AZS - Akademicy Zmietli Stambuł
Nadzieje na awans były, ale marzyć o gładkim 3:0 chyba nikt nie śmiał. Udało się. - Te gwiazdy, które tak błyszczały w Stambule, były bezradne. Oczy mieli otwarte ze zdziwienia – miło było na to patrzeć – przyznaje trener AZS-u Częstochowa Radosław Panas.
- Każda szkolna drużyna mogłaby nas dzisiaj pokonać, przy takiej ilości błędów jakie popełniliśmy i energii jaka z nas uszła. – stwierdził ze smutkiem atakujący Fenerbache Stambuł i były zawodnik Częstochowy Brook Billings: - Tej nocy atmosfera nie była najlepsza, ale wygraliśmy trzy ostatnie mecze. Musimy ciągnąc to dalej, wspólnie pracować i tworzyć kolektyw. Tym bardziej, że przed nimi udział w kolejnej fazie europejskich pucharów. – Chcemy wygrać w Lidze Mistrzów – otwarcie przyznaje Billings. – No i oczywiście zdobyć mistrzostwo w lidze krajowej.
Po meczu kibice skandowali – „Brook Billings! Brook Billings!”. „Wróć do nas!” krzyczeli co niektórzy. Ale i bez Amerykanina AZS daje sobie radę. - Trzy zwycięstwa na sześć spotkań. Kolejny sukces tej drużyny. Jak ktoś przed sezonem by na nas stawiał, to wszyscy wokół pukaliby się w głowę. Ale chłopcy ciężko pracują, wierzą w siebie i to daje efekty. – stwierdza z dumą szkoleniowiec biało – zielonych.
Efekty raz lepsze, raz gorsze. – Zdarzyła nam się wpadka z Wieluniem. Ale po tym spotkaniu wygraliśmy ważny mecz w lidze z Gdańskiem, rozegraliśmy dobre zawody w Salonikach, dzisiaj zwycięstwo. Wygrane mobilizują chłopaków, a po porażkach dochodzi jeszcze dodatkowa determinacja i zespół szybko się odbudowuje – mówił po zwycięstwie trener Panas.
Nie brakło determinacji, nie brakło silnej ręki. Ofensywa biało – czerwonych w polsko – tureckiej wojnie nie zawiodła. Zwłaszcza w wykonaniu Zbigniewa Bartmana i Smilena Mljakova. Chłopaków nie tremował fakt, że po drugiej stronie siatki stał m.in. Vladimir Grbic. No właśnie – stał. Bo mimo, że: - jest jednym z najlepszych siatkarzy na świecie i gra zawodowo od 25 lat, z czego 20 na najwyższym poziomie. – jak przyznaje Mljakov, to: - jest już starszym zawodnikiem. Ma problemy zdrowotne, głównie z kolanami. Coskovic i Billings są teraz głównymi atakującymi i to na nich się skupialiśmy. – stwierdza Bułgar.
Powtórzmy to słowo: „skupialiśmy” – zdaniem częstochowskiego atakującego to właśnie koncentracja była kluczem do sukcesu. - Jesteśmy młoda drużyną i czasami tracimy koncentrację i popełniamy głupie, proste błędy. Jeśli jesteśmy skupieni możemy przegrać bądź wygrać z każdym. To zależy od nas, od naszej gry, nie od przeciwnej drużyny. Czasami napięcie jest duże, bo brak nam doświadczenia. Ale wszystko przyjdzie z czasem. – stwierdza.
Z pochwałami dla zespołu nie czeka trener Panas. - Widać było postęp jaki poczyniliśmy od pierwszego meczu z Fenerbache. To my nadawaliśmy ton, my byliśmy profesorami. Jednak komentator sportowy – Tomasz Swędrowski, na spotkanie patrzy bardziej krytycznie: - Mecz może nie najwyższych lotów, ale zwycięzców się nie ocenia. 3:0 jest 3:0. Oddali za porażkę w Turcji – stwierdza. I to jest najważniejsze. Bo udany rewanż oznacza dla akademików historyczny sukces. Historyczny dla całej polskiej siatkówki. Wśród dwunastu najlepszych klubów starego kontynentu mamy dwie polskie ekipy!
Wiadomo, że AZS poprzeczki dla siebie wieszał będzie centymetr po centymetrze. Każde kolejne spotkanie będzie dla nich najwyższym celem. Dla gorących kibiców zespołu – jak prezenter telewizyjny – Irek Bielenik, który w środę zjawił się w hali Polonia – cel jest jeden - Final Four! A to dlatego, że kiedy słabsze zespoły jadą do jakiegoś utytułowanego rywala, to ten ich zawsze lekceważy. To samo jest z naszym AZS-em, który męczył się z Wieluniem i przegrał u siebie. Wiadomo – przyjechały „cienkie Bolki”, to się ich lekceważy. Myślę, że taka sama sytuacja jest z tymi zachodnimi, dobrymi zespołami. Przyjedzie taka Częstochowa, zlekceważy się ją i się przegra – po prostu!
Tomasz Swędrowski studzi jednak tak odważne zapędy. - Teraz nie ma już słabych zespołów. Cała Liga Mistrzów jest mocna. Nie można liczyć na łatwe zwycięstwo, że ktoś się położy. Jednocześnie były siatkarz zauważa, że przecież: To jest sport – można wygrać, można przegrać. Faworytami nie będą, tak jak nie byli teraz. Ale wszystko przed nimi. Będzie ciężko.