Andrea Anastasi: teraz mam więcej pomysłów na przyszłość
- Muszę chłopakom podziękować za to, że jesteśmy razem, i że w minioną niedzielę wspólnie mogliśmy cieszyć się z tak pięknego zwycięstwa. Tym bardziej dlatego, że ja nie zawsze jestem miłym facetem, czasami nawet jestem bardzo niemiły - powiedział włoski szkoleniowiec tuż po zwycięstwie w Pucharze Polski.
PLUSLIGA.PL: Gdybym pana nie znała pomyślałabym, że nie liczył pan na zwycięstwo we Wrocławiu. Zastanawiam się więc dlaczego nie przygotowaliście okazjonalnych koszulek?
ANDREA ANASTASI: Nie mam pojęcie, ale najprawdopodobniej dlatego, że włodarze naszego klubu także nie za bardzo wierzyli w wygraną. Będę musiał zapytać o to prezesa (śmiech). Mówiąc zupełnie serio, po meczu w Warszawie, który był tragiczny w naszym wykonaniu, byłem tak zły, że przez cały tydzień nie mogłem w nocy spać. Rozmyślałem co jeszcze mógłbym zrobić dla zespołu, rozmawiałem z każdym zawodnikiem, z niektórymi nawet po kilka razy, próbowałem znaleźć logiczne wytłumaczenie tego, co stało się w stolicy. Z pewnym siatkarzem, który jest jednym z „mózgów” drużyny poszliśmy nawet do restauracji, żeby pogadać na luzie. I usłyszałem od niego: „Trenerze, proszę się nie przejmować. Ostatnio dużo pracowaliśmy i jesteśmy trochę zmęczeni. Proszę mi uwierzyć, że wrócimy do dobrej dyspozycji”. A ja ciągle miałem w głowie, że jest już styczeń. Powtarzałem to siatkarzom, zastanawiając się kiedy wrócimy do formy, skoro jest już STYCZEŃ. Analizowaliśmy krok po kroku każdy trening, każdy element przygotowania fizycznego, całą pracę, którą wykonaliśmy do tej pory…..
Mateusz Mika wspomniał, że ostatnio trochę zmieniliście treningi?
ANDREA ANASTASI: Pracowaliśmy naprawdę ciężko i najprawdopodobniej wtedy, w Warszawie gospodarze mieli więcej świeżości niż my. W zasadzie my jej w ogóle nie mieliśmy. Tak, faktycznie trochę pozmienialiśmy w ustawieniach na boisku - także ze względu na to, że gramy z innym libero. Mateusz Mika ustawia się teraz trochę bliżej. Jest też kilka zmian w rozegraniu, w strategii naszej gry. Nie ukrywam, że ja sam także trochę się otworzyłem, zacząłem myśleć bardziej elastycznie. Pomyślałem sobie: OK we Wrocławiu zagramy w półfinale z ZAKSĄ i to oni będę faworytem. My będziemy mogli zagrać na luzie. Taki właśnie przekaz dostali ode mnie zawodnicy tuż przed wyjazdem na Puchar Polski. Niemniej, do meczu półfinałowego byliśmy bardzo dobrze przygotowani, pod każdym względem. Trochę mniej czasu mieliśmy na rozpracowanie Skry Bełchatów z nowym rozgrywającym, który wcześniej za dużo nie grał. Notabene, Bełchatów zagrał w półfinale świetnie i dobrze spisująca się wcześniej Warszawa nie była w stanie się im przeciwstawić.
Przed wyjazdem do Wrocławia powiedział pen też swoim podopiecznym, żeby wyłącznie bawili się tym, co robią. Jest pan mistrzem w zdejmowaniu presji z zespołu!
ANDREA ANASTASI: Dokładniej, żeby cieszyli się siatkówką. Przed spotkaniem z ZAKSĄ spytałem chłopaków: W jakim celu tak ciężko zasuwacie na treningach? Dlaczego spędzacie mnóstwo godzin przemierzając autobusem Polskę wzdłuż i wszerz, z dala od swoich rodzin i najbliższych? Oczywiście po to, żeby wygrywać, ale też dlatego, żeby czerpać radość z tego, co robicie. I wie pani co, podczas tego weekendu we Wrocławiu ja tę radość widziałem. Wcześniej, nawet jeśli ciągle powtarzaliśmy sobie, że lubimy naszą pracę, to gdzieś w powietrzu unosiła się presja. Aż w końcu w jakiś sposób udało się przykryć tę presję radością z gry i wyglądało to tak, jak w dwóch ostatnich meczach.
- Jasne, że nie zawsze można się uwolnić od presji, żyć bezstresowo. Ja na przykład, po meczu w Warszawie byłem ekstremalnie wściekły - na siebie, na zespół, na wszystkich. Trochę się wyżyłem na Damianie Schulzu, miałem ochotę go zabić. Prawdopodobnie on miał ochotę zrobić to samo ze mną. Można przegrać spotkanie, ale trzeba walczyć.
Jako doświadczony trener wiedział pan doskonale, że Puchar Polski to trofeum, które najłatwiej wygrać, bo decydują tylko dwa mecze, nie ma serii play off?
