyć fakt, że zawsze w roku olimpijskim Stany Zjednoczone są w wyśmienitej formie?
- Jest to efektem pracy i współpracy wielu wspaniałych trenerów, którzy czuwają nad wszystkimi amerykańskimi reprezentacjami, a przede wszystkim ogromnego sztaby ludzi zaangażowanych w pierwszej kadrze. Podział pracy jest wyraźny i każdy dba o swój kawałek, dając z siebie maksimum. Oczywiście Igrzyska Olimpijskie to impreza docelowa, ale wcale nie jest tak, że tylko w roku olimpijskim prezentujemy wysoki poziom. Być może to kwestia przypadku, a być może szczególnej mobilizacji. Liga Światowa jest dla USA również ważna, zwłaszcza w w tym sezonie, gdy praktycznie pozostaje jedynym trofeum do zdobycia.
- Jak pan ocenia pierwsze występy swoich podopiecznych w tegorocznej edycji LŚ?
- Do pierwszego meczu, z Holandią przystąpiliśmy zbyt spięci, za bardzo chcieliśmy wygrać, a stało się zupełnie odwrotnie. Potem już się uspokoiliśmy, ustabilizowaliśmy przede wszystkim przyjęcie i mogliśmy grać swoje. Pojedynki z Włochami też były trudne, ale to z kolei w najważniejszych momentach zadziałała dobra zagrywka.
- Najsilniejszy rywal w grupie?
- Myślę, że tak Holandia jak i Włochy mogą nam jeszcze napsuć krwi w rewanżu. O wartości Włochów nikogo nie trzeba przekonywać, jeśli jeszcze dojdą doświadczeni gracze, jak Cisolla czy Vermiglio, będą to ciężkie boje. Nie można też lekceważyć Holandii, która moim zdaniem gra siatkówkę na bardzo wysokim poziomie.
- Bierze pan pod uwagę, że nie awansujecie do Final Six?
- Gdybym zakładał brak awansu, rywalizacja nie miałaby sensu. Mógłbym oczywiście powiedzieć, że gramy w najsilniejszej grupie i porażka nie będzie czymś zaskakującym, podobnie jak brak awansu do Final Six. Tak jednak nie jest. Równie mocno jest obstawiona grupa C, w polskiej grupie też z pewnością będzie sporo walki.
- Jeśli zatem pojedziecie do Belgradu, oczekuje pan finału z Brazylią?
- Brazylia zawsze jest trudnym i niewygodnym rywalem. To, że pokonaliśmy ich w olimpijskim finale, dziś nic nie znaczy. Może nawet jeszcze bardziej ich zdeterminuje do walki i chęci udowodnienia, że porażka w Pekinie była wypadkiem przy pracy. Jeśli więc zagramy w Belgradzie, to z pewnością właśnie ze strony Brazylijczyków możemy oczekiwać największego oporu. Moim zdaniem również Rosja będzie groźna, ale proszę mi wierzyć, na poziomie Final Six praktycznie nie ma słabych drużyn.
- Nad czym musicie popracować, żeby udowodnić swoją wyższość?
- Naszym największym aktualnie problemem jest brak koncentracji. Zdarzają nam się momenty kompletnego rozluźnienia, głównie w polu serwisowym i wtedy popełniamy sporo błędów. Trzeba też trochę popracować nad ustawianiem bloku, bo zbyt często dość lekkomyślnie przepuszczamy piłki, oraz nad akcjami z pierwszego uderzenia. Mówiąc najogólniej, musimy grać czyściej, rozsądniej, bo na razie w naszych poczynaniach jest zbyt dużo bałaganu