Andrea Anastasi: lubię odwiedzać polskie kluby
Trener reprezentacji Polski Andrea Anastasi po wizytach w Jarocinie i Szczyrku odwiedził Jastrzębski Węgiel.
Marcin Fejkiel: Jaki jest cel Pańskiej wizyty w siedzibie Jastrzębskiego Węgla?
Andrea Anastasi: Zacznę od tego, że, ogólnie rzecz biorąc, lubię odwiedzać kluby polskiej ligi i spędzać czas w ten właśnie sposób. Jako że teraz w moich planach pojawił się udział w kursokonferencjach Siatkarskich Ośrodków Szkolnych [w Jarocinie oraz Szczyrku – przyp.red.], skorzystałem z okazji, by podjechać także do Jastrzębia. Fajnie jest móc przypatrzeć się, jak na co dzień pracują moi kadrowicze. Czasami trening bywa ważniejszy od meczu.
- W Jastrzębiu jest Pan nie po raz pierwszy. Jakie wrażenia?
- Jastrzębski Węgiel to świetny klub. Jeden z najlepszych w Polsce, ale i w Europie. Organizacja jest tutaj perfekcyjna. Podoba mi się też nowa hala. To dobre miejsce dla polskiej siatkówki. Ludzie powinni cieszyć się, że mają tak wspaniały klub, który liczy się w tak ważnej w Polsce dyscyplinie sportu.
- Jastrzębski klub to także wyjątkowo przyjazne środowisko dla Włochów. Jest tutaj całkiem liczna włoska kolonia złożona z graczy i trenerów...
- ...Nie zapominajmy, że również w przeszłości pracowali tutaj inni włoscy szkoleniowcy, jak Roberto Santilli, który jest moim serdecznym przyjacielem (uśmiech). A czy przez to ja też czuję się tutaj lepiej? Myślę, że w każdym jednym ośrodku siatkarskim w Polsce jestem przyjmowany równie ciepło i wszędzie czuję się tak samo, czyli dobrze. Jak już wspomniałem tego rodzaju wizyty to dla mnie czysta przyjemność. Niestety, w sezonie reprezentacyjnym nie ma na nie czasu. Ostatnio ktoś spytał mnie, czemu nie będę obecny na meczu pomiędzy Resovią i ZAKSĄ, a zamiast tego jadę na mecz do Kielc, gdzie Effector zmierzy się z Częstochową. Otóż, nie ograniczam się tylko do siatkarskich hitów. Tych naoglądałem się już naprawdę sporo. Dlatego z wielką radością obejrzę sobie w akcji kilku ciekawych młodych chłopaków grających w tych teoretycznie słabszych klubach.
- W minionym sezonie reprezentacyjnym w kadrze Polski znalazł się tylko jeden zawodnik z obecnego składu Jastrzębskiego Węgla - Michał Kubiak. Czy oprócz niego widzi Pan w jastrzębskiej drużynie także innych kandydatów do gry w zespole narodowym w przyszłym sezonie reprezentacyjnym?
- Oczywiście. Na pewno pod uwagę brany jest także Damian Wojtaszek. Mam nadzieję, że jego kłopoty zdrowotne to już przeszłość, bo dla klubu jest on niezwykle ważną postacią w zespole, tak od strony technicznej, jak i mentalnej. Z nim w składzie drużynie z pewnością będzie łatwiej. Z pola widzenia nie tracę również Patryka Czarnowskiego, który jeśli tylko będzie w pełni sił i w formie, może przydać się kadrze narodowej. Z uwagą śledzę ich poczynania.
- Co Pan sądzi o 16-letnim libero Jastrzębskiego Węgla, Jakubie Popiwczaku, który trenuje i gra w lidze z seniorami?
- Akurat byłem na meczu w Rzeszowie, w którym zadebiutował on w PlusLidze. W tamtym spotkaniu spisał się znakomicie. Był to chyba jego najlepszy z dotychczasowych występów. Uważam jednak, że jest to jeszcze za młody gracz na ten poziom rozgrywek, który musi nabyć dopiero odpowiednie umiejętności. A to wymaga zupełnie innej pracy, niż ta, którą wykonuje się na co dzień z seniorami. On musi przede wszystkim szlifować technikę. Czeka go więc jeszcze wiele pracy.
- Słyszał Pan o jastrzębskiej Akademii Talentów? Czy to właściwy kierunek w rozwoju klubu?
