Aleksiej Wierbow: już teraz więcej gadam niż gram
Libero reprezentacji Rosji i Zenita Kazań, jeden z najbardziej znanych i lubianych rosyjskich siatkarzy zdradził w rozmowie z PlusLigą, że trwający sezon może być ostatnim w jego siatkarskiej karierze. W środę 2 marca jego drużyna podejmie w meczu rewanżowym Ligi Mistrzów LOTOS Trefl Gdańsk.
PLUSLIGA.PL: Przed pierwszą konfrontacją z LOTOSEM Trefl Gdańsk trener Alekno stwierdził, że bardziej martwi się sytuacją w Syrii niż meczem w Gdańsku. Czujecie się aż tak mocni?
ALEKSIEJ WIERBOW: Myślę, że trener Alekno żartował, co czasami mu się zdarza. Może chciał wprowadzić trochę luzu? Nie sądzę, żeby te słowa wynikały z pewności siebie. Raczej z tego, że jeśli miał jakieś obawy, to wyłącznie czy my utrzymamy swój dobry poziom. Wiadomo jakim potencjałem dysponuje Zenit Kazań i wiadomo, że w związku z tym jesteśmy stawiani w roli faworytów każdego turnieju. Nie może być inaczej. Dlatego też trener ciągle powtarza, że nie mamy oglądać się na rywali, ale interesować się wyłącznie jakością własnej gry. W Gdańsku nie zagraliśmy najlepszego meczu, ale też nie było jakoś tragicznie.
Kilka tygodni temu szeregi Zenita zasilił Aleksandra Butko. Brakowało wam doświadczenia na tej pozycji?
ALEKSIEJ WIERBOW: Zacznę od tego, że Kobzar nie jest złym rozgrywającym, ale jest jeszcze bardzo młody, a młodość ma swoje prawa. Dla jego rozwoju obecność doświadczonego i bardzo dobrego rozgrywającego w drużynie jest czymś niezwykle cennym. Tak było w zeszłym sezonie, gdy mógł uczyć się od Maroufa, tak jest teraz, pod okiem Butko. Kiedy nie ma przy nim doświadczonego gracza, trochę wariuje, ma poczucie, że jest co najmniej Lloy’em Ballem. Nie ma też co ukrywać, że Zenit wyciągnął rękę do Butko. Rozmawiałem z nim wiele razy, mówił, że jest trochę znużony wieloletnią grą w jednym klubie. Miał okazję zmienić barwy trzy lata temu, nie zdecydował się i potem tego żałował. To dobra decyzja dla klubu i przede wszystkim dla niego samego. Jeśli zawodnik przebywa zbyt długo w jednym miejscu, przestaje się rozwijać.
Jesteście skazani na sukces, presja towarzyszy wam na co dzień. To wasz największy wróg?
ALEKSIEJ WIERBOW: Myślę, że to największy problem w Zenicie. Nie ma spotkania, do którego moglibyśmy przystąpić na luzie, u nas słowo „porażka” nie istnieje. Nie ma chyba aktualnie drugiego klubu, w którym tak bardzo jest to odczuwalne. Podobnie było w Biełgorodzie kilka lat temu, identycznie jest także w reprezentacji narodowej. Na mnie osobiście nie robi to aż tak wielkiego wrażenia, bo z presją zmagam się od lat, przywykłem do stawiania mi poprzeczki bardzo wysoko. Zdarzały mi się sytuacje, że prezesi klubów czy sponsorzy pytali po wygranym meczu: hej, dlaczego przegraliście dwa sety? Z wiekiem, z doświadczeniem takie sytuacje przestają denerwować, patrzy się na nie z dystansem. Gorzej mają młodzi, oni muszą przywyknąć.
W wielu wywiadach siatkarze Zenita podkreślają spory udział Wilfredo Leona w sukcesach zespołu. Naprawdę ten zawodnik odgrywa aż tak ważną rolę?
ALEKSIEJ WIERBOW: Moim zdaniem to aktualnie najlepszy siatkarz na świecie. Mam tu na myśli nie tylko jego statystyki, ale także mentalne podejście do gry, jego rolę w kluczowych momentach setów i meczów. Zdarza mu się w środku seta grać tak sobie, ale gdy przychodzi newralgiczny moment, staje w polu serwisowym i posyła rywalom serię atomowych cisów, jest w stanie wygrywać spotkania w pojedynkę. Miałem okazję poznać wielu świetnych graczy, z różnym podejściem do sportu. Leon nie jest zawodnikiem, który gra dla indywidualnych statystyk, który chce w nich brylować. On praktycznie w ogóle nie patrzy w liczby. Za to doskonale wie, w którym momencie gry musi dać z siebie maksimum. To wciąż młody siatkarz, ale bardzo doświadczony, nie boi się brać na siebie odpowiedzialności.
Dlaczego rosyjska federacja nie zaproponowała mu gry w Sbornej?
