Asseco Resovia czeka na kolejny TAURON Puchar Polski już 36 lat. Mamy niesamowite wspomnienia z 1987 roku!
Dokładnie 18 stycznia 2023 roku minęło 36 lat, od kiedy po raz ostatni siatkarze Asseco Resovii zdobyli TAURON Puchar Polski. Wcześniej po to trofeum sięgnęli w 1975 i 1983 roku. Turnieje finałowe z Tomaszowa Mazowieckiego w 1983 roku i Leszna 1987 doskonale pamięta kierownik ówczesny drużyny Wojciech Groszek, który tę funkcję sprawował w klubie z Rzeszowa aż do 2020 roku. Posłuchajcie historii z innego czasu i innego ustroju. Naprawdę warto!
LINK DO ZAKUPU BILETÓW NA TURNIEJ FINAŁOWY TAURON PUCHARU POLSKI
W drodze do finałowego turnieju Pucharu Polski w 1987 roku resoviacy pokonali w eliminacjach kolejno po 3-0 Górnika Kazimierz, Beskid Andrychów i Hutnika Kraków. W Lesznie (16-18.01) rywalami zespołu trenera Jana Sucha byli: beniaminek Stal Nysa, która w eliminacjach sensacyjnie wyeliminowała późniejszego mistrza Polski - Stal Stocznię Szczecin, oraz Legia Warszawa i Czarni Radom, w którym to zespole występował były trener siatkarek Developresu BELLA DOLINA Rzeszów, Jacek Skrok. Mecze rozgrywane były w hali Trapez mogącej pomieścić 1400 widzów.
Dwa w jednym
– Nie jechaliśmy na finały w jakichś świetnych humorach tym bardziej, że towarzyszyły nam spore perturbacje w podróży – wspomina Wojciech Groszek. – W środę nasza drużyna grała mecz Pucharu Zdobywców Pucharów w Bukareszcie z Dinamem, ale ze względu na atak zimy z Rumunii, wyleciała dopiero w czwartek. Nie byłem tam z zespołem, ale czekałem z autokarem na lotnisku w Warszawie i wiem, że trener Jan Such ratował zawodników, żeby nie zamarzli, serwując różne napoje rozgrzewające. Opóźnienie spowodowało, że do Leszna dotarliśmy w nocy z czwartku na piątek, a przecież o godz. 18 w piątek mieliśmy grać już pierwszy mecz w turnieju ze Stalą Nysa. Organizatorzy zwrócili się do nas z prośbą, czy nie moglibyśmy zagrać tego meczu w sobotę rano, bo w przeciwnym razie turniej musiałby potrwać do poniedziałku. My nie mieliśmy nic przeciwko, tym bardziej, że przecież w środę czekał nas rewanż w PZP z Dinamem Bukareszt. Trener Stali, Andrzej Kaczmarek pytał nas czy nie boimy się grać dwóch meczów praktycznie jeden pod drugim, ale w zespole nie było żadnych obaw. W sobotę bez straty seta pokonaliśmy Nysę i Legię. W tym pierwszym meczu doszło do zabawnej sytuacji, jak bodaj w drugim secie, grający w Nysie Maciej Jarosz, idąc na zagrywkę zaczął kwestionować piłkę. Turniej rozgrywany był Moltenami, a w lidze graliśmy Galami. Jego protesty wywołały sporo śmiechu, ponieważ nagle sobie przypomniał, że gramy innymi piłkami. Z kolei w niedzielę w meczu, którego stawką był Puchar Polski, wygraliśmy z Czarnymi 3-1. Nie pamiętam dokładnie w którym, ale w jednym z tych meczów wygraliśmy seta do zera (stary system punktowania – przyp. red.). Być może rywale Lesznie trochę nas zlekceważyli myśląc, że tak z marszu to my ten puchar potraktujemy ulgowo. Nasz zespół był jednak mocno wkurzony, a zarazem mocno umotywowany tym, co działo się w Bukareszcie i świetnie zaprezentował się na boisku. Najlepszym zawodnikiem turnieju wybrano wówczas Grześka Masłowskiego – wspomina Groszek, który przyznaje, że wówczas wielkiej euforii z powodu wygrania Pucharu Polski nie było.
