Alexandre Ferreira: nie żałuję sezonu w Zawierciu
W niedzielę Aluron Virtu Warta Zawiercie zmierzy się z Cerradem Czarnymi Radom w trzecim meczu ćwierćfinałowym siatkarskiej ekstraklasy. Zwycięzca awansuje do półfinału i przedłuży szanse gry o medale. O Zawierciu, PlusLidze, życiu i karierze mówi Alexandre Ferreira, portugalski przyjmujący Warty.
PLUSLIGA.PL: Ty i Twój brat jesteście siatkarzami. Nie chcieliście być drugim i trzecim Cristiano Ronaldo?
ALEXANDRE FERREIRA: (śmiech) Wiesz, że kibice w Zawierciu nazywają mnie Cristiano? Czasami słyszałem też, że jestem „siatkarskim Cristiano”, ale ja bym jednak tego tak nie porównywał. Ronaldo uprawia zupełnie inny sport i niech tak zostanie.
- Próbowałeś w dzieciństwie grać w piłkę czy jednak od zawsze ciągnęło Cię w stronę siatkówki?
ALEXANDRE FERREIRA: Widzisz, każdy w Portugalii najpierw gra w piłkę nożną. Kiedy idziesz do szkoły i zaczynasz nadawać się do uprawiania jakiegoś sportu od razu dostajesz piłkę do futbolu. O tym żeby zacząć grać w siatkówkę, zdecydowałem pod wpływem mojego brata, który już wtedy uprawiał ten sport. Trafiłem do młodzieżowej kadry narodowej i zobaczyłem, że siatkówka mi się podoba i daje mi dużo radości. Poza tym nauczyciele i trenerzy cały czas mówili mi, że powinien na dłużej związać się z tą dyscypliną, ponieważ byłem wysoki i miałem predyspozycje do gry. Posłuchałem ich i krok po korku coraz bardziej wchodziłem w nasz sport. Największą rolę odegrał jednak mój brat – patrzyłem na to jak gra i dlatego ja także spróbowałem swoich sił.
- W każdym rodzeństwie różnie bywa… Zdarzały wam się walki w dzieciństwie czy od zawsze byliście najlepszymi przyjaciółmi?
ALEXANDRE FERREIRA: Kiedy byliśmy mali? Walczyliśmy na każdym kroku… To było szalone! Nasze „przepychanki” skończyły się wtedy, kiedy Marco wyprowadził się z domu, a ja trochę podrosłem. Od tamtego czasu nasza relacja zaczynała być coraz doroślejsza, a my z roku na rok stawaliśmy się coraz bliższymi przyjaciółmi. W tym momencie jesteśmy dla siebie naprawdę ważni i wiemy, że w każdej chwili możemy na sobie polegać.
- Do Zawiercia trafiłeś w miejsce kontuzjowanego Aleka Achrema. Nie żałujesz wyboru Polski jako nowego miejsca do gry?
ALEXANDRE FERREIRA: Myślę, że to była naprawdę dobra decyzja. Przyszedłem do Warty po urazie i potrzebowałem czasu na regenerację, a ten klub mi go dawał. Dodatkowo znałem trenera Lebedewa i wiedziałem, że będzie to dla mnie słuszny wybór. Ponadto podobały mi się cele jakie miała wyznaczone ta drużyna, ale także jej skład personalny. Wiedziałem, że gra tam Michał Masny - nasz kapitan i bardzo dobry rozgrywający. Pomyślałem, że warto spróbować, tym bardziej, że polska liga jest naprawdę dobra, a ja nic nie tracę. Nie żałuję swojego wyboru, bo osiągnąłem tu wszystko co chciałem – wróciłem do formy, pomogłem drużynie i udało nam się zrobić naprawdę dobry wynik w lidze.
- Co po przeprowadzce do Polski było dla Ciebie najtrudniejsze?
ALEXANDRE FERREIRA: Myślę, że na początku najgorsze były dwie rzeczy – pogoda i jedzenie. Kiedy przyjechałem do waszego kraju było dla mnie zdecydowanie za zimno, a wszechobecny śnieg bawił mnie przez pierwsze godziny. Niestety nie zasmakowałem też zbytnio w polskiej kuchni, co na początku było dość problematyczne. Pozostałe rzeczy były w porządku – miałem czas wejść w ligę, zapoznać się z rozgrywkami i spokojnie wrócić do dobrej dyspozycji, dlatego nie mogę narzekać.
- Poprzedni sezon spędziłeś w Korei. Mógłbyś opowiedzieć coś więcej o słynnym koreańskim drafcie?
