AZS kontra ZAKSA, czyli dawnych wspomnień czar
Nikt nie pamięta kiedy się zaczęły i kto je wywołał. Sportowe „wojny” w grach zespołowych towarzyszyły rozgrywkom od ich zarania. W piłce nożnej pojedynki Legii Warszawa i Wisły Kraków, w żużlu Falubazu Zielona Góra i Stali Gorzów, a w siatkówce AZS-u Częstochowa i ZAKSY Kędzierzyn-Koźle szczególnie elektryzują kibiców. Tak jest, było i będzie. Nieważne czy zespoły walczą o mistrzowską koronę czy utrzymanie w lidze. Takie mecze pamięta się latami.
Zespół z Kędzierzyna-Koźla w 1995 roku awansował do najwyższej klasy rozgrywek. Już rok później mocnemu klubowi, stworzonemu przez Kazimierza Pietrzyka, na drodze do zdobycia najwyższych trofeów stanał jednak stary mistrz z Częstochowy.
- AZS to była uznana marka. Złoci medaliści kilku ostatnich sezonów, a my dopiero rozpoczynaliśmy przygodę z ekstraklasą. Byliśmy spragnieni sukcesów, a na drodze stał nam klub z Częstochowy – wspomina Kazimierz Pietrzyk,.
AZS Yawal był już czterokrotnym mistrzem Polski, gdy w sezonie 1996/97 Mostostal po raz pierwszy awansował do finału. Kędzierzynianie jak burza szli przez sezon zasadniczy, jednak to akademicy do fazy play off przystąpili z pierwszego miejsca. Walka o krążek z najcenniejszego kruszcu rozpoczęła się pod Jasną Górą. Dwa spotkania zakończyły się tie-brekami. Pierwszy wygrali mostostalowcy świetnie kierowani przez rozgrywającego Sławomira Gerymskiego. Drugi mecz przyniósł akademikom ciężko wywalczony sukces, po dramatycznym piątym secie. Goście opuszczali Częstochowę w znakomitych nastrojach, pewni że przed własną publicznością odniosą historyczny sukces. I faktycznie trzecie starcie padło łupem siatkarzy z Kędzierzyna-Koźla. W mieście zapanowała karnawałowa aura. Wszyscy szykowali się do zwycięskiej fety. Następnego dnia trener Stanisław Gościniak zmienił wyjściowy skład. Dawid Murek i Piotr Gruszka pociągnęli grę AZS-u, który po kapitalnym spotkaniu zwyciężył 3:1.
Decydujące spotkanie przyciągnęło do hali „Polonii” tysiące widzów. Wielu z nich zostało na zewnątrz. Przy ogłuszającym dopingu fanów Częstochowa zdobyła swój piąty tytuł mistrzowski. Zawodnikom Mostostalu pozostał na pociechę pierwszy medal w historii klubu.
Sezon 1998/99 znów przyniósł starcie tytanów. Obrońcom mistrzowskiego tytułu na drodze do kolejnego tryumfu stanęła odmłodzona ekipa z Częstochowy. Zespół prowadzony przez Macieja Jarosza wykorzystał atut własnej hali i dwukrotnie pokonał Mostostal po 3:1. Kędzierzynianie liczyli na odrobienie strat u siebie. Srodze się jednak zawiedli. Zawodnicy Yawalu nie dali szans gospodarzom i zwyciężyli w trzech setach.
- Prowadzenie najlepszej drużyny ostatnich lat było pokusą i wielkim wyzwaniem. Cieszę się, że dopięliśmy swego. Nasz sukces nie był szczęśliwym przypadkiem. Zakończyliśmy rundę zasadniczą na pierwszym miejscu, zaś play off przeszliśmy jak walec – mówił po tym meczu Maciej Jarosz, szkoleniowiec AZS-u.