Umiarkowana radość
– Radość była ale bez przesady, taka normalna – mówi kierownik drużyny z Rzeszowa. – Zdecydowanie większa była w 1983 roku w Tomaszowie Mazowieckim, gdzie awansowaliśmy z ósmego miejsca, a w finałowym turnieju wyprzedziliśmy późniejszego mistrza Polski, Legię Warszawa, wicemistrza Gwardię Wrocław i brązowego medalistę AZS Olsztyn. Przed wyjazdem ówczesny prezes klubu Słowik pytał nas z uśmiecham: po co wy tam jedziecie? Odpowiedziałem mu, że po naukę i przywieźliśmy Puchar Polski – uśmiecha się Groszek. Wówczas trenerem zespołu był Jan Strzelczyk, a jego asystentem Jan Such, a zespół tworzyli: Zbigniew Zieliński, Seweryn Koziarz, Grzegorz Masłowski, Jacek Szerszeń, Bogusław Kanicki, Andrzej Wiącek, Jan Miruk, Robert Mikulski, śp. Jacek Kurzawiński i Jan Wietecha. – Wtedy to euforia była, bo przecież my walczyliśmy, żeby nie spaść z ligi, a tu taki sukces. Ten turniej w 1983 roku tak się nawet dla nas ułożył, że po dwóch zwycięstwach w niedzielnym meczu z Legią potrzebowaliśmy tylko jednego seta. Pamiętam jak dziś, że po wygranym secie Kanicki „sam się zmienił” twierdząc, że puchar jest już nasz i poszedł świętować. W 1987 roku, choć wygraliśmy PP bezkonkurencyjnie, aż takiej radości nie było – wspomina Groszek, który na pytanie czy było świętowanie sukcesu w drodze powrotnej do Rzeszowa z uśmiechem odpowiada.
Drobny toast
– Drobny toast był podczas obiadu po turnieju, a w autokarze „coś” tam się znalazło, ale nic wielkiego. W tamtych czasach nocą można było jedynie zatrzymać się na dworcu, np. w Kielcach i coś zjeść, bo wszystko inne było pozamykane. Często podczas wyjazdów korzystaliśmy z restauracji w Żarnowie, gdzie zawsze ta sama pijana kelnerka chwiejnym krokiem przynosiła kapuśniak, trzymając talerz w ten sposób, że jeden z palców zawsze był w zupie. Takie były czasy, nie to co teraz – mówi kierownik drużyny Resovii, która podbudowana zdobyciem PP w Lesznie w rewanżu z Dinamem Bukareszt odrobiła straty i awansowała do finałowego turnieju Pucharu Zdobywców Pucharów w Bazylei. W tych rozgrywkach resoviacy zagrali tylko dlatego, że w poprzednim sezonie (1985/1986) mistrzostwo i Puchar Polski zdobyła Legia Warszawa, która wystąpiła w Pucharze Mistrzów Krajowych, a zespół z Rzeszowa, który był drugi w PP, zagrał właśnie w PZP.
– Z tych pucharowych meczów utkwiły mi w pamięci dwa z Filamentem Bursa, gdzie występował Wojciech Drzyzga, a trenerem był Hubert Wagner. W Turcji przegraliśmy 0:3 zdobywając 32 małe punkty, ale w rewanżu daliśmy rywalom ugrać tylko dziewiętnaście. Nietęgie miny mieli prezesi tureckiego klubu, którzy do Rzeszowa przyjechali ekskluzywnymi mercedesami. W kolejnej rundzie w Bukareszcie również przegraliśmy 0:3 zdobywając 34 pkt, ale u siebie odrobiliśmy straty z nawiązką, pozwalając rywalom na zdobycie tylko 22. W finałowym turnieju w Bazylei już nam tak dobrze nie poszło i zdołaliśmy wygrać tylko jednego seta (porażki z Tartarini Bolonia i Slavią Sofia 0:3 i Bośnią Sarajewo 1:3). Wówczas w oko Włochom wpadł Zbyszek Zieliński i chcieli go nam „chapnąć”. Nic z tego jednak nie wyszło, bo przepisy były takie, że aby wyjechać z Polski do zagranicznego klubu trzeba było skończyć 30 lat, a Zbyszek miał wówczas 24 – wspomina kierownik Resovii, która sezon 1986/87 zakończyła z brązowym medalem, za Stalą Stocznia Szczecin i Hutnikiem Kraków. Rok później Wojciech Groszek przestał pełnić funkcję kierownika drużyny – przez trzy kolejne lata był dyrektorem MOSiR-u, a potem wyjechał na dziewięć lat do USA. Po powrocie zaczęła się współpraca z Janem Suchem, Markiem Karbarzem, Wieśkiem Radomskim i Markiem Borejką przy odbudowie Resovii. Wojciech Groszek ponownie został kierownikiem Resovii w meczach o awans do ekstraklasy z Górnikiem Radlin w 2004 roku i pełnił tę funkcję do końca sezonu 2019/2020.