ALEKSIEJ WIERBOW: Rozmawiałem z nim o tym i wiem, że Rosja chciała mieć go w swoich szeregach, ale on wybrał Polskę. Podejrzewam, że nie ma obecnie reprezentacji, która nie chciałaby mieć takiego zawodnika u siebie. Wiem, że polski manager bardzo pomógł mu w opuszczeniu Kuby i zorganizowaniu życia w Europie, że sporo czasu spędził w Polsce, i że ostatecznie chce tam zamieszkać. Taką podjął decyzję i należy ją uszanować. To naprawdę bardzo dobry, inteligentny chłopak, zna się na żartach. I pewnie panią zaskoczę, ale dość dobrze zna się na historii - Polski, ale także Rosji, bo dużo o tym czyta.
Jest pan zwolennikiem czy przeciwnikiem zmiany obywatelstwa i barw narodowych, co zdarza się ostatnio coraz częściej?
ALEKSIEJ WIERBOW: Odpowiedź na to pytanie nie jest prosta. Spróbuję wyjaśnić swoje zdanie w lekkiej, żartobliwej formie. Włosi mają Juantorenę, Brazylia - Leala, Polska - Leona. Zostało jeszcze dwóch klasowych graczy z Kuby - Camejo i Simon i dwa zespoły z topu bez Kubańczyka w składzie. Tak więc USA niech weźmie Camejo, a my Simona. Jeśli prawo pozwala na taki proceder, dlaczego z niego nie skorzystać? Aczkolwiek wiem, że społeczeństwo jest podzielone praktycznie na pół w ocenie tej kwestii. Z drugiej strony, taki Juantorena, przynajmniej dla mnie, w ostatnich latach był bardziej Włochem niż Kubańczykiem. Z Leonem jest może nieco inaczej. On przecież chciał grać dla Kuby. Nie wiem dokładnie dlaczego było to niemożliwe, ale wiem, że bardzo brakuje mu gry na poziomie reprezentacyjnym, chciałby powalczyć o medale igrzysk olimpijskich i mistrzostw świata.
Wróćmy do Ligi Mistrzów. Bardzo byliście rozczarowani, że organizacja turnieju finałowego przypadła w udziale Asseco Resovii, nie Zenitowi?
ALEKSIEJ WIERBOW: Z tego co wiem, w tym sezonie nie ubiegaliśmy się o organizację turnieju finałowego. W zeszłym roku oferowaliśmy spore pieniądze, żeby dostać Final Four, bo bardzo nam na tym zależało. Ale w tym roku postanowiliśmy wywalczyć je na boisku. To chyba jest prostsze niż otrzymanie praw do organizacji turnieju, przynajmniej w naszym przypadku.
To prawda, że po Igrzyskach Olimpijskich w Rio de Janeiro zamierza pan zakończyć karierę siatkarską?
ALEKSIEJ WIERBOW: Na pewno będzie to koniec mojej kariery w kadrze. A czy tylko w kadrze - to się okaże. Mój kontrakt w Zenicie kończy się w tym roku. Zobaczymy jak będę czuł się w maju i czy w ogóle pojawią się jakieś oferty. Jak pewnie pani już wie, chciałbym zostać trenerem. Jeśli udałoby mi się pójść drogą Antigi czy Falaski, podjąłbym wyzwanie. Innymi słowy - jeśli ktoś zaufa mi na tyle, by powierzyć mi klub, prawdopodobnie będę gotów zakończyć karierę już po tym sezonie. Nie jest lekko codziennie ciężko trenować, gdy człowiek odczuwa ból. Poza tym, już teraz chyba więcej gadam niż gram. Ale ja to naprawdę lubię. Znaczy, lubię podpowiadać podczas meczów, zwracać uwagę na różne szczególiki. Mam w sobie sporo wiary, że mogę być dobrym trenerem. Może to błędne poczucie, ale na chwilę obecną tak właśnie jest.
Polska siatkówka obdarzyła zaufaniem wielu młodych trenerów. Rosyjska chyba nie jest aż tak otwarta, nie ma u was zbyt wielu młodych szkoleniowców?
ALEKSIEJ WIERBOW: To prawda, ale staram się nie myśleć o tym w podobnych kategoriach. Na pewno w Rosji jest trochę inaczej niż w Polsce, ale mam nadzieję, że te pozytywne przykłady z waszego kraju ułatwią mój trenerski start w Rosji. Najważniejszą kwestią jest tutaj zaufanie. Mam nadzieję, że swoją wieloletnią postawą zapracowałem na to, być zostać nim obdarzonym. Szkoda, że mój angielski nie jest zbyt dobry, bo mógłbym spróbować swoich sił w Polsce….
Chciałby pan?
ALEKSIEJ WIERBOW: Na pewno nie byłaby to najłatwiejsza decyzja do podjęcia w moim życiu, ale….myślę, że bym spróbował. Może pani napisać, że na pewno bym spróbował (śmiech).
Słyszałam też, że po IO w Rio de Janeiro trener Alekno zamierza zakończyć pracę z kadrą narodową. Może zarekomenduje pana jako swojego następcę?
ALEKSIEJ WIERBOW: Myślę, że faktycznie trener Alekno pożegna się z reprezentacją, bo on już teraz czuje się przemęczony. Gdyby wybór selekcjonera należał do niego, być może nawet by mnie zarekomendował. Ale obawiam się, że nie będzie miał na to wpływu.