Bartman: to dla mnie wielki zaszczyt
Podstawowy atakujący polskiej reprezentacji doznał kontuzji, która wyklucza go z gry na sześć tygodni. - Zaczyna to do mnie docierać i trochę ciążyć - mówi Zbigniew Bartman, który mimo urazu łydki cały czas jest z zespołem i mocno przeżywa występy kolegów.
PlusLiga: Kontuzja mięśnia brzuchatego łydki - jak poważny jest to uraz?
Zbigniew Bartman: Nie jestem lekarzem, ale jest to poważna kontuzja. Całe sześć tygodni rehabilitacji brzmią dla mnie jak wyrok. Wszystko jest już ustalone z doktorami i naszym sztabem medycznym. Wydaje mi się, że będzie ona jeszcze modyfikowana w zależności, jaki będzie postęp regeneracji mojego organizmu.
- A jak jest z Twoją formą psychiczną? Trenujecie ciężko dwa miesiące pod konkretną imprezę – Finał Ligi Światowej, tymczasem pierwszy mecz i kontuzja.
- Od razu po kontuzji nie było źle, bo jakoś nie do końca zdawałem sobie sprawę z tego, co się stało i podchodziłem do tego raczej z uśmiechem. Teraz z każdym dniem coraz bardziej zaczyna to do mnie docierać i trochę ciążyć. Ale nie jest najgorzej.
- Co trener Anastasi powiedział po przegranym meczu z Włochami, jak was mobilizował?
- Mówił, że świat się nie kończy, bo mamy jeszcze bardzo ważne spotkanie z Argentyną i nadal wszystko jest możliwe. Utrwalał nam w głowach, że jeszcze jesteśmy w turnieju. W niedzielę mamy najważniejszy mecz, jaki zagramy pod jego wodzą.
- Jesteś bardzo emocjonalnie reagującym graczem i nawet ta kontuzja nie przeszkodziła Ci cieszyć się ze zwycięstwa nad Bułgarią i Argentyną. Po ostatnim zdobytym punkcie świętowałeś na boisku razem z kolegami.
- Cały czas jestem częścią tego zespołu i bardzo się cieszyłem z tych zwycięstw. Graliśmy w półfinale Ligi Światowej. Szkoda, że nie udało się przejść dalej i nie zagramy w wielkim finale. Mamy swój mały finał i mam nadzieję, że go wygramy.
- Zawodnicy często mówią, że nie można porównywać emocji na trybunach z tymi na boisku. Potwierdzasz?
- Jest to zupełnie inny rodzaj emocji, bo inaczej się na to patrzy. Oczywiście wolę być na boisku.
- Rok 2001 i pierwszy finał Ligi Światowej w Polsce – oglądasz grę biało–czerwonych z trybun katowickiego Spodka. Po dziesięciu latach jesteś jednym z siatkarzy, który stanowią o sile naszej reprezentacji. Podejrzewałeś wtedy, że tak to się wszystko potoczy?
- Miałem zaledwie 14 lat i marzyłem, żeby kiedyś w ogóle wystąpić w reprezentacji. Nie marzyłem o tym, żeby być jej podporą. Czy jestem? Trudno powiedzieć. Cieszę się z tego, jak to się potoczyło, tylko szkoda, że przytrafiła się ta kontuzja i to już w pierwszym meczu.
- Jesteś jedną z twarzy kampanii „FIVB Heroes”. To dla Ciebie duże wyróżnienie?
- Oczywiście. Jest to dla mnie wielki zaszczyt i honor, że zostałem wyselekcjonowany i znalazłem się razem z Bartkiem w takiej grupie zawodników* do promocji i reprezentowania naszego kraju.
* Na „FIVB Heroes” wybrano 16 siatkarzy z 14 krajów, a wśród nich oprócz Zbigniewa Bartmana i Bartosza Kurka są m. in.: Giba, Endres Murilo, Clayton Stanley, Maxim Mikhaylov, Wilfredo Leon, czy Matey Kaziyski.