Andrea Gardini: grudniowy kalendarz da nam w kość
Po trzech latach pracy w Indykpolu AZS Olsztyn włoski szkoleniowiec przeniósł się na Opolszczyznę, by przejąć stery w drużynie mistrza Polski. Pierwsze trzy mecze ZAKSA Kędzierzyn-Koźle wygrała, ale Gardini przestrzega, że w dalszej części sezonu wcale nie będzie tak łatwo.
Trzy rozegrane spotkania i trzy zwycięstwa - z Aluronem Virtu Wartą Zawiercie, Asseco Resovią Rzeszów i to najbardziej spektakularne na inaugurację rozgrywek we własnej hali, z Jastrzębskim Węglem - to aktualny dorobek w PlusLidze nowego trenera mistrza Polski.
PLUSLIGA.PL: 3:0 z Jastrzębskim Węglem zrobiło wrażenie. To był doskonały mecz ZAKSY czy słaby Jastrzębia?
ANDREA GARDINI: W pierwszych dwóch setach mój zespół zaprezentował bardzo dobrą siatkówkę, a jastrzębianie popełnili mnóstwo błędów własnych. Dlatego też szło nam łatwiej niż się spodziewaliśmy. Dopiero w trzeciej partii rozpoczął się prawdziwy pojedynek. Rywale wyraźnie poprawili jakość gry, zaczęli naciskać nas zagrywką, no i przede wszystkim obudził się Salvador Hidalgo Oliva. Świetnie spisywał się także Maciej Muzaj. Popadliśmy w niezłe tarapaty, ale ostatecznie udało nam się wrócić na właściwe tory, co niesamowicie mnie ucieszyło. Przede wszystkim dlatego, że w newralgicznych momentach byliśmy mocno skoncentrowani, szczególnie w defensywie. Wybroniliśmy kilka ważnych piłek i to, moim zdaniem, przełożyło się na końcowe zwycięstwo. W naszej grze musi być moc, energia - to jedyna droga do sukcesu. Musimy wykorzystywać wszystkie okazje do zdobywania punktów.
Zespoły postrzegane w gronie faworytów ligowych grają na razie nierówno. Początek sezonu to dobre wytłumaczenie?
ANDREA GARDINI: Oczywiście. Proszę sobie wyobrazić, że mój zespół przed inauguracją PlusLigi odbył zaledwie dziewięć treningów w pełnym składzie. Nawet jeśli zestaw zawodników nie zmienił się znacząco, to jednak po kilku miesiącach przerwy potrzeba czasu, by przypomnieć sobie pewne schematy, złapać rytm.
Ile czasu potrzebuje ZAKSA, by prezentować ten najwyższy poziom?
ANDREA GARDINI: Prawdopodobnie cały sezon. A mówiąc poważnie, nigdy nie jest tak, że trener jest całkowicie zadowolony, bo chyba też tak być nie powinno. Zawsze jest coś do poprawy, jakiś detal, który może wpłynąć na jakość gry. Rola trenera polega na wyszukiwaniu tych detali i pracy nad ich szlifowaniem. Moja filozofia pracy mówi, żeby nigdy nie osiadać na laurach, żeby zawsze znajdować coś, co jeszcze można udoskonalić. Chcę także, aby zawodnicy ciągle uczyli się czegoś nowego, albo przynajmniej chcę tworzyć im przestrzeń do nauki. Chociaż wygraliśmy trzy mecze, mamy sporo do poprawy. Najważniejsze, to osiągnąć maksymalny spokój w swoich poczynaniach.
Trzeba jednak przyznać, że ZAKSIE czy Jastrzębskiemu Węglowi powinno być łatwiej niż innym, bo składy tych drużyn praktycznie się nie zmieniły.
ANDREA GARDINI: Doskonale panie pewnie wie jak wyglądała sytuacja transferowa w ZAKSIE, mam na myśli sprawę z atakującym. Ale cóż, takie jest życie, trzeba zawsze umieć odnaleźć się w trudnej sytuacji. Zmiana atakującego spowodowała, że nasz styl też trochę się zmienił. Ponadto mamy kilku innych nowych graczy w szerokim składzie i oni także muszą odnaleźć się w obecnych realiach.
Co dokładnie zmieniło się po przyjściu Torresa?
ANDREA GARDINI: Torres to zawodnik przyzwyczajony do ciężkich treningów i jeszcze cięższej batalii o punkty, bo wcześniej występował w lidze włoskiej, w której wymagania są równie wysokie jak w Polsce. Nie grał jednak w drużynie, która ma tak wysokie cele, jak ZAKSA i musi przywyknąć do tego, że oczekiwania wobec jego osoby będą znacznie większe. Potrzebuje czasu, żeby poznać nasze systemy, żeby wdrożyć się w to, co w zespole już wcześniej doskonale funkcjonowało. Jest nam łatwiej, bo wszystkie trzy mecze wygraliśmy i możemy spokojnie pracować.