Tę porażkę drużyna z Kędzierzyna-Koźla odbiła sobie z nawiązką w kolejnych latach. Przez cztery następne sezony drużyna Mostostalu-Azoty pod wodzą trenera Waldemara Wspaniałego zdominowała siatkarskie rozgrywki w kraju. Pierwsze złoto tej serii trójkolorowi zdobyli w Gorzowie Wielkopolskim.
Trzy kolejne finały to niezapomniane pojedynki z Galaxią Jurajska AZS Bank Częstochowa, a dwa tytuły wywalczone na parkiecie rywali sprawiły, że kibice spod Jasnej Góry długo nie mogli tego zapomnieć siatkarzom z Kędzierzyna-Koźla.
W sezonie 2000/2001 Mostostal-Azoty był zdecydowanym faworytem ligi. Finałową rozgrywkę rozpoczął od wygranych 3:0 i 3:2 na własnym parkiecie. Wówczas to trener Wspaniały zapowiadał, że rywalizacja ta zakończy się w Częstochowie. Nie mylił się. Jego zawodnicy rozbili akademików 3:1 i wówczas to doszło do pamiętnego obrazka, kiedy to Paweł Papke i Sebastian Świderski wspięli się na fotel sędziego i nad parkietem powiewali niebiesko-biało-czerowną flagę, co miało oznaczać symboliczne zdobycie Częstochowy.
Rok później finałom towarzyszyło jeszcze więcej emocji. Pierwszy mecz w Kędzierzynie miejscowi wygrali 3:0. W drugim oddali rywalom tylko jednego seta i wtedy nie wytrzymał prezes klubu z Częstochowy – Andrzej Gołaszewski. Nie dość, że sternik AZS-u paradował w hali przy al. Jana Pawła II z szalikiem Mostostalu, to jeszcze po przegranym meczu zaatakował swoich zawodników. Po tym incydencie Gołaszewski podał się do dymisji, a rywalizacja o złoto przeniosła się do Częstochowy. Pechowo rozpoczęli ją kędzierzynianie. Już w pierwszej akcji trzeciego meczu kontuzji nabawił się Sebastian Świderski i musiał opuścić parkiet. Goście przegrali ten mecz 0:3. I kiedy cała Częstochowa żyła nadzieją na odrobienie start z Kędzierzyna, dzień później podopieczni Waldemara Wspaniałego pokazali, że mimo osłabienia są w stanie wywalczyć tytuł mistrzowski. Mostostal tryumfował po pięciosetowej walce, w tie-breaku miażdżąc AZS 15:7.
Ostatni, jak do tej pory, akt emocjonujących starć Mostostalu i AZS-u o mistrzowską koronę odbył się w sezonie 2002/2003. Po raz trzeci z rzędu drużynie z Częstochowy nie udało się przełamać dominacji rywali, jednak ta walka trwała najdłużej.
W hali przy al. Jana Pawła II gospodarze wygrali 3:1 i 3:0. W rewanżu dwukrotnie górą byli akademicy (3:0 i 3:2). Decydujący, piąty mecz, rozegrany został w Kędzierzynie-Koźlu. Mostostal-Azoty wygrał 3:1 i zdobył swój piąty tytuł mistrzowski.
Rok później ekipa Waldemara Wspaniałego już nie błyszczała. Niedawni mistrzowie w kiepskim stylu zajęli dopiero szóste miejsce w lidze. Trener pożegnał się z pracą, a kędzierzynianie nie stanęli już więcej na podium. W kolejnych latach lepiej wiodło się drużynie spod Jasnej Góry, która zdobyła srebrny i dwa brązowe krążki. I choć oba zespoły nie grają już o najwyższe laury to dawnych wspomnień czar pozostał. Do dziś mecze ZAKSY i AZS-u elektryzują kibiców i powodują, że hale „Polonia” w Częstochowie i „Azoty” w Kędzierzynie-Koźluu na te widowiska wypełniają się do ostatniego miejsca.
Powrót do listy