Bartłomiej Lemański: przez sport nabrałem dystansu
Najwyższy polski siatkarz wraca do zdrowia i formy po groźnej kontuzji, której nabawił się jeszcze w marcu. – Moje marzenie w tej chwili to jest wrócić na boisko, zrobić ten pierwszy krok, zagrać pierwszy mecz – opowiada mierzący 217 centymetrów środkowy AZS Politechniki Warszawskiej.
PLUSLIGA.PL: Pamięta pan jeszcze moment, w którym zorientował się, że doznał poważnej kontuzji a nie tylko skręcił staw skokowy?
BARTŁOMIEJ LEMAŃSKI: Na początku nie wiedziałem jeszcze, co się stało, poczułem tylko szarpnięcie. Ale gdy spojrzałem na kostkę to natychmiast zrozumiałem, że to coś poważnego. Nie chciałem patrzeć na nią nawet chwili dłużej, pomyślałem że niech mnie jak najszybciej zabierają i robią to, co trzeba. Szybko mnie opatrzono, trafiłem do szpitala. Tak to się działo, w telegraficznym skrócie.
To był na pewno trudny moment, także od strony psychicznej. Jak pan sobie z tym radził?
BARTŁOMIEJ LEMAŃSKI: Byłem pod wpływem leków przeciwbólowych, więc można powiedzieć, że trochę przytępiony. Na szczęście od samego początku dostałem duże wsparcie od innych zawodników, kibiców, czytałem mnóstwo wpisów na mój temat i one mi bardzo pomogły. Czytałem posty na Facebooku, na Twitterze, ludzie życzyli mi szybkiego powrotu do zdrowia, przyjaciele i rodzina też mnie wspierali. Było mi to potrzebne, bo wiedziałem przecież, że szybko nie wrócę, będę musiał przejść operację i rehabilitację. Na szczęście badanie RTG wykluczyło złamanie, bo wtedy mój powrót by się jeszcze bardziej odwlekł. Chociaż tyle, myślałem.
Ile potrwało zanim zaczął pan normalnie chodzić?
BARTŁOMIEJ LEMAŃSKI: To nie było takie proste. Najpierw musiałem czekać na to, by zszedł obrzęk i by można było przeprowadzić operację. To trwało miesiąc, musiałem cały czas leżeć, z nogą niemal na suficie i tak wyglądała cała moja aktywność. Gdy potrzebowałem na chwilę iść np. do toalety to skakałem na jednej nodze. Po operacji doszedł kolejny miesiąc, bo wszystko musiało się zagoić. Starałem się czymś zająć, żeby nie myśleć o tym wszystkim.
Nie bał się pan, że ten uraz może przerwać pana karierę?
BARTŁOMIEJ LEMAŃSKI: Martwiłem się szczególnie przez pierwsze dni, bo nie wiadomo było, ile to wszystko potrwa, jak długo będę czekał na powrót na boisko. Może nie martwiłem się, czy ta kontuzja zakończy moją karierę, bo lekarze mnie uspokajali, że to da się naprawić. Teraz jest lepiej, bo pierwszy raz wszedłem do hali w Kleszczowie, wcześniej mogłem się tylko rehabilitować w Warszawie, wykonywałem tylko wykroki, czyli nic co siatkarz robi na co dzień. Poczułem, że fajnie wrócić. Z drugiej jednak strony zdaję sobie sprawę, że to jeszcze nie ten moment, gdy będę mógł z chłopakami normalnie trenować. Nie ma na razie mowy o graniu, skakaniu. To siedzi w mojej głowie, ale prognozy przewidują, że już w nowym sezonie PlusLigi będę mógł robić wszystko.
Zmierzono pana przed zgrupowaniem reprezentacji juniorów i okazało się, że mierzy pan aż pan aż 217 centymetrów! Tylko centymetr mniej niż najwyższy siatkarz świata Dmitrij Muserski.
BARTŁOMIEJ LEMAŃSKI: Wiedziałem, że wyskoczy pan z tym Muserskim, wszyscy mnie do niego porównują, a mnie to już nie dziwi, ani nie denerwuje. Spowszedniało mi to porównanie, bo wszyscy próbują mnie porównać do Rosjanina.
Byłby pan w stanie, tak jak Muserski grać w ataku?
