Bartłomiej Neroj: wzięliśmy szczoteczki do zębów
I dobrze – przydadzą się. Faworyzowana przed własną publicznością Częstochowa musiała uznać wyższość przyjezdnych z Warszawy. Wyższość minimalną. W towarzystwie maksymalnych emocji. J.W.Construction OSRAM AZS Politechnika zwyciężyła po tie–breaku 17:15.
W piątkowy wieczór siatkarze szarpali nerwy kibiców przez ponad 130 minut. Zwroty akcji niczym w kobiecej siatkówce. Adrenalina – jak na dobrym filmowym seansie z Hitchcockiem. Ale dla fanów Politechniki to chleb codzienny. Ich poszarpane nerwy są już do pięciosetówek przyzwyczajeni. Warszawiacy rozegrali w lidze najwięcej tie-breaków w rundzie zasadniczej. Jak widać rekordy chcą bić również w play-offach. - Ciężko to wytłumaczyć, mamy wzloty i upadki. Na pewno gramy nierówno – przyznał rozgrywający Politechniki – Bartek Neroj. - Wygraliśmy, chociaż nie graliśmy na swoim dobrym poziomie. Mamy dużą przewagę, gramy dobrze i nagle przestój. Tracimy 3–4 punkty. Potem znowu gonimy. Na dzisiaj sił wystarczyło. Nie wiadomo, czy jutro też starczy.
A energii po takim meczu ubyło sporo. - Masażysta będzie miał sporo pracy, bo widzę, że wszyscy są bardzo zmęczeni – stwierdza wychowanek bełchatowskiej Skry. To właśnie w klubie mistrza Polski Neroj zbierał szlify. Prawdziwe granie zaczął jednak dopiero w Warszawie. Dlatego prowadzenie drużyny w walce o jak najwyższe cele są dla niego tak ważne. - Dopiero pierwszy sezon gram na poważnie. W Bełchatowie byłem zmiennikiem. Tutaj ciężar spadł także na moje barki. Większe obciążenie psychiczne i fizyczne. Bardzo się cieszę, że potrafiliśmy udowodnić, że umiemy grać w siatkówkę.
Tymczasem w głowie ciągle brzmi echo porażki z Kędzierzynem. Zwłaszcza w pierwszym meczu. - Na pewno zasługiwaliśmy chociaż na jeden mecz, jakąś niespodziankę. Wiadomo, że tutaj są młodzi zawodnicy, niedoświadczeni. Właśnie tym doświadczeniem przegrywaliśmy sporo meczów. Ale cieszmy się z tego co mamy. Na dzień dzisiejszy ciężko mówić, żebyśmy zasługiwali na czwórkę. Ale będziemy walczyć o to piąte miejsce, bo jest w naszym zasięgu.
Ale jak to zrobić? Już dzisiaj w ataku czasami wyraźnie zabrakło sił. Nie było lidera, który wziąłby ciężar gry na siebie. W kluczowych momentach często puszczały nerwy. A niemal wszystkie długie akcje wygrali gospodarze. - Musimy się skoncentrować. Wiadomo, że po pięciosetowym meczu będziemy jutro zmęczeni i ta głowa może być mocnym atutem. Trzeba zacząć spokojnie i grać konsekwentnie.
Konsekwentnie trener Mazur pozostawiał na boisku Radosława Rybaka. Kapitana, wybranego MVP spotkania. - Jeden zawodnik nie wygrywa meczu. Na pewno w końcówkach nam bardzo pomógł, ale wygrywa zespół – mówił Neroj.
A do zespołu niedawno wrócił pierwszy libero – Robert Milczarek. Po długiej i bolesnej kontuzji kości ogonowej. Siatkarz nie daje po sobie poznać treningowej przerwy. - Robert jest taką ostoją defensywy i pobudza wszystkich kolegów. Cieszymy się, że jest zdrowy. Ale nie mogę powiedzieć złego słowa na Damiana, który go zastępował. Też dobrze wypełniał rolę libero. Ale wrócił Robert, gra i to dobrze. I obyśmy wygrywali dalej.
Czyli co najmniej w sobotę. Na dłuższy pobyt pod Jasną Górą warszawiacy się przygotowali. - Wzięliśmy szczoteczki na następny dzień, żeby zagrać jeszcze jeden mecz. Powiedzieliśmy sobie, że nie mamy nic do stracenia. Bardzo chcieliśmy zwyciężyć i grać dalej. W sobotę jest kolejny mecz i nowa historia. Będzie dużo ciężej. Dzisiaj Częstochowa miała mecz zapasu i mogła sobie pozwolić na porażkę. Jutro już takiej opcji nie będzie i być może wyjdą bardziej zmotywowani.
To okaże się już w sobotę o 18.30.