Andrzej Kowal: Podpromie pomaga gospodarzom, ale i przyjezdnym
- Zaangażowania i determinacji nikomu nie zabraknie. O wyniku może decydować jedna, dwie piłki, dyspozycja dnia danego zawodnika, jakiś detal taktyczny - mówi Andrzej Kowal, szkoleniowiec Asseco Resovii Rzeszów, podsumowując pierwszą część rywalizacji o złoty medal PlusLigi.
PlusLiga: Po pierwszym meczu finałowym sporo było narzekań na niski poziom, dużą ilość błędów. Drugi pojedynek mógł chyba podobać się znacznie bardziej?
Andrzej Kowal: Pierwszego dnia faktycznie zagraliśmy słabe spotkanie, pozwoliliśmy rywalom wywrzeć presję. Drugi pojedynek, moim zdaniem był niewiele lepszy, ale jednak był. Niemniej, do poziomu z ćwierćfinałowej rywalizacji ze Skrą trochę nam brakowało, poprzez tę dłuższą przerwę wypadliśmy z rytmu.
- A skąd wzięła się taka nerwowość w grze? Finałowa stawka sparaliżowała zawodników?
- Myślę, że tak. Walczymy o utrzymanie mistrzowskiej korony, to zawsze trudniejsze zadanie, niż wygranie czegoś po raz pierwszy. Poza tym, Kędzierzyn wygrał już w tym sezonie Puchar Polski i awansował do Final Four Ligi Mistrzów. Nie chcę powiedzieć, że w jakimś sensie są spełnieni, bo to byłoby złe słowo, ale coś już ugrali. My natomiast na razie jesteśmy z niczym.
- Przed rozpoczęciem zmagań z ZAKSĄ pana zawodnicy żartowali, że Maciej Dobrowolski nigdy nie przegrywa finałów…może za bardzo w to uwierzyli i stąd problemy w pierwszym meczu?
- Możliwe…ale równie dobrze może to oznaczać, że mocno wierzą w końcowy sukces. Jeden pan powiedział mi po drugim spotkaniu w Kędzierzynie, że gdybyśmy przegrywali 0:2, nie byłoby już szans na zwycięstwo, bo jeszcze nie zdarzyło się w historii PlusLigi, żeby ktoś podniósł się z takiego wyniku. Przypomniałem mu, że kilka lat temu, gdy graliśmy z ZAKSĄ o brązowy medal, tak właśnie się zdarzyło. Tak naprawdę, to są bardziej spekulacje dziennikarskie i należy traktować je z lekkim przymrużeniem oka.
- Po pierwszym, przegranym 0:3 spotkaniu finałowym mieliście bardzo mało czasu na działanie. Co powiedział pan swoim zawodnikom? Jak spędziliście czas do kolejnego starcia?
- Spotkaliśmy się po kolacji na kilka minut, bo później sztab trenerski musiał zająć się analizą pierwszego spotkania i przygotowaniem odprawy przed kolejnym. Powiedziałem chłopakom tylko kilka zdań - że o tym, co było musimy natychmiast zapomnieć i nawet nie wolno nam analizować tego w głowach. Za to, żeby skupili się na czymś pozytywnym, na jakimś dobrym filmie. Wiedzieliśmy, że stać nas na dużo więcej i że w kolejnym pojedynku zagramy lepiej.
- Kiedyś wspomniał pan, że zespół pracuje z psychologiem. Był z wami w Kędzierzynie? Jest pan zadowolony z tej współpracy?
- W Kędzierzynie akurat nie, ale był z nami podczas rywalizacji z Bydgoszczą. Mogę mówić oczywiście tylko o swoich doświadczeniach, bo sztab trenerski także korzysta z jego pomocy i bardzo to sobie chwalimy. Mam nadzieję, że zawodnicy mają podobne zdanie. Szukamy każdego szczegółu, który mógłby pomóc nam w osiąganiu lepszych wyników, w lepszym przygotowaniu się do rywalizacji, w powtórzeniu zeszłorocznego rezultatu. Te szczegóły to także praca z psychologiem, niuanse dotyczące najdrobniejszych spraw, zachowań. Ja, jako trener dzięki ten współpracy ciągle się rozwijam, przypuszczam więc, że zawodnicy również.
- Może dlatego w ogóle nie było widać po panu finałowej tremy? Ale gdzieś w środku pewnie bardzo się pan denerwował…
- Jak każdy, przeżywam mecze na swój sposób. Ale staram się odrzucać stres i w miarę racjonalnie patrzeć na boisko, szukać rozwiązań, pomagać zespołowi. Nerwy mogłyby tylko przeszkodzić. Drużyna potrzebuje wsparcia trenera, konkretnych rozwiązań, które doprowadzą do sukcesu.
- Remis po dwóch wyjazdowych spotkaniach to był plan minimum?
- Nie zakładaliśmy żadnego planu minimum, nigdy tego nie robimy. Pojechaliśmy do Kędzierzyna wygrać dwa mecze. W rywalizacji o mistrzostwo Polski każde spotkanie jest jednakowo ważne. Całego planu nie udało się wykonać, ale teraz wracamy do Rzeszowa i zagramy u siebie.
- Wspomniał pan, że o wyniku decydują niuanse. Gra na własnym podwórku, w bardzo przyjaznej dla was hali Podpromie jest takim niuansem?
- Podpromie zawsze nam pomaga, ale pomaga też przeciwnikowi. Proszę mi wierzyć, że ten wspaniały doping w kędzierzyńskiej hali nam również służył. Większość zawodników to ludzie, którzy grają w reprezentacjach swoich krajów, wiele doświadczyli, grają na bardzo wysokim poziomie i oni do dopingu są przyzwyczajeni, wręcz potrzebują całej tej otoczki, nawet lekko szowinistycznej, która wyzwoli w nich dodatkowe pokłady energii. Dlatego wydaje mi się, że Kędzierzyn będzie w stanie zaaklimatyzować się u nas tak samo dobrze, jak my zaaklimatyzowaliśmy się u nich. Jedno jest pewne - zaangażowania i determinacji nikomu nie zabraknie. O wyniku może decydować jedna, dwie piłki, dyspozycja dnia danego zawodnika, jakiś detal taktyczny.
- Jeden z dziennikarzy Polsatu Sport ogłosił na swoim twitterze, że Jochen Schoeps i Lukas Tichacek przedłużyli kontrakty w Rzeszowie. To prawda?
- Ja na razie nie mogę nic komentować. Najlepiej zapytać prezesa klubu.