Andrea Anastasi: poczekajcie cierpliwie na decyzje
Szkoleniowiec reprezentacji Polski przyleciał w piątek z dziesięciodniową wizytą. By już na meczach w Kędzierzynie-Koźlu i Jastrzębiu, przed nim wyprawa do Częstochowy i Bełchatowa. Potem krótki powrót do Włoch na Final Four LM i znów przyjazd do Polski, tym razem na dłużej.
PlusLiga: Kilka tygodni temu wrócił pan z pobytu szkoleniowego w Brazylii. Czy tak doświadczony selekcjoner jak pan, może nauczyć się jeszcze czegoś nowego?
Andrea Anastasi: Kto przestaje się uczyć, ten zaczyna się cofać. W naszej pracy niezbędne jest ciągle podglądanie przeciwników, ich metod. Do Brazylii pojechałem, by prześledzić system gry, który w wykonaniu Canarinhos jest niemal perfekcyjny. Rozmawiałem z wieloma szkoleniowcami i zawodnikami, miałem okazję uczestniczyć w treningach. Siatkówka jest grą skomplikowaną. Ten wyjazd pomógł mi jeszcze lepiej ją poznać i zrozumieć. Co roku organizuję sobie zagraniczną podróż, której celem jest odkrywanie nowych siatkarskich dróg. Teraz była Brazylia, za rok wybieram się do Stanów Zjednoczonych - najpierw do Anaheim, gdzie odbywają się zgrupowania kadry narodowej USA, a potem na jednym z uniwersytetów będę studiował, mówiąc ogólnie, system sportowy tego kraju.
- Zamierza pan zaszczepić tę chęć do samorozwoju w polskich młodych trenerach? W jaki sposób?
- Rozmawiałem już na ten temat z federacją. Drzwi na moje treningi z kadrą są otwarte. Jeśli młodzi polscy trenerzy będę mieli ochotę, zawsze mogą przyjść, przyglądać się i może czegoś się nauczyć. Ale nie zamierzam niczego narzucać i nikogo zmuszać do tego, by się uczył. To musi być wyłącznie dobra wola trenerów i ich chęci.
- Do swojego sztabu szkoleniowego wybrał pan dwóch polskich szkoleniowców, Panasa i Kowala. Może pan w kilku słowach uzasadnić ten wybór?
- Na chwilę obecną jeszcze nie zdecydowałem kto z Polaków znajdzie się w moim sztabie. Nie rozumiem dlaczego w Polce robi się z tego taki raban, szafuje na wyrost nazwiskami. Poczekajmy spokojnie na ostateczną decyzję. Podejmę ją dopiero, gdy porozmawiam z wszystkimi szkoleniowcami. Chcę dołączyć do sztabu szkoleniowego polskiego trenera, bo to niezbędne. Po pierwsze, żeby lepiej poznać polskie realia. Po drugie, żeby, gdy w przyszłości odejdę, pozostał po mojej pracy jakiś ślad, jakaś kontynuacja. Dlatego teraz jeżdżę po kraju, rozmawiam, wysłuchuję opinii i spostrzeżeń.
- Rozpoczął pan też rozmowy z siatkarzami. Jest pan z nich zadowolony?
- Faktycznie, rozmawiałem w Kędzierzynie z Pawłem Zagumnym i Sebastianem Świderskim, ale proszę nie pytać o czym. Mówienie o szczegółach naszych rozmów w tej chwili byłoby co najmniej niepoprawne.
- Będzie pan rozmawiam z graczami, którzy występują poza granicami kraju, Kadziewiczem i Żygadło?
- Będę rozmawiam z wszystkimi zawodnikami, którzy w jakiś sposób mogą być predysponowani do gry w kadrze narodowej - to mogę obiecać.
- W sobotę był pan na finałowym pojedynku Pucharu CEV, pomiędzy ZAKSĄ a Sisleyem Treviso. Proszę powiedzieć, dlaczego polskie drużyny wciąż w najważniejszych meczach nie są w stanie pokonywać rywali włoskich i rosyjskich. W czym tkwi różnica?
- Myślę, że różnica tkwi w obcokrajowcach. W Rosji i Italii stawia się tylko na tych najlepszych, którzy wnoszą do drużyny jakąś konkretną jakość. W Polsce, choć pojawiają się zawodnicy klasowi, jest ich niewielu. Częściej są to przeciętni zagraniczni siatkarze, którzy nie podnoszą poziomu gry drużyny i nie są w stanie przesądzać o losach meczu.