Andrea Giani: mam tylko jeden cel - złoto
- Z takim podejściem zawodników do pracy i z takimi charakterami, jakie mam w niemieckiej kadrze, praca jest wielką przyjemnością - powiedział słynny Włoch pytany o tajemnicę sukcesu Niemców podczas LOTTO EUROVOLLEY Polska 2017. Dwa lata temu, ze Słowenią Giani wywalczył srebrny medal mistrzostw Europy. W tym roku, tym razem z Niemcami powtórzył wynik.
PLUSLIGA.PL: Drugie mistrzostwa Europy w roli selekcjonera kadry narodowej i drugie srebro. Ma pan patent na wygrywanie?
ANDREA GIANI: Gdybym miał, to w minioną niedzielę wygralibyśmy złoto, które przecież było tak blisko. Ale nie narzekam. Wręcz przeciwnie, jestem niesamowicie dumny z mojego zespołu, z tego jak walczyliśmy w finale z Rosją. Pamiętajmy, że we wcześniejszych spotkaniach oni nie stracili nawet seta, a my stoczyliśmy z nimi wyrównaną bitwę. Z takim podejściem zawodników do pracy i z takimi charakterami, jakie mam w niemieckiej kadrze, praca jest wielką przyjemnością. Kluczowy mecz rozegraliśmy w półfinale. Zwycięstwo nad Serbami dało nam pierwszy w historii medal mistrzostw Europy dla Niemców. W finale zagraliśmy chyba jeszcze lepiej niż poprzedniego dnia, w głowach mieliśmy tylko jedno - zwycięstwo. Ja do końca wierzyłem, że to złoto będzie nasze. Przegraliśmy z Rosjanami dwoma oczkami, taka jest siatkówka.
- Lubię wygrywać, a walka o krążek z najcenniejszego kruszcu jest dla mnie czymś wyjątkowym. Dlatego za każdym razem, gdy podejmuję pracę trenera, mam tylko jeden cel - wygrać złoto. Tym razem się nie udało, ale nie poddamy się.
Dużo mówi pan o mentalnym podejściu do rywalizacji. W jaki sposób zaszczepił pan tę wiarę w sukces swoim zawodnikom?
ANDREA GIANI: Wiadomo, że każdy siatkarz ma jakiś tam swój cel, swoje oczekiwania i trzeba to wszystko poukładać. Dlatego odbyłem wiele rozmów z tymi najbardziej doświadczonymi graczami na temat systemu gry niemieckiej kadry, ale także o tym jakie są w drużynie oczekiwania wobec mnie i naszej wspólnej pracy. Dało mi to mnóstwo materiału do analizy, który potem wspólnie z moimi asystentami przełożyliśmy na konkretne działania. Początek sezonu nie był udany, bo przegraliśmy kwalifikacje do mistrzostw świata, a mimo to zawodnicy nie stracili wiary w nasz wspólny sukces. Powiedziałem im, że widocznie trzeba więcej czasu, by osiągnąć poziom, który pozwoli nam wygrywać. Zrozumieli, zaufali mi i pracowali jeszcze ciężej. Przyjechaliśmy do Polski pełni wiary w zwycięstwo i sens naszej pracy. Do inauguracyjnego spotkania z Włochami nie podeszliśmy jak do jednego z trzech meczów w fazie grupowej, ale jak do tego jedynego, najważniejszego, które należy wygrać za wszelką cenę.
Naprawdę nie czuliście presji?
ANDREA GIANI: Pewnie jakaś była, ale silniejsza okazała się chęć zwycięstwa. Mieliśmy w pamięci porażkę w kwalifikacjach i chcieliśmy powetować ją sobie na Euro. Ciężko pracowaliśmy, mieliśmy jeden wspólny cel, do którego zgodnie dążyliśmy. Poskutkowało. Potem z każdym dniem nabieraliśmy coraz więcej pewności siebie. Do starcia finałowego podeszliśmy bardzo dobrze nastawieni, z pozytywną energią. Dzień wcześniej biliśmy się z Serbami przez pięć setów i bałam się, że chłopaki będą po ludzku zmęczeni. A oni skakali do piłki jak szaleńcy, atakowali z niebywałą mocą.