- Dobry kierunek? To mało powiedziane! To jest niesamowite przedsięwzięcie! Ta idea jest świetna nie tylko dla jastrzębskiego klubu, ale dla całej polskiej siatkówki. Polska powinna być z niej dumna. Wierzę w to, że Jastrzębski Węgiel będzie w przyszłości zbierał tego owoce. Zresztą ja już się raduję, kiedy widzę tylu młodych graczy, którzy weszli szerokim frontem do ligi. To dla nich wybieram mecze, takie jak ten w najbliższej kolejce ligowej w Kielcach.
- Jakie są Pańskie relacje ze szkoleniowcem Jastrzębskiego Węgla?
- Przyjacielskie. Wspólnie z Lorenzo stoczyliśmy wiele wspaniałych batalii, które przyniosły sukcesy reprezentacji Włoch. Mogę powiedzieć, że jest on częścią mojego życia. Jako gracze na zgrupowaniach kadry wspólnie dzieliliśmy pokój. Czy zatem trzymam za niego i jego zespół kciuki? Powiem tak: jestem fanem moich podopiecznych w reprezentacji ze wszystkich klubów (śmiech). Nie przywiązuję nawet szczególnej wagi do wyników ich drużyn, a interesuje mnie wyłącznie poziom jaki prezentują moi kadrowicze.
- Jest Pan zaskoczony dotychczasowymi rozstrzygnięciami w PlusLidze?
- Niespecjalnie. Niespodzianki są w dużym stopniu pochodną kontuzji, które dotknęły czołowe zespoły. Poza tym, trzeba pamiętać o tym, że drużyny z czołówki są zaangażowane w rozgrywki na arenie międzynarodowej i nie mają czasu na spokojny trening i odpoczynek.
- W przeszłości pracował Pan jako trener kadry narodowej Włoch zarówno z atakującym Jastrzębskiego Węgla, Michałem Łasko oraz przyjmującym „pomarańczowej” ekipy, Matteo Martino. Jak by Pan scharakteryzował tych zawodników?
- Dwie kompletnie różne osobowości. Łasko to niezwykle inteligenty facet, lubiłem z nim pracować i to u mnie zaczynał jako gracz pierwszej szóstki w reprezentacji Italii. W tej chwili jest jednym z najlepszych atakujących na świecie. Natomiast Martino dostał się do prowadzonej przeze mnie kadry w sezonie przedolimpijskim i pojechał z nami na Igrzyska do Pekinu. Potem jednak zamknąłem przed nim drzwi do reprezentacji, bo nie byłem zadowolony z poziomu gry, który reprezentował. Ale to sympatyczny człowiek, siatkarz, który może grać na niewiarygodnie wysokim poziomie. I wszyscy oczekują, że w końcu uwolni ten ogromny potencjał. Ale stanie się tak tylko wtedy, kiedy on sam zrozumie pewne rzeczy.
- A czy kiedykolwiek współpracował Pan z Andreą Pozzim, włoskim trenerem od przygotowania atletycznego w Jastrzębskim Węglu?
- Nie, nie miałem okazji. On współpracował przez lata z Mauro Berruto, moim następcą w kadrze Włoch. Ale słyszałem, że jest to dużej klasy fachowiec.
- Pomówmy o reprezentacji Polski. Podoba się Panu nowa formuła Ligi Światowej?
- Powiedziałbym, że jest interesująca. Z kilku względów. Po pierwsze mamy szansę mierzyć się z najlepszymi, a tylko w ten sposób możemy robić postępy. To dobrze, że przy rozdzielaniu zespołów do grup wzięto pod uwagę światowy ranking. Poza tym, unikamy długich i męczących podróży. Będzie mniej spotkań, a przez to więcej czasu dla zawodników na odpoczynek.
- A jak się Pan zapatruje na pomysł prezesa PZPS, Mirosława Przedpełskiego, by mecze Ligi Światowej z Brazylią rozegrać na Stadionie Narodowym w Warszawie? Siatkarscy kibice już żartują, że bez lornetek się nie obejdzie.
- Pomysł rzeczywiście jest zadziwiający, ale ja jestem otwarty na nowinki. Wizytowałem już Stadion Narodowy i przyznam, że perspektywa gry przy 60-ciu tysiącach ludzi na trybunach działa na wyobraźnię. Cieszę się, że mam szefa, który jest wulkanem energii, ma śmiałe wizje i zaskakuje mnie swoimi pomysłami. Jednocześnie mam świadomość tego, że nie będzie to łatwe przedsięwzięcie. Ale zobaczymy, co się wydarzy.
- Na koniec proszę powiedzieć, jak Pan spędzi święta Bożego Narodzenia?
- Tradycyjnie, czyli wraz z moją rodziną w Mantui. Być może w okresie świątecznym odwiedzę jeszcze znajomych w Toskanii, ale większość czasu zamierzam jednak spędzić w domu. Za dużo było już w moim życiu świąt spędzonych poza domem...