Andrea Anastasi: Rywalizować z Gardinim? Przecież ja go stworzyłem!
To już trzeci sezon włoskiego szkoleniowca w ekipie LOTOSU Trefla Gdańsk. Od momentu przejęcia zespołu przez Anastasiego można mówić o nowej jakości siatkówki w Gdańsku. - Nie jesteśmy jedną z drużyn z wielkim budżetem, ale mamy pomysł na to jak budować zespół – przyznaje Andrea Anastasi.
Czy w obecnej chwili jest trudniej o osiągnięcie dobrego wyniku w PlusLidze niż w sezonie, w którym rozpoczął pan współpracę z zespołem z Gdańska?
ANDREA ANASTASI: Przede wszystkim mamy zupełnie inny zespół w Gdańsku. Szczególnie w tym sezonie. Nie utrzymaliśmy w klubie zawodników, którzy grali bardzo ważną rolę – Murphego Troya i Sebastiana Schwarza. Sebastian wybrał ofertę z Rosji, a kilka tygodni temu wrócił do Polski i gra teraz dla Jastrzębskiego Węgla. Było nam bardzo ciężko zbudować zespół, ponieważ nie wiedzieliśmy ile funduszy możemy na to przeznaczyć, więc w pewnym momencie musieliśmy wstrzymać się z zakontraktowaniem nowych graczy. Bardzo uważaliśmy na budżet , przez to nie mogłem na rynku transferowym pozyskać siatkarzy, których chciałbym mieć w swoim klubie, ale tak czasami bywa.
W jakiej formie obecnie są pana zawodnicy? Chciałbym szczególnie zapytać o przyjmujących, w trakcie sezonu do zespołu dołączył Wojciech Ferens, który od dłuższego czasu ma problemy z kolanem…
ANDREA ANASTASI: Bardzo się cieszę, że Wojtek dołączył do mojego zespołu. Staramy się mu pomóc wrócić do zdrowia. Nie mogę powiedzieć, że wrócił do formy sprzed kontuzji, ale na pewno poczynił postępy i staje się poważnym zawodnikiem. Wraca do treningów i nie ma już takich poważnych problemów z kolanem . Mieliśmy szansę, aby udzielić mu wsparcia i zdecydowaliśmy się z niej skorzystać. Pamiętałem Wojtka jeszcze z czasów, kiedy pracowałem z kadrą, był wtedy jednym z zawodników pretendujących do występów w reprezentacji. Dobrze go wspominałem i cieszę się, że możemy mu pomóc w powrocie do sił. Jeżeli chodzi o innych przyjmujących to Mateusz Mika wróci do formy na fazę play-off, jednak mamy pecha, bo my w niej nie zagramy (śmiech). W grudniu zaczęliśmy grać bardzo dobrze, później Mateuszowi przytrafiła się kontuzja i było nam naprawdę ciężko. Przez 40 dni nie mógł nam pomóc, później po powrocie czuł ból kolanie… Kiedy przytrafiła mu się ta kontuzja kostki myślałem, że to dla niego koniec sezonu. Jednak Mateusz wrócił, oczywiście nie jest w szczytowej formie, ale może zdąży do niej dojść przed końcem tego sezonu. Dzień po dniu wygląda to coraz lepiej, pracuje normalnie na każdym treningu.
Czy myśli pan, że Mateusz Mika może wrócić do formy z 2014 roku, kiedy był kluczowym zawodnikiem w polskiej kadrze?
ANDREA ANASTASI: Szczerze powiedziawszy myślę, że Mateusz w tej chwili musi się zatroszczyć sam o siebie. Nie ma szczęścia, ostatnio fizycznie doskwierały mu problemy z kolanem i mentalnie, jak pozostali kadrowicze nie był zadowolony z wyniku, który osiągnęli. Próbujemy go odbudować i kiedy już byliśmy blisko, pojawiła się kontuzja. Musi o siebie zadbać, ćwiczyć dużo z wolnymi ciężarami, żeby odbudować masę mięśniową, mieć więcej siły. Jeśli tego nie zrobi będzie mu bardzo ciężko. Trzymam kciuki za Mateusza i wierzę, że wróci do szczytowej formy.
Z Mateuszem Miką jest trochę jak Garethem Balem – świetny sportowiec, jednak z dużymi problemami jeśli chodzi o zdrowie…
ANDREA ANASTASI: Tak, to dokładnie ta sama sytuacja. Problem polega na tym, że siatkarze grają za dużo. Od 2014 do ostatniego sezonu reprezentacyjnego z Igrzyskami Olimpijskimi to był dramat. Masa meczów w kadrze i klubie i brak czasu na wytchnienie, to nie jest dobre dla zawodników.
Czy według pana ponowne otwarcie PlusLigi może sprawić, że rozgrywki będą bardziej dynamiczne?
