Andrej Żekow: jestem gotowy by znów zagrać w kadrze
- Zawsze podkreślałam, że gra w reprezentacji narodowej to nie jest jakiś kontrakt, który należy wypełnić, bo otrzymuje się za to wynagrodzenie. To ogromny prestiż, honor i zaszczyt i w tej kwestii zdania nie zmieniłem - mówi o swoim powrocie do bułgarskiej kadry rozgrywający Tomisu Conastanta, rywala Jastrzębskiego Węgla w LM.
PlusLiga: Przegrana z Jastrzębskim Węgle zakończyła marzenia pana drużyny o awansie do kolejnej rundy LM. Liczyliście na lepszy wynik?
Andrej Żekow: Zdecydowanie tak. Nie wiem dlaczego, ale w obydwu spotkaniach z Jastrzębskim Węglem - u siebie w domu i tutaj w Jastrzębiu zagraliśmy gorzej niż w innych meczach, grubo poniżej normalnego poziomu. Może po prostu „nie pasuje” nam styl Jastrzębia, które jest naprawdę dobrym zespołem. Cóż, zazwyczaj jest tak, że gdy traci się jedną okazję, pojawia się następna. Dla nas istotne jest w tej chwili by pozostać w europejskich pucharach, może w CEV Cup.
- Przyjechaliście do Polski z nowym atakującym. Egipcjanin Reda Haikal się nie sprawdził?
- Włodarze nie do końca byli z niego zadowoleni i musiał opuścić klub. Nasz nowy atakujący Martin Nemec rozegrał we wtorek pierwsze spotkanie w barwach Constanty. Od jakiegoś czasu trenował z nami, ale ze względu na formalności nie mógł występować w meczach ligi rumuńskiej. Potrzebujemy czasu by złapał meczowy rytm i porządnie zgrał się z drużyną.
- Z kolei Israel Rodriguez miał kłopoty zdrowotne. To prawda, że zaraz po przyjeździe do Polski trafił do szpitala?
- Prawda. Miał atak bólu i musieliśmy jakoś temu zaradzić. Mamy swoje problemy zdrowotne, a do tego podróż z Rumuni do Polski była koszmarnie uciążliwa, spędziliśmy w podróży prawie dobę. To też pewnie przełożyło się na słabszą grę. Kalendarz rozgrywek powinien chyba wyglądać trochę inaczej.
- Podobno włodarze Tomisu mają ambicje by klub zaistniał w europejskiej czołówce? Słyszałam jednak opinię, że ambicję są zbyt wygórowane w stosunku do budżetu…
- Jeśli chodzi o budżet to faktycznie nie jest on zbyt wysoki, myślę, że kilka razy mniejszy od europejskich potentatów, jak choćby Halkbank Ankara. W Lidze Mistrzów gramy dopiero drugi raz, przecieramy szlaki. Każdy klub ma ambicje, by zaistnieć poza własnym krajem, także Tomis Constanta. Dlatego właśnie zdecydowałem się na przyjazd do ligi rumuńskiej - Constanta dała mi sposobność odbudowania się sportowo, a przy okazji możliwość pokazania się w najbardziej prestiżowym europejskim pucharze.
- Jak tacy siatkarze jak pan czy Israel Rodriguez, którzy w przeszłości walczyli o najwyższe cele, odnajdują się w rumuńskich realiach?
- Liga nie jest najmocniejsza, ale to nie jest największym problemem. Nie chciałbym wchodzić w szczegóły, ale mają tam nieco inny rodzaj myślenia o siatkówce jako o całości. Żeby przeskoczyć na wyższy poziom funkcjonowania, tok myślenia musi się zmienić. Dla mnie, jak wspomniałem jest to przede wszystkim szansa powrotu do siatkówki.
- Wrócił pan do siatkówki po rocznej przerwie. Dlaczego właściwie zrezygnował pan z gry, w dodatku tuż przed IO w Londynie?
- Po pierwsze byłem bardzo zmęczony po wielu latach gry, praktycznie bez odpoczynku. Nigdy wcześniej nie odmówiłem występów w drużynie narodowej, ale od jakiegoś czasu miałem problem z utrzymaniem wysokiej jakości gry. Mimo to zagrałem w kwalifikacjach do IO, pomogłem zespołowi awansować do londyńskiego turnieju. Potem, na skutek tych wszystkich zdarzeń, które miały miejsce w bułgarskiej siatkówce poczułem się kompletnie pusty w środku, wiedziałem, że nie mogę już dać kadrze nic dobrego, że pozostanie w drużynie tylko po to, by jechać na igrzyska nie byłoby uczciwe. Miałem świadomość, że w takiej dyspozycji nie jestem w stanie pomóc.
