Andrea Anastasi zadowolony z postawy podopiecznych
W piątek i sobotę reprezentacja Polski rozegrała dwa mecze towarzyskie z Rosją, pierwsze z Andreą Anastasim na ławce trenerskiej. Wynik rywalizacji był remisowy, a gra polskich siatkarzy mogła się podobać. - Chcę mieć zespół walczaków, siatkarzy z charakterem - nieustannie akcentował włoski szkoleniowiec.
PlusLiga: Za panem debiut w biało-czerwoncyh barwach - dwa towarzyskie mecze z Rosją. Jest pan zadowolony?
Andrea Anastasi: Chłopcy zagrali tak, jak oczekiwałem. To były mecze pełne walki. Jestem zadowolony, bo słuchali tego, co mówiłem na czasach i wykonywali moje polecenia, zwłaszcza w setach, w których Rosjanie mieli przewagę, a my ich goniliśmy. Jak choćby w IV partii drugiego pojedynku, kiedy doszliśmy Rosjan w końcówce, a o wyniku zdecydowały indywidualne zagrania zawodników - Bąkiewicz zepsuł zagrywkę, a Muserski zaliczył asa serwisowego.
- Mnie w oczy rzuciła się ogromna waleczność polskiej drużyny. To już efekty pana stylu pracy czy zażarta walka o miejsce w wyjściowym składzie?
- W pierwszej rozmowie z zawodnikami powiedziałem jakiej postawy od nich oczekuję i na co szczególnie będę kładł nacisk. Chcę parcia do przodu, w mojej drużynie nie ma miejsca na częściowe zaangażowanie lub wybiórcze wykonywanie zadań czy poleceń. Na razie jestem w pełni usatysfakcjonowany. Klimat w drużynie jest świetny - wszyscy chcą się uczyć, angażują się na 120 procent. Dlatego po drugim spotkaniu z Rosjanami powiedziałem chłopakom w szatni, że wykonali świetną robotę. To, że przegraliśmy nie stanowi problemu, bo czasem przegrywać będziemy. Widziałem na boisku walczący zespół, z charakterem. Bardzo mi się to podobało.
- Pochwalił pan swoich podopiecznych za przegrany mecz? Przecież chce pan wyłącznie zwycięstw.
- Oczywiście, ale nie oczekiwałem cudu po trzech tygodniach pracy. Dokonywaliśmy wielu rotacji, próbowaliśmy różnych ustawień. Łukasz Żygadło zagrał w szóstce praktycznie po jednym, niepełnym treningu z kolegami, bo dołączył do nas w miniony czwartek. Mimo to całkiem dobrze wyglądała jego współpraca z Grześkiem Kosokiem, trochę gorzej z Piotrem Nowakowskim. Mamy jeszcze tydzień do startu Ligi Światowej, spokojnie popracujemy nad wyeliminowaniem niedociągnięć.
- W tracie meczów cały czas rozmawiał pan z zawodnikami, rzucał uwagi.
- Poznajemy się nawzajem. Ja uczę się zawodników, oni mnie. Za każdym razem kładę nacisk na inny element gry. W sobotę na przykład skupiłem się na zagrywce. Rosjanie serwowali bardzo dobrze, my nie. Dlatego na jednym z czasów nakazałem skrzydłowym, żeby zagrywali mocno, nawet za cenę popełnienia błędu, bo te wliczone są w ryzyko. To są początki. Kiedy już poznamy się dobrze, nie będę im cięgle przypominał co mają robić na boisku, sami będą doskonale wiedzieli.
- Regularna zagrywka to odwieczny problem polskich zawodników. Dlaczego nie potrafimy serwować tak dobrze, jak Brazylijczycy czy Włosi?
- To ciekawa sprawa. Kiedy byłem trenerem Italii, dziennikarze, eksperci bardzo często pytali mnie dlaczego drużyna ma tak duże problemy z regularnością zagrywki, dlaczego nie serwujemy tak dobrze, jak Brazylijczycy. Gdy niedawno byłem w Brazylii i rozmawiałem z wieloma szkoleniowcami, zgodnie twierdzili, że system gry mają świetny, ale jest jeden drażniący problem: zagrywka. Nie zauważyłem, żeby polscy gracze mieli jakieś szczególne kłopoty z regularnością w tym elemencie.
- Jakie problemy pan dostrzega? Co wymaga poprawy natychmiast?
