Andrea Zorzi podziwia Castellaniego
XX edycja Ligi Światowej zakończyła się spektakularnym powrotem na szczyt Brazylii, która w belgradzkim finale pokonała Serbię 3:2. - Wielki pojedynek na zakończenie przeciętnego turnieju - tak skomentował LŚ 2009 dziennikarz i ekspert FIVB Andrea Zorzi.
- Finałowe spotkanie Final Six w Belgradzie to jedyny mecz tegorocznej edycji LŚ, który zapadnie w pamięci na długo. Pozostałe nie wyróżniały się niczym specjalnym, a poziom turnieju finałowego był najniższy od wielu lat - ocenia ikona włoskiej siatkówki Andrea Zorzi.
Azjaci atakują?
Japonia, Chiny i Korea zaprezentowały się w tym roku znacznie lepiej, niż w poprzednich rozgrywkach. Napsuły rywalom sporo krwi, a przy okazji stały się sprawcami kilku sensacji: Koreańczycy pokonali 3:0 późniejszych finalistów Serbię, Japonia ograła 3:1 Rosję, a Chiny 3:0 Włochy. Chińczycy powalczyli też w ostatnim meczu rozgrywek i doprowadzając do tie breaka, zamknęli Włochom drogę do Belgradu.
- Włosi sami zamknęli sobie tę drogę - uważa Andrea Zorzi. - Wykazali się kompletnym brakiem odpowiedzialności i ignorancją niegodną reprezentantów kraju. Jestem rozczarowany postawą naszej kadry i uważam, że czas najwyższy aby coś z tym zrobić.
- Moim zdaniem Azjaci jeszcze długo nie zagrożą Europejczykom, a tym bardziej Amerykanom. Z kilku powodów. Najważniejszy to warunki fizyczne - tym pozostali biją ich na łeb i szyję. Sporo brakuje im także w dziedzinie techniki, a przede wszystkim przygotowania taktycznego. Azjatów stać dziś na pojedyncze zrywy, które zresztą zazwyczaj ułatwiają im rywale. Na to, żeby walczyć z największymi jak równy z równym, moim zdaniem na razie nie mają szans - dodaje.
Europejski brak motywacji
Podczas turnieju finałowego w Belgradzie zewsząd można było usłyszeć o pogłębiającym się kryzysie europejskiej siatkówki. Obecność tylko dwóch przedstawicieli Starego Kontynentu (rok temu w Rio zagrały trzy, a dwa lata wstecz, w Katowicach cztery) skłoniła ekspertów do szczegółowych analiz. Andrea Zorzi twierdzi, że przyczyna tkwi przede wszystkim w braku motywacji ze strony zawodników oraz błędnej polityce kadrowo - szkoleniowej.
- Gdy Anastasi wygrał złoto mistrzostw Europy z Hiszpanią, we Włoszech okrzyknięto go cudotwórcą i z miejsca zaproszono do prowadzenia kadry narodowej. Oczekiwano cudu także na Półwyspie Apenińskim. Ale zamiast cudu zobaczyliśmy niemoc, brak zaangażowania i chęci do walki. Apogeum kadra Anastasiego osiągnęła w Pekinie, gdy po wygranym meczu z Polakami dała się zbić Brazylijczykom. Nie dlatego, że zabrakło umiejętności, ale ponieważ nie starczyło motywacji. Cel - awans do czwórki został osiągnięty. Siatkarze wrócili do domu szczęśliwy, a mnie pozostał niesmak. Po obejrzeniu meczów Italii we właśnie zakończonej LŚ niesmak przerodził się w złość i zażenowanie. Bo ja, jako były siatkarz i reprezentant nie rozumiem co znaczy "chcieliśmy, staraliśmy się, ale nie wyszło”. Widocznie chcieliśmy za mało, a staraliśmy się jeszcze mniej. Innego wytłumaczenia nie znajduję.
- Dokładnie taki sam komentarz mógłbym wygłosić podsumowując ostatnie poczynania Bułgarii i Rosji. Jest jednak pewna różnica. Tam potencjał jest chyba jeszcze większy, a nastawienie do ciężkiej pracy jeszcze bardziej lekceważące, niż w mojej Ojczyźnie - kontynuuje Zorzi.
- Gorąco wierzę, że wrócą jednak czasy, gdy nominacja do kadry narodowej będzie honorem, zaszczytem i wyróżnieniem, a zawodnicy którzy znajdą się w jej szeregach będą dawali z siebie wszystko. Jak kiedyś my i jak teraz Amerykanie, Brazylijczycy czy Serbowie.
Urodzeni wojownicy
Tylko trzy zespoły na świecie - Brazylia, Stany Zjednoczone i Serbia zasługują według byłego włoskiego siatkarza na miano prawdziwych wojowników, z sercem i duszą zwycięzców. To od nich trzeba się uczyć jak pokonywać słabości, jak podnosić się z kolan i przede wszystkim - jak godnie reprezentować barwy swojego kraju.
- Amerykanie rozczarowali w Final Six wynikiem, ale nie postawą. Zespół właśnie rozpoczął nowy, czteroletni cykl przygotowań do igrzysk olimpijskich i w znacznie przebudowanym składzie, z nowym szkoleniowcem i nowym mentalnym liderem Donaldem Suxho zagrał tyle, na ile było go stać. W meczach z Rosją i Serbią Amerykanie dzielnie walczyli, ale zabrakło argumentów czysto siatkarskich. Przy tym, podobnie zresztą jak zrekonstruowany team brazylijski pokazali, że siatkówka to nie tylko zawód i sposób na zarabianie pieniędzy, ale również wielka pasja i doskonała zabawa - zauważa ekspert FIVB.
- Serbowie i Brazylijczycy imponowali mi zawsze. Po meczu finałowym w Belgradzie obydwie drużyny imponują mi jeszcze bardziej, niż dotychczas. Jedni i drudzy pokazali jak ważną rolę w zespole ogrywają indywidualne umiejętności połączone z doświadczeniem. Miljković i Grbić byli żelazną podporą Serbów, a Murilo, Sergio i Giba wciąż są najjaśniejszymi postaciami mistrzów świata.
Ryzykant Castellani
Biało-czerwoni zaprezentowali się w Lidze Światowej adekwatnie do swojego aktualnego potencjału. Tu jednak, zdaniem Zorziego oceny nie mogą być zbyt krytyczne, bo trener Daniel Castellani dokonał tego, czego jego koledzy z innych reprezentacji nie odważyli się uczynić - radykalnie odmłodził skład.
- Miał dwa wyjścia. Prostsze - zagrać sprawdzonym składem i znaleźć się w FS oraz bardziej skomplikowane - postawić na młodzież i budować kadrę na przyszłość. Wybrał opcję najtrudniejszą z możliwych i za to należy mu się szacunek. Castellani zaimponował mi po trzykroć. Po pierwsze - wykazał się wielką odwagą ryzykując tak gruntownym odmłodzeniem składu. Po drugie - wybrał drogę znacznie dłuższą i znacznie bardziej forsowną, przede wszystkim dla niego samego, bo tym młodym, nieopierzonym jeszcze graczom należy poświęcić znacznie więcej czasu i cierpliwości, niż ich doświadczonym kolegom. Po trzecie wreszcie - pokazał, że jest człowiekiem odpowiedzialnym i nie boi się krytyki. Nie dba o chwilowe uwielbienie i szybki sukces (lub sukcesik) a myśli perspektywicznie, chce budować zespół nie na jedną imprezę, a na długie lata. Osobiście bardzo go za to podziwiam.