Trójka z Rzeszowa
Ostatni Puchar Polski zdobyty przed ponad 30 laty doskonale pamięta też jeden z trójki kibiców Resovii, która stawiła się w Lesznie - Mariusz Krupa. – To był spontaniczny wyjazd, na który pojechaliśmy pociągiem, z przesiadką w Lesznie – wspomina mający wówczas 20 lat Krupa. – Gdy znaleźliśmy hotel ruszyliśmy na halę i tam pojawiła się konsternacja, bo turniej się zaczyna, a Resovii nie było. Różne plotki krążyły, że resoviacy wycofali się z turnieju, czy też że zostali wykluczeni, bo nie stawili się na czas. Organizatorzy sami do końca nie wiedzieli, co robić. My natomiast obejrzeliśmy mecz Legii z Czarnymi, a później w hotelu słuchaliśmy w radiu informacji, ale okazało się, że zespół dotarł w nocy do Leszna i następnego dnia rozegrał dwa mecze. Widać było w zawodnikach sportową złość, czego efektem były wysokie zwycięstwa nad Nysą i Legią. Resoviacy rozjechali rywali niczym walec. Nieco emocji było w niedzielnym meczu z Czarnymi, ale też Resovia zagrała koncertowo. Hala, w której na co dzień grały koszykarki Tęczy, była wypełniona w 80 procentach, ale poza naszą trójką to zauważalni byli jeszcze kibice z Nysy. Resztę widowni stanowili miejscowi – mówi Mariusz Krupa, który w drogę powrotną do Rzeszowa ruszył z siatkarzami Resovii.
Kibice w autokarze
- To była fajna sprawa, że zabrali nas do autokaru, bo zima była wówczas nietęga, z dużym mrozem. Mimo sukcesu nie było jednak jakiejś euforii – wspomina Krupa. – Widać było, że każdy jest mocno skoncentrowany na rewanżu z Bukaresztem. Zresztą jak nam zawodnicy opowiadali, co tam się działo na meczu – w trakcie akcji, gdy piłka była po naszej stronie gasło światło, czy też o stronniczym sędziowaniu arbitrów z Turcji – to łapaliśmy się za głowę. Z Leszna wyjechaliśmy po obiedzie, a do Rzeszowa dotarliśmy na siódmą rano, a po południu zawodnicy już mieli trening – mówi jeden z trójki kibiców Resovii, która wybrała się do Leszna. Mariusz Krupa planował też z kolegami wyjazd na finałowy turniej PZP do Bazylei, ale nic z tego nie wyszło. – Gdy zapadała decyzja, że turniej będzie rozgrywany w Szwajcarii nie byliśmy w stanie w tak krótkim czasie załatwić paszportu. Wówczas były dwa rodzaje na kraje kapitalistyczne i socjalistyczne, a szczególnie na ten pierwszy czas oczekiwania był spory – uśmiecha się Krupa.
Końcowa kolejność Pucharu Polski 1987
1. Resovia 3 6 9-1
2. Czarni 3 5 7-3
3. Stal N. 3 4 3-8
4. Legia 3 3 2-9
Zdobywcy Pucharu Polski w 1987 w Lesznie:
Na głównym zdjęciu stoją od lewej: Robert Mikulski, Zbigniew Zieliński, Wojciech Jarzębski, Mariusz Komar, Zdzisław Adamowicz, Arkadiusz Czapor; klęczą od lewej: Dariusz Marszałek, Tomasz Marszałek, Grzegorz Masłowski, Seweryn Koziarz.