- Przede wszystkim musimy popracować nad zgraniem, musimy stworzyć kolektyw, skupić się na poprawieniu przyjęcia i współpracy blok-obrona. Zgrupowanie kadry trwa od trzech tygodni i w tym czasie siatkarze otrzymali ode mnie ogromną ilość informacji, dokonaliśmy kilku zmian w porównaniu z tym, co robili wcześniej w klubach - to wszystko musimy ułożyć, dopracować.
- Zmienił pan pozycję Zbyszkowi Bartmanowi. Dlaczego?
- Najlepszego polskiego atakującego nie ma z nami i musieliśmy znaleźć kogoś na jego miejsce. Postanowiłem, że numerem jeden na pozycji atakującego będzie Zbyszek Bartman, bo widzę w nim olbrzymi potencjał, na niego zamierzam stawiać. W życiu trenera ważne jest, by umieć zaryzykować, żeby wykorzystywać różne okazje i okoliczności. Jeśli nie ma się wystarczająco dużo odwagi by to uczynić, nie ma czego szukać w tym zawodzie. Przystępując do pracy z polską drużyną, miałem jej wizję, wiedziałem czego chcę dokonać i teraz idę w wytyczonym kierunku. Nie wiem czy uda mi się ją zrealizować, ale z pewnością zrobię wszystko, by tak było.
- Jak na tę decyzję zareagowali pozostali, nominalni atakujący?
- Uczciwie powiedziałem o tym zawodnikom. Powiedziałem też, że w tej chwili drugi w kolejności jest Kuba Jarosz, trzeci, bardzo interesujący dla mnie gracz Bartosz Janeczek, a czwarty Marcel Gromadowski. Marcel również uczciwie stwierdził, że to go nie satysfakcjonuje i zrezygnował. Miał do tego pełne prawo.
- W meczach z Rosją nie mieliśmy okazji zobaczyć Michała Kubiaka i Piotra Gruszki.
- Michał ma małe dolegliwości zdrowotne, ale to nic poważnego. Niemniej, nie chcieliśmy ryzykować. Dla mnie zdrowie zawodników jest sprawą kluczową, podobnie jak klarowne stawanie spraw. Piotrek Gruszka cały czas z nami pracuje i bardzo rwie się do gry. Gdyby to zależało od niego, pewnie już byłby na boisku. Ale ja potrzebuję Piotra w pełni sił i dyspozycji, bo to dla mnie niezwykle ważna postać w zespole. Być może zobaczymy go podczas turnieju finałowego LŚ. W najbliższą niedzielę dołączy do nas jeszcze Mateusz Mika. Nie wiem w jakiej jest formie i zdecydowałem, że najpierw przez tydzień popracuje z Radkiem Panasem, potem będzie już trenował z nami.
- Wspomniał pan, że dobry szkoleniowiec musi podejmować ryzyko. Dlaczego pan nie zaryzykował i nie zaprosił na zgrupowanie Łukasza Kadziewicza?
- Rzeczywiście, nie rozmawiałem z Kadziewiczem i to był mój wybór. W kadrze narodowej nie zawsze jest miejsce dla najlepszych zawodników na danej pozycji.
- Za tydzień w Łodzi reprezentacja Polski zainauguruje Ligę Światową. Awans do turnieju finałowego mamy zapewniony, co zatem będzie dla pana celem numer jeden?
- Tak jak mówiłem wcześniej, chcę stworzyć zespół prawdziwych walczaków. Nieważne, że mamy zapewniony udział w turnieju finałowym, chcę żeby moi siatkarze walczyli o zwycięstwo w każdym meczu, żeby pokazali pazur. Nie interesuje mnie finał i nie chcę, żeby myśleli o nim w trakcie fazy interkontynentalnej. Dziś chcę, żeby myśleli tylko o tym, co stanie się w piątek i sobotę w Łodzi.
- Gwarancja udziału w turnieju finałowym sprawi, że Polacy będą grać bez obciążeń, a pan nie będzie miał okazji zobaczyć jak zachowują się w sytuacjach stresowych, pod presją.
- Zapewniam panią, że presję potrafię sam wytworzyć, nie będą potrzebowali dodatkowej, związanej z walką o punkty. Gra w kadrze narodowej, w prestiżowym turnieju, z wymagającymi rywalami musi być dla nich wystarczającą motywacją i mobilizacją. A jeśli zauważę, że ktoś nie spełnia moich oczekiwań, nie angażuje się maksymalnie, na pewno zabraknie go w turnieju finałowym.
- Ma pan już w głowie startową szóstkę na pojedynki ze Stanami Zjednoczonymi?
- Oczywiście, że tak. Kto w niej zagra powiem w piątek, minutę przed rozpoczęciem pierwszego spotkania.