Uważam, że ciągle jesteśmy jednym z najlepszych polskich zespołów i ja osobiście widzę ZAKSĘ w finale PlusLigi. Nie wiem czy tak się stanie, ale po to każdego dnia ciężko pracujemy na treningach. Codziennie zresztą powtarzam chłopakom jaki jest nasz cel - dotrzeć do finału każdego turnieju, w którym weźmiemy udział. Może nie wszystkie zamierzenia uda się zrealizować, ale trzeba próbować i zawsze stawiać sobie poprzeczkę wysoko.
Nową twarzą w kędzierzyńskiej ekipie jest Rafał Szymura, jedna z polskich nadziei na przyjęciu. Jaką rolę przewidział pan dla tego zawodnika?
ANDREA GARDINI: Macie w Polsce kilku niesamowity młodych graczy i Rafał jest jednym z nich. Ma spore umiejętności i na pewno często będę korzystał z jego usług. Mamy przed sobą mnóstwo meczów i byłoby niemożliwością zagrać je jedną szóstką. Ten zawodnik już pokazał się z dobrej strony, ale też czeka go dużo pracy. Ciągle na niego pokrzykuję na treningach, bo chcę, żeby był jeszcze lepszy, żeby osiągnął szybszy progres, i żeby ciągle miał w głowie to, o czym wspomniałem wcześniej - nasze cele na najbliższy rok.
Po trzech latach pracy w zespole, który plasował się gdzieś w środku tabeli przeszedł pan do topowego klubu, z kompletnie innymi celami. Jest jakaś różnica w pracy?
ANDREA GARDINI: Mam swój sposób na prowadzenie zespołu, swoją filozofię pracy - to się nie zmieniło. Jestem sobą i w jakiś tam sposób mój charakter, moje podejście do pracy determinuje postawę drużyny. Ale zmienił się poziom i dlatego wymagania na treningach też muszą być inne, zawodnicy muszą dawać z siebie więcej. To jest podstawowa różnica. Przez siedem lat pracowałem z kadrą narodową, Włoch i Polski i doskonale wiem jak wygląda siatkówka na tym najwyższym poziomie. Nie będę ukrywał, że uwielbiam ten rodzaj pracy i te najtrudniejsze wyzwania. Mogę nawet powiedzieć, że to dla mnie ogromna przyjemność.
Łatwiej się pracuje mając takiego rozgrywającego, jak Toniutti?
ANDREA GARDINI: Na pewno jest istotnym ogniwem naszej drużyny, wartością samą w sobie. Ale takich graczy, którzy w pojedynkę mogą zrobić różnicę mają też inni - np. Wlazły w PGE Skrze Bełchatów, czy Oliva w Jastrzębskim Węglu. Ben to świetny człowiek, bardzo pożyteczny na treningach, przywykły do ciężkiej pracy. Tak, to z pewnością zawodnik, który ma duży wpływ na postawę zespołu.
Wspomniał pan o celach, jakie stawia sobie w tym sezonie. W zeszłym roku ZAKSA rozczarowała w Lidze Mistrzów, bo moim zdaniem, mając w perspektywie rywalizację z Zenitem Kazań, trochę odpuściła batalię z Biełgorie Biełgorod. Może pan obiecać, że nie będzie jakiegokolwiek odpuszczania?
ANDREA GARDINI: Nie podzielam pani opinii. Rosjanie są niezwykle trudnymi przeciwnikami i według mnie ZAKSA przegrała sportowo, na pewno nie było poddawania się. Czasami po prostu trzeba uznać wyższość rywala. Tak jak wspomniałem wcześniej, chciałbym dotrwać w Lidze Mistrzów do samego końca i zrobimy wszystko, by tak się stało. Ale podobne plany ma kilka innych drużyn. Czy będzie to możliwe? Zobaczymy.
W grudniu czekają was jeszcze Klubowe Mistrzostwa Świata. Ten turniej jest w ogóle potrzebny? Tym bardziej w tak niekomfortowym terminie?
ANDREA GARDINI: Sama idea turnieju jest dobra, bo daje możliwość konfrontacji z najlepszymi zespołami na świecie, a nigdy nie za wiele rywalizacji na najwyższym poziomie. Ale nie ma co ukrywać, że termin turnieju mocno komplikuje nam sytuację. Proszę sobie wyobrazić, że w grudniu być może przyjdzie nam rozegrać trzynaście - czternaście spotkań! To jest katastrofa. Będzie niesamowicie ciężko. Wiem, że nie powinienem krytykować kalendarza PlusLigi, ale moim zdaniem jest on trochę dziwnie zorganizowany. Jak jeszcze dojdą rozgrywki w Lidze Mistrzów, zrobi się straszny tłok w meczach. Trzeba głośno mówić o tym, że zawodnicy grają zbyt często, a to bardzo niebezpieczne dla ich zdrowia. Mam spore obawy, że ten grudniowy, napięty do granic możliwości kalendarz mocno da nam w kość.