Medal zdobyty w Krakowie z Niemcami spakuje tak samo, jak tamten z Sofii wygrany ze Słowenią?
ANDREA GIANI: To były dwie różne historie, inne drużyny i zupełnie odmienny bieg zdarzeń. W rywalizacji sprzed dwóch lat z Francją nie mieliśmy zbyt dużo do powiedzenia, była dość wyraźna różnica w poziomie gry. Finał z Rosjanami był wyrównany, toczyliśmy z nimi twardą walkę, było równo w każdym elemencie i do końca wierzyliśmy w zwycięstwo.
Niemiecka drużyna jest mieszanką bardzo doświadczonych graczy z bardzo młodymi. Ciężko pracować z taką grupą?
ANDREA GIANI: Nie, jest wspaniale! Mam w zespole zawodników, którzy wręcz oddychają siatkówką, myślą o niej od rana do nocy. To jest niewiarygodne. W ciągu pięciu tygodni ten zespół poczynił ogromne postępy, właśnie dlatego, że siatkówka jest ich pasją. Cięgle o niej rozmawiają - ze mną i między sobą. Istotne jest także zaufanie, którym darzmy się nawzajem. Tę wspaniałą atmosferę widać było na boisku i to dzięki niej zaszliśmy tak daleko. Taki jest mój pomysł na siatkówkę i mój styl pracy. Doskonałym przykładem jest nasz młody libero, który po raz pierwszy w karierze zagrał w tak ważnym turnieju, a zachowywał się na boisku jak rutyniarz, nie odstawał od innych zawodników na swojej pozycji.
Jak ważną postacią w zespole jest Georg Grozer?
ANDREA GIANI: Powiedziałbym, że Georg jest atakującym w starym stylu, czy raczej starej, dobrej szkoły. Ma w sobie niesamowicie pozytywną energię, a do tego jeszcze nie jest skupiony wyłącznie na sobie. Podczas gry myśli o kolegach, o tym żeby ich nie zawieść, żeby pomóc im jak najwięcej. To jest niesamowity gość. A co najważniejsze, podczas treningów daje z siebie maksimum, chce być zawsze najlepszy, czym popycha do przodu pozostałych. Takich zawodników jak Grozer nie ma zbyt wielu na świecie - daje jakość i optymizm, jest niezwykle istotną częścią drużyny. Do tego jeszcze zawsze jest zadowolony, nie narzeka.
Grozer ma 33 lata i raczej nie wystąpi na igrzyskach olimpijskich w Tokio. Ma w Niemczech jakiegoś godnego następcę?
ANDREA GIANI: Dlaczego miałby nie zagrać w Tokio? Myślę, że kluczowy będzie przyszły sezon i to jak zostanie poprowadzony w kadrze. Także to, jak ten sezon będzie wyglądał. Przede wszystkim, musimy się skupić na młodych graczach, żeby wciąż szli do przodu, by wzmacniali technikę i fizykę. Być może w przyszłym sezonie Grozer pokaże się tylko w kilku meczach, żeby mieć kontakt z zawodnikami, a za dwa lata, jeśli zdrowie mu pozwoli, w większym wymiarze. Oczywiście, niezależnie od tego będziemy szukać i testować nowych zawodników, a kilku ich jest, jak choćby Simon Hirsch, Daniel Malescha czy Linus Weber. W sporcie najważniejsza jest elastyczność, trzeba zawsze umieć dostosować się do sytuacji, a przede wszystkim ją zaakceptować.
Właśnie zakończony czempionat Starego Kontynentu był turniejem niespodzianek. Pana zaskoczyło coś szczególnie?
ANDREA GIANI: W Europie zawsze było bardzo dużo drużyn grających dobrą siatkówkę, dlatego też ta hierarchia czasami się zmienia. Dla mnie osobiście najważniejsze jest, by cały czas dobrze pracować, mieć pozytywne nastawienie i nie skupiać się wyłącznie na myśleniu o medalach. Mam obecnie w zespole kilku bardzo młodych zawodników i moim planem na najbliższy czas jest, by oni osiągnęli progres.
Powrót do listy