ANDREA ANASTASI: Jest wielka dyskusja na ten temat, ale myślę, że tak. Dzięki temu szczególnie końcówka sezonu będzie znacznie ciekawsza. W tej chwili jest pięć zespołów, które walczą o cztery miejsca, a reszta z nich nie grałaby o nic gdyby nie to, że w tym roku będą baraże. Na pewno niesamowitym meczem będzie starcie AZS-u Olsztyn ze Skrą Bełchatów, ponieważ zespół który przegra, może zakończyć swoją walkę o medale w tym sezonie (mecz zakończył się wynikiem 3:2 dla PGE Skry Bełchatów). To właśnie stanie się w tym sezonie – zespół, który dobrze przepracował cały sezon zasadniczy i zajął piąte miejsce w tabeli, nie będzie mógł walczyć o medale w fazie play-off. Według mnie to nie jest fair. Rozegranie normalnej fazy play-off przy szesnastu drużynach w lidze byłoby raczej niemożliwe, jednak można to rozwiązać w inny sposób. Na przykład we Włoszech, są oddzielne play –offy, w których zespoły walczą o miejsce w rozgrywkach o medale. To sprawia, że końcówka sezonu jest ciekawsza i jest w nią zaangażowane więcej zespołów. Teraz zawodnicy, którzy będą w zespołach poza pierwszą czwórką i powyżej strefy spadkowej, praktycznie nie mają o co grać.
W innych zespołach PlusLigi jest kilku zawodników Lotosu Trefla Gdańsk, którzy zostali wypożyczeni. Można wymienić Mateusza Czunkiewicza, Bartłomieja Klutha, czy też Artura Ratajczaka. Ten model przypomina trochę zachowania klubów piłkarskich, czy według pana to dobry sposób na budowanie zespołu na przyszłość?
ANDREA ANASTASI: Z pewnością tak. Nie jesteśmy jedną z drużyn z wielkim budżetem, ale mamy pomysł na to jak budować zespół. Przed tym sezonem mogliśmy zatrzymać u siebie Bartka Klutha, jednak powiedziałem „hej, przecież to bez sensu. Mam Damiana Schulza, który musi grać jak najwięcej, czemu Bartek ma przesiedzieć ten sezon na ławce?”. Pojawiła się okazja ku temu, żeby wysłać go do Szczecina i to był dobry pomysł. Podobna sytuacja była z Arturem Ratajczakiem, to świetny środkowy, ale potrzebuje więcej grania. Mateusz Czunkiewicz zrobił duży progres w Bydgoszczy. Jak już wspomniałem nie możemy sobie pozwolić na transfery zawodników klasy światowej, ale mamy pomysł na budowę zespołu. Szczerze powiedziawszy nie wiem czy zostanę w Gdańsku, w tej chwili wszystko może się zdarzyć. Mimo tego, filozofia budowania zespołu jest dobra, chociaż mieliśmy w tym sezonie spore problemy. Jak powszechnie wiadomo zespół Atomu stracił sponsora i to też w pewnym stopniu odbiło się na nas. Jesteśmy jedną wielką rodziną, zespoły koszykarskie i siatkarskie. Kiedy siatkarki zaczęły mieć problemy, wpłynęło to także na nas i na sekcję koszykówki. Mimo tego udało nam się zbudować dość ciekawy zespół, bardzo cenię sobie organizację w klubie i wsparcie miasta.
Zespół z Olsztyna prowadzi pana przyjaciel, Andrea Gardini. Czy czujecie między sobą wewnętrzną rywalizacje podczas meczów ekip z Gdańska i Olsztyna?
ANDREA ANASTASI: O mój Boże, w żadnym wypadku. Rywalizować z Gardinim? Przecież ja go stworzyłem (śmiech)! Gardo zaczął swoją przygodę jako trener właśnie ze mną. 10 lat temu wróciłem z Hiszpanii i objąłem włoską reprezentację. Przygotowywaliśmy się do kwalifikacji olimpijskich i wtedy właśnie włączyłem do swojego sztabu szkoleniowego Andreę Gardiniego. Jesteśmy przyjaciółmi i chciałem go mieć jako swojego współpracownika, wtedy nie miał jeszcze doświadczenia w tym fachu, więc zapytał czy jestem pewny swojej decyzji. Powiedziałem, że tak i w ten sposób zaczęła się przygoda Gardo na ławce trenerskiej. Nie ma między nami współzawodnictwa, szczerze powiedziawszy, kiedy sprawdzam wyniki w PlusLidze, zawsze najpierw patrzę jak poszło zespołowi z Olsztyna. Zawsze cieszę gdy wygrywają.
Pojawiają się plotki o tym, że trener Gardini może przenieść się do Kędzierzyna-Koźle. Czy uważa pan, że to dobry kandydat do zastąpienia Fernando De Giorgiego?
ANDREA ANASTASI: Jak najbardziej. Bardzo bym się cieszył gdyby objął tak świetną drużynę. Jest znakomitym człowiekiem z wielką wiedzą i charyzmą. Jest jednym z ludzi, którzy cały czas uczą się siatkówki, dostrzegają zmiany, możliwości w tej dyscyplinie. Jeśli działacze z Kędzierzyna po niego sięgną, będzie to świetny wybór.