ANDREA ANASTASI: Ależ oczywiście. Takiemu zespołowi jak nasz, który nie ma równorzędnej dwunastki zawodników, jest bardzo ciężko utrzymać równą formę przez cały sezon. Widać to szczególnie wtedy, gdy podstawowym graczom ptrzydarza się słabszy dzień. Nie mamy na ławce Szymury czy Penczewa. U nas na ławce rezerwowych siedzi głównie młodzież, a nie reprezentanci swoich krajów. Dla Skry czy ZAKSA liga jest znacznie łatwiejsza niż dla nas.
Ale we Wrocławiu okazaliście się lepsi od jednych i drugich. Świetnie zagraliście szczególnie na siatce. Doskonale czytaliście grę rywali.
ANDREA ANASTASI: To prawda. W ostatnim czasie starałem się zebrać razem to, co mamy w drużynie najlepszego i uczynić z tego naszą główną broń. Udało się, ale jestem przekonany, że następna potyczka z ZAKSĄ czy Skrą wcale nie będzie taka łatwa.
Wspomniał pan też o niebagatelnej roli Tylera Sandersa. Jak bardzo ten zawodnik zmienił się w porównaniu z początkiem sezonu?
ANDREA ANASTASI: W mojej opinii, bardzo. Ale też trzeba powiedzieć, że pierwsze mecze w nowej lidze zawsze są trudne, szczególnie w tak wymagających rozgrywkach, jak PlusLiga. Sporo rzeczy udało mu się poprawić, ale wciąż jeszcze tkwi w nim nie odkryty potencjał. Złapaliśmy bardzo dobry kontakt i współpraca świetnie nam się układa.
Kto tak naprawdę jest liderem pana zespołu?
ANDREA ANASTASI: Oooo, jest ich wielu. Michał Kozłowski jest fantastycznym człowiekiem. Damian Schulz to niezwykle silny facet, nigdy nie ma dość pracy i nigdy nie narzeka. Mateusz Mika, kiedy trzeba też potrafi być liderem, to samo Wojtek Grzyb. Piotrek Nowakowski jest bardzo cichym facetem, ale dokłada do drużyny ogromną jakość i doświadczenie. Z kolei Daniel McDonnell jest niesamowitym walczakiem. Mógłbym tak wymieniać w nieskończoność…w tym sezonie codziennie przychodzę na treningi z ogromnym uśmiechem na twarzy, naprawdę. OK, jeśli ktoś nie trenuje tak jak powinien, to się denerwuję, ale mówię o takim generalnym odczuciu. Nie miałem chyba jeszcze jednego dnia, w którym całkowicie opuściłaby mnie pozytywna energia.
Wygrana w Pucharze Polski pewnie przyczyni się do tego, że spokojnie, bez oglądanie się na finanse dokończycie sezon?
ANDREA ANASTASI: Taką mam nadzieję - że otrzymam od klubu gwarancję iż spokojnie będziemy mogli robić swoje.
W jaki sposób do tej pory udawało się wam skupiać wyłącznie na grze, albo raczej nie skupiać na problemach?
ANDREA ANASTASI: Odpowiedź jest tylko jedna - serce. Wszyscy zawodnicy i członkowie sztabu szkoleniowego wykazują ogromne serce do pracy. To ja stworzyłem tę drużynę, skompletowałem ją zanim zaczęły się problemy. Rozmawiałem z każdym z osobna mówiąc, że chcę go mieć u siebie, że go potrzebuję. To były szczere słowa, płynące z głębi mojej duszy i oni wszyscy to czuli, taką mam nadzieję. Gdy zaczęły się problemy, ja postanowiłem zostać, oni również. Może w ten sposób odpłacili mi za to, że im zaufałem? Nie wiem, ale na pewno muszę chłopakom podziękować - za to, że jesteśmy razem, i że w minioną niedzielę wspólnie mogliśmy cieszyć się z tak pięknego zwycięstwa. Tym bardziej dlatego, że ja nie zawsze jestem miłym facetem, czasami nawet jestem bardzo niemiły. Po spotkaniu w Warszawie na pewno popełniłem kilka błędów. Ale też zespół mnie zna, wie, że reaguję bardzo emocjonalnie.
Jak w takim razie udaje się panu utrzymywać tak dobrą atmosferę w drużynie, bo tę wiać gołym okiem?
ANDREA ANASTASI: Odkąd jestem w Gdańsku, zawsze ją miałem w swoim zespole. Przede wszystkim jest to kwestia doboru zawodników. Może mam szczęście, a może mam nosa? To wyświechtane powiedzenie, że kluczowa jest chemia. Ona jest, albo nie. Natomiast jeśli dobiera się zawodników według jakiegoś klucza, prawdopodobieństwo, że ta chemia będzie jest większe. Ja zgromadziłem siatkarzy z fantastycznym podejściem do pracy, z ogromną motywacją i to wypaliło.
Gdy w 2015 roku wygrał pan z zespołem Puchar Polski, potem dotarliście do finału PlusLigi. Tym razem również jest to realne?
ANDREA ANASTASI: Będzie ciężko, tak jak wspomniałem wcześniej. Ale jestem typem człowieka, który nigdy się nie poddaje i zawsze ma głęboką wiarę w powodzenie. Na pewno wygranie pucharu, a przede wszystkim bardzo dobra postawa w turnieju pozwoli nam znaleźć pewną równowagę. Teraz mam więcej pomysłów na przyszłość.