ALEXANDRE FERREIRA: Draft trwa około 3-4 dni, a na początku przeprowadzane są wszystkie testy medyczne, które mają potwierdzić dobry stan zdrowia zawodników. Następnie jest czas na treningi podczas których trenerzy różnych klubów obserwują graczy w trakcie ataków, serwisów i innych siatkarskich elementów. Na podstawie tego szkoleniowcy wybierają grupę dwudziestu najlepszych zawodników, którzy mogą trafić do siedmiu koreańskich drużyn. Spośród tych graczy do każdego klubu może zostać wybrany tylko jeden zawodnik. Po tym wszystkim możesz podpisać jednoroczny kontrakt z możliwością przedłużenia go o kolejny rok. Jeśli po upływie tych dwóch lat chce się dalej zostać w Korei, trzeba jeszcze raz wziąć udział w drafcie i wywalczyć swoje miejsce w drużynie.
- Z Korei wróciłeś z kontuzją mięśni brzucha. Czy teraz wszystko jest już w porządku?
ALEXANDRE FERREIRA: Tak, teraz wszystko jest okej. Mój uraz miał dość dziwny przebieg i na początku nie była to żadna poważna sprawa. Nie zauważyłem, że w moim organizmie działo się coś groźnego, dlatego nie zrobiłem sobie zbyt długiej przerwy i dość szybko wróciłem do gry. Byłem jedynym obcokrajowcem w drużynie, a w naszym przypadku oczekuje się większej gotowości do gry. Mało tego lekarz powiedział mi, że wszystko jest w porządku i że nie ma się czym martwić, dlatego po niespełna dwóch tygodniach wróciłem na boisko. Okazało się jednak że nie byłem zdrowy w 100% i z dnia na dzień czułem się gorzej. Przy takich urazach czas regeneracji wynosi nie więcej niż cztery tygodnie, ja natomiast nie mogłem grać przez dwa miesiące.
- Do tej pory miałeś okazję występować zagranicą: we Włoszech, w Turcji, w Korei i teraz w Polsce. W którym z tych krajów czułeś się najlepiej?
ALEXANDRE FERREIRA: We wszystkich czułem się dobrze. Każdy z nich jest inny, ale wszędzie było mi dobrze. Włochy były pierwszym zagranicznym krajem w którym miałem okazję grać i na pewno w tamtym momencie było to dla mnie spełnieniem marzeń. Miałem 18 może 19 lat i dla tak młodego człowieka gra w Serie A jest ogromnym przeżyciem. Na pewno było to dla mnie wspaniałe doświadczenie. Niemniej jednak każdy z krajów, który wybrałem był dla mnie dobry i wiele mnie nauczył.
- Jesteś bardzo medalodajnym graczem i masz wiele sukcesów na swoim koncie. Domyślam się, że nie miałbyś nic przeciwko krążkowi wywalczonemu z Zawierciem?
ALEXANDRE FERREIRA: Jeśli tylko będzie to możliwe? Oczywiście! Na pewno to zadanie nie będzie łatwe, ale dlaczego mamy nie spróbować? Już i tak jesteśmy jedną z niespodzianek PlusLigi. Najpierw jednak zobaczymy, co przyniesie kolejny mecz z Radomiem. Jestem przekonany, że będzie on pełen emocji i na pewno nie będzie lekko, ale wierzę, że jesteśmy w stanie go wygrać.
- W kadrze narodowej pełnisz funkcję kapitana. Jak czujesz się w tej roli?
ALEXANDRE FERREIRA: Bardzo ją lubię, tym bardziej że w naszej reprezentacji mamy naprawdę fajną grupę ludzi do pracy. Mimo, że w ostatnich latach zrobiliśmy wiele zmian i przyszło sporo nowych zawodników, potrafiliśmy zgrać się ze sobą i stworzyć kolektyw. Myślę, że jesteśmy dobrą grupą nie tylko na boisku, ale także poza nim, a to sprawia, że nie jest mi trudno pełnić rolę kapitana kadry. Jesteśmy przyjaciółmi, nikt nie stwarza problemów a koledzy szanują moją funkcję. W Portugalii nie mamy jednak zbyt wielu profesjonalnych siatkarzy, dlatego ciężko jest wypracować wysoki poziom gry naszej reprezentacji. Musimy pracować z tym, co mamy i strać się wykreować monolit.
- W wywiadzie dla FIVB wytypowałeś swoją „Drużynę Marzeń” w której znalazł się między innymi Paweł Zatorski i Wilfredo Leon. Gdybyś mógł wziąć od nich jakieś umiejętności, to co by to było?
ALEXANDRE FERREIRA: Od Zatorskiego wziąłbym na pewno przyjęcie i obronę, z kolei od Leona – serwis i atak. Wilfredo Leon udowadnia, że jego gra ofensywna jest fenomenalna i niecodzienna, i właśnie te elementy chciałbym od niego przejąć. Nie chcę mówić, że chciałbym być jak Leon czy Zatorski, ale na pewno cenię ich za to, co robią na swoich pozycjach. To są zawodnicy, na których patrzysz i wiesz, że możesz się czegoś od nich nauczyć.