Andrea Anastasi: przyjeżdżam ciężko pracować
Nowy selekcjoner biało-czerwonych na razie przebywa w Brazylii, gdzie podgląda pracę tamtejszych fachowców. W Polsce zjawi się 20 lutego, najpierw na krótki rekonesans, a potem na dłużej - by poznać nowych podopiecznych i z każdym z nich przeprowadzić rozmowę.
- PlusLiga: Informacja o nominacji na trenera polskiej kadry narodowej zastała pana w Brazylii. Odpoczywa pan czy pracuje?
- Andrea Anastasi: Pojechałem do Brazylii na dwa tygodnie, by z bliska przyjrzeć się rozgrywkom tamtejszej Superligi i uczyć się od lepszych od siebie. Kilka dni spędziłem w klubie Sada Cruzeiro, trzecim aktualnie w rozgrywkach, w którym pracuje mój wielki przyjaciel Giovani Foppa. Oglądałem mecze i treningi, podglądałem metody. Przy okazji zwiedziłem Sao Paulo, spędziłem trochę czasu nad morzem.
- Kiedy pojawi się pan w Polsce?
- Podróż do Brazylii zaplanowałem dużo wcześniej, niż pojawiła się oferta z Polski, w innym wypadku byłbym w waszym kraju w dniu ogłoszenia decyzji. W Polsce będę 20 lutego na konferencji prasowej i zostanę kilka dni na wstępny rekonesans. Wtedy też podejmiemy rozmowy o szczegółach mojej pracy z kadrą narodową i ewentualnych współpracownikach.
- Zostanie pan dłużej, by poznać zawodników, podjąć pierwsze decyzje?
- Nie wiem jeszcze czy od razu zostanę dłużej, czy przyjadę w późniejszym terminie. Na szczęście, Polska leży blisko Włoch i podróż samolotem zajmuje nieco ponad godzinę. Jeśli będzie to konieczne, będę przylatywał co weekend. Na pewno zamierzam podróżować po siatkarskiej Polsce i przyjrzeć się zawodnikom - wszystkim bez wyjątku, nie tylko tym, którzy już reprezentują barwy narodowe. Wiem, że macie w Polsce długi i szalony sezon i zawodnicy już są przemęczeni. Dlatego zanim podejmę jakiekolwiek decyzje, z każdym chciałbym porozmawiać osobiście o jego zdrowiu i przydatności w drużynie narodowej. Sezon reprezentacyjny również będzie ciężki, więc potrzebujemy w nim zdrowych, wypoczętych (przynajmniej częściowo) i chętnych do współpracy graczy.
- A co z tymi mniej chętnymi, a bardzo potrzebnym? Kilku siatkarzy już sygnalizuje odpoczynek od kadry.
- Z tymi również zamierzam porozmawiać osobiście. Zmęczenie i chęć wypoczynku to nie jest tylko polski problem. W Italii miałem podobną sytuację i jakoś sobie z nią radziłem. Nie zdarzyło, żeby któryś z graczy odmówił udziały w kluczowych dla kraju i kadry zawodach. Jestem przekonany, że znajdziemy porozumienie.
- W polskiej prasie pojawiły się pierwsze pogłoski o składzie sztabu szkoleniowego. Zaprosi pan ponownie do współpracy Andreę Gardiniego?
- Na dzień dzisiejszy nie zdecydowałem kto znajdzie się w sztabie szkoleniowym, Z Gardinim pracowałem w Italii, cenię sobie jego fachowość i chciałbym kontynuować tę współpracę, ale nie mówiłem, że na pewno znajdzie się w sztabie. O tym będę dyskutował z polska federację i decyzję podejmiemy wspólnie. To samo dotyczy potencjalnych polskich współpracowników.
- Polska federacja postawiła panu wygórowane warunki - podium Ligi Światowej i awans do Igrzysk Olimpijskich. Naprawdę pan je zaakceptował?
- To prawda, zaakceptowałem te warunki i zrobię wszystko, by je wypełnić. Gdybym nie wierzył w potencjał polskiej kadry i możliwość osiągnięcia tych celów, nie zgodziłbym się. Wiem jak ważnym sportem w Polsce jest siatkówka i wiem też jakie są oczekiwania, ale sądzi pani, że w Italii ich nie było? Praca trenera to ciągłe ryzyko i nieustanne prawdopodobieństwo jej utraty. Poza tym - ja też chcę zagrać na Olimpiadzie, marzy mi się by znów stanąć na podium. Jeżeli te chęci i tą wiarę zdołam zaszczepić w siatkarzach, będzie dobrze. Ja zrobię wszystko, co w mojej mocy.
- Odważne posunięcie. Czy przed podjęciem decyzji konsultował pan się z byłymi szkoleniowcami Polski, Lozano i Castellanim?
- Wydarzenia potoczyły się tak szybko, że nie miałem możliwości skonsultować się z żadnym z byłych selekcjonerów. Właściwie nie było też takiej potrzeby. Ja lubię nowe doświadczenia, szczególnie te wyjątkowo trudne, a Polska potrzebowała szkoleniowca.
- Pytam, bo oni pewnie zasygnalizowaliby panu problemy mentalne polskich graczy. Jeśli to prawda, że nie wytrzymują presji ważnych spotkań, zdąży pan w tak krótkim czasie zwalczyć tę przypadłość?
- To trudne pytanie. Żeby na nie odpowiedzieć rzetelnie, najpierw musiałbym poznać zawodników, zobaczyć jak zachowują się w sytuacji stresowej, a jak na przykład na treningach. Wtedy dopiero mógłbym się zastanowić co działa źle i jak to poprawić. Najważniejsza rzecz, jaką muszą zrozumieć zawodnicy, to że jeśli zdecydują się grać w kadrze narodowej, zdecydują się także na stresy i obciążenia. Spora grupa siatkarzy miała już do czynienia z walką o medale i moim zdaniem, radzili sobie nieźle. Nie sądzę więc, na dziś, że to może być jakimś dotkliwym problemem.
- Co będzie dla pana największym wyzwaniem w naszym kraju?
- Nie traktuję funkcji selekcjonera jako wyzwania czy pracy zleconej, ale jako robienie tego, co kocham. Do swojej koncepcji i filozofii siatkówki będę próbował przekonać zawodników. Szefów federacji z kolei będę starał się przekonać, że nie zawsze będziemy grać tylko dobrze, że normalne są słabsze dni i słabsze wyniki - to jest element sportu. Nie przyjeżdżam do Polski na wakacje. Przyjeżdżam by ciężko pracować.