BARTŁOMIEJ LEMAŃSKI: Trenując jeszcze w czasach kadeta, w Metrze Warszawa, trener próbował mnie na ataku. Nie chcę się samemu oceniać, lecz wydaje mi się, że nie było źle. Zobaczymy, może jak będzie kiedyś taka potrzeba to uda mi się przestawić na pozycję atakującego?
Od dziecka był pan zawsze jednym z najwyższych?
BARTŁOMIEJ LEMAŃSKI: Jako dzieciak aż tak się nie wyróżniałem pod względem wzrostu, byłem wyższy od rówieśników co najwyżej o kilka centymetrów. Wyskoczyłem nagle, w gimnazjum. W trzeciej klasie dobiłem chyba do dwóch metrów. Rosłem wtedy po 10 centymetrów rocznie.
To z powodu dobrych warunków fizycznych zaczął pan grać w siatkówkę?
BARTŁOMIEJ LEMAŃSKI: Głównie dlatego, że moi rodzice są zafascynowani siatkówką. Delikatnie mówiąc, pchnęli mnie w jej kierunku. Sam bym się chyba nigdy na nią nie zdecydował. W dzieciństwie, zacząłem trenować jako 10-latek, każdy chciał grać w piłkę nożną i tylko w nią. Jeszcze mi tego rodzice nie powiedzieli, ale czuję że kiedyś usłyszę: co by było, gdybyśmy cię nie zaprowadzili na pierwszy trening? A muszę się przyznać, że odbyło się to niemal siłą... Teraz mogę im już tylko podziękować.
Miał pan takie momenty, że ten wzrost panu trochę przeszkadzał?
BARTŁOMIEJ LEMAŃSKI: Wszystko ma swoje plusy i minusy. Przyznaję, że były takie chwile w życiu, gdy myślałem, że fajnie byłoby być trochę niższym, mniej zwracać na siebie uwagę. Trochę mi to wszystko przeszkadzało. Staram się do tego przyzwyczajać. Może gdy byłem młodszy to miałem z tym więcej problemów, pojawiały się jakieś drobne kompleksy, ale teraz wiem, jak wiele mi ten wzrost pomógł. Z takim wzrostem było mi łatwiej zaistnieć na poziomie PlusLigi, można powiedzieć że łatwiej było mnie dostrzec.
Jak się panu podobał pierwszy rok spędzony w PlusLidze?
BARTŁOMIEJ LEMAŃSKI: W porównaniu z rozgrywkami młodzieżowymi to niebo a ziemia. Na początku nie wiedziałem nawet, jak odbijać, bo w grupach młodzieżowych gra się innymi piłkami, miałem problemy, bo gubiłem tempo ataku. Przez pierwsze miesiące trudno mi się było odnaleźć, bo PlusLiga to był zupełnie inny poziom. Sam czuję, że zrobiłem duży postęp, mimo kontuzji jestem zadowolony z tego sezonu. Nie wyobrażam sobie kolejnego w juniorach. Bez tego roku w Politechnice nie zrobiłbym postępu, nie byłoby mnie pewnie na zgrupowaniu reprezentacji juniorów.
Poradziłby pan sobie w życiu bez sportu?
BARTŁOMIEJ LEMAŃSKI: Pewnie nie złapałbym takiego dystansu wobec siebie. Oczywiście nie jest on pełny, bo to nie jest tak, że nic mnie nie rusza, ale na pewno jest mi teraz łatwiej. Sport pozwolił mi się oswoić z zaczepkami na ulicy. Na szczęście nie muszę wysłuchiwać od obcych osób, że się marnuję, że powinienem w coś grać. Sport mi tego oszczędził.
Na razie walczy pan o powrót na boisko, obawia się pan skakać?
BARTŁOMIEJ LEMAŃSKI: Cały czas czekam na ten pierwszy skok. Ciągle siedzi w mojej głowie myśl o tamtej kontuzji. Nawet przy jakimś drobnym bólu w kostce już się zastanawiam, co się dzieje. Boję się wykonać jakiś szybki ruch, choć na razie jeszcze takich nie wykonuję. Mam nadzieję, że z czasem minie mi ta blokada, zresztą to chyba normalna sprawa. Moje marzenie w tej chwili to jest wrócić na boisko, zrobić ten pierwszy krok, zagrać pierwszy mecz. W tym roku spodobało mi się to, że w hali są z nami kibice, dopingują nas, dla mnie to było coś niesamowitego. Bardzo na to czekam, chcę to znowu to poczuć.