- Bułgarskie media sugerowały przez pewien czas, że odszedł pan z kadry solidaryzując się z decyzją Stojczewa i Kazijskiego.
- To nieprawda. Ale nie ukrywam, że ich decyzja o opuszczeniu reprezentacji pomogła mi w podjęciu pewnych kroków. Nigdy nie oceniałem innych ludzi, nie mam też zamiaru oceniać Stojczewa i Kazijskiego. Na pewno wtedy nie wszystko wokół kadry odbywało się tak, jak powinno.
- Jak czuł się pan oglądając występy kolegów na IO?
- Nie obejrzałem ani jednego meczu reprezentacji - ani podczas IO w Londynie, ani z ostatnich mistrzostw Europy. Generalnie starałem się unikać oglądania sportu w telewizji. Odpoczywałem od tego wszystkiego, zbierałem siły. Za to miałem okazję pobyć wreszcie z rodziną, nacieszyć się codziennym, spokojnym życiem.
- Jednak Martin Stoew, szkoleniowiec Tomisu przerwał tę rodzinną sielankę.
- Po części tak. Zadzwonił do mnie i powiedział, że jeśli jestem gotowy by powrócić do siatkówki, on da mi szansę. Pomyślałem, że powinienem jeszcze raz spróbować, że wciąż jeszcze mam coś do zaoferowania. Rodzina wsparła moją decyzję i wspólnie postanowiliśmy, że wracam na siatkarskie boiska. Potrzebowałem tego rocznego urlopu, żeby nabrać dystansu. Na razie jest dobrze.
- Wcześniej Camillo Placi próbował namówić pana do powrotu do kadry narodowej.
- Dzwonił do mnie przed poprzednim sezonem reprezentacyjnym, ale musiałem odmówić. Byłem kompletnie bez formy, po roku rozbratu z siatkówką nie byłbym w stanie w ciągu kilku tygodni nadrobić zaległości. Powiedziałem mu jednak, że jeśli w przyszłości wciąż będzie widział mnie w kadrze, a ja wrócę na dobry poziom, będę do jego dyspozycji. Długo nie czekałem - trener zaprosił mnie do kadry na kwalifikacje do mistrzostw świata. Na razie to tylko szeroka kadra, ale jestem gotów by znów w niej być.
- Przed opuszczeniem reprezentacji był pan rozgrywającym numer jeden, teraz będzie pan musiał walczyć o prymat pierwszeństwa z Georgi Bratoewem.
- To nowa sytuacja, ale jestem gotowy do zdrowej, wyłącznie sportowej rywalizacji, a czas pokaże który z nas będzie tym pierwszym. Jeśli będzie nim Georgi, na pewno się nie obrażę, będę wspierał jego i reprezentację. Chcemy zagrać na polskim mundialu, to bardzo ważne dla naszej federacji i dla nas samych. Zawsze podkreślałam, że gra w kadrze narodowej to nie jest jakiś kontrakt, który należy wypełnić, bo otrzymuje się za to wynagrodzenie. To ogromny prestiż, honor i zaszczyt i w tej kwestii zdania nie zmieniłem.
- Pan ma pomóc swoim doświadczeniem. Sądzi pan, że właśnie tego doświadczenia zabrakło Bułgarom w czterech ostatnich turniejach, w których grali bardzo dobrze, ale ostatecznie zajmowali czwarte miejsca?
- Mam inny punkt widzenia. Przede wszystkim uważam, że czwarta lokata na IO czy mistrzostwach Europy to ważne osiągnięcia tej młodej drużyny. W Londynie pozostawili w pokonanym polu kilka uznanych światowych marek, podobnie na ostatnich ME w Polsce i Danii. Moim zdaniem, 4. miejsca na czterech ostatnich wielkich turniejach, to sukces tej drużyny, nie porażka. Nie wiem czy ja albo inny zawodnik pomógłby w poprawieniu tego wyniku i nikt nie powinien myśleć w ten sposób. To nie fair wobec tych zawodników, którzy w ostatnim czasie reprezentowali barwy Bułgarii.