Bartman: trochę dziwnie się czułem
W przypadku siatkarzy AZS-u Politechniki Warszawskiej nie sprawdziło się powiedzenie, że do trzech razy sztuka, bo Tytan AZS Częstochowę pokonali dopiero w czwartym meczu. Scenariusz sobotniej konfrontacji był bliźniaczko podobny do ostatniego pojedynku obu klubów. Tym razem w roli głównej wystąpił jednak warszawski zespół.
- Ja już w żadne przysłowia nie wierzę (uśmiech). Udało się wygrać teraz, chociaż ten mecz w Częstochowie, który przegraliśmy 2:3 był taki sam, tyle, że w drugą stronę. Powinniśmy tam dowieźć przewagę do końca i wygrać, a tak się nie stało. Wygraliśmy dziś, nie wiem, czy zasłużenie – na pewno cieszy nas fakt, że mamy te 2 punkty - chociaż też nie do końca. Szkoda, że nie są to 3, bo są nam one niezmiernie potrzebne. Cały czas walczymy o to, żeby ich było jak najwięcej i nie można ich tracić w takich spotkaniach – mówi Michał Kubiak.
Tym razem to „inżynierowie” pokazali charakter, wygrali praktycznie przegrane spotkanie i nadal liczą się w grze półfinał.
- Kędzierzyn nam nie uciekł, jest o co walczyć. Wiadomo, że każdy chciałby w tej „czwórce” być, każdemu na tym zależy. Chociaż czasami zdarzają się takie mecze jak dzisiaj, że coś nie wychodzi.
Mecz w „Arenie Ursynów” podobnie jak ostatnie spotkanie obu drużyn, obfitował w sporo nerwowości i kontrowersji. Po żółtej kartce, którą ukarany został Michał Kubiak, w czwartej partii goście prowadzili już 18:16.
- Ja pracy sędziów nie będę komentował, bo taka nie jest moja rola, ktoś inny na pewno to skomentuje. Natomiast dobrze, że to całe zamieszanie nie przeszkodziło nam w zwycięstwie. Udało nam się i jesteśmy bardzo szczęśliwi – przyznaje.
Mecz ten reklamowano, jako starcie dwóch generacji przyjmujących. Po stronie Politechniki - młodzi i utalentowani, w Tytanie – doświadczeni. Tym razem góra byli ci pierwsi.
- Nie mogą zawsze oni wygrywać. To by było troszeczkę nie na miejscu, gdyby oni wygrywali cały czas, mając po 30% w ataku – nie mówię, że ja miałem dzisiaj jakiś super mecz, bo też nie byłem w formie. Wojtek Żaliński pokazał na co go stać, zagrał bardzo dobre zawody. To on sam pociągnął właściwie ten wózek i ta statuetka mu się należała – chwalił Michał Kubiak kolegę, z którym w tym spotkaniu pod nieobecność Zbigniewa Bartmana stworzył duet na boisku. Nominalnie podstawowy przyjmujący warszawskiej drużyny zmaga się z kontuzją.
- Wypuklina kręgosłupa – dla mnie jest to określenie niezrozumiałe, ale jak najbardziej interesuję się jego zdrowiem – dodaje Kubiak.
- W poniedziałek na treningu, wykonałem dwa niefortunne ruchy i stało się jak się stało. Nie jest to na szczęście przepuklina, tylko wypuklina. Spotkałem się z naszym fizjoterapeutą reprezentacyjnym – Aleksandrem Bieleckim i on postawił mnie na nogi, bo jeszcze w czwartek nie mogłem się wyprostować. Prawdopodobnie od przyszłego tygodnia wznowię treningi, więc dramatu nie ma. Liczę na to, że z Rzeszowem będę już mógł wspomóc mój zespół – mówi kontuzjowany przyjmujący, który poczynania kolegów śledził z boku boiska i nie ukrywał, że towarzyszyło mu mnóstwo emocji.
- Przeżywałem to spotkanie, bo chciałem, żeby mój zespół je zwyciężył i cieszę się, że to się udało – przyznał siatkarz, który niecodziennie dla siebie wystąpił jako gość w studiu na antenie Polsatu.
- Troszeczkę dziwnie było. Człowiek jest jednak nieprzyzwyczajony do takiej roli i nawet jak z Markiem Magierą siedzieliśmy, to mówiłem mu jak ja się dziwnie czuję siedząc tutaj, bo jest to dla mnie dość nietypowa sytuacja (śmiech).
Pomimo kontuzji wspierał jednak swoich kolegów i starał się ich mobilizować.
- Myślę, że to było bardzo istotne po drugim secie, kiedy poszedłem do chłopaków i starałem się ich troszeczkę wesprzeć. Fajnie wyszło, że udało się wygrać. Uważam, że tą osobą, która dała sygnał do ataku był Krzysiek Wierzbowski. Wszedł z ławki, świetnie zagrywał i mimo to, że nie dokończył tego spotkania, zrobił dużo dobrego.
Bartman komplementował również grę swojego zmiennika – Wojciecha Żalińskiego – zdobywcę 19 punktów, który stanął przed trudnym zadaniem zastąpienia jednego z liderów Politechniki.
- Jemu się to udało, Wojtek zagrał dobre spotkanie i cieszymy się z tego powodu tym bardziej, że wygraliśmy to spotkanie. Dla niego był to jeszcze taki dodatkowy smaczek, bo dostał nagrodę MVP, więc myślę, że może być zadowolony ze swojej postawy i jesteśmy szczęśliwi, że cały zespół wyszedł z tego zwycięsko – dodał.
Wygrana przedłużyła szanse warszawskiego AZS-u na awans do półfinału.
- Moje zdanie jest takie, że wszystko zależy od nas, bo jeżeli my będziemy przegrywać, to tych punktów, jak nie było - tak nie będzie. A to, czy ktoś wygra, czy przegra, to już jest tylko ich sprawa i wszystko jest w ich rękach, my musimy myśleć o tym, żeby grać swoją siatkówkę. Dzisiaj na początku nam to nie wychodziło, trochę o tym zapomnieliśmy. Pierwsze dwa sety zespół z Częstochowy wygrał bardzo zasłużenie. W trzecim prowadzili, nie potrafili tego utrzymać, zachować koncentracji i potoczyło się tak, jak się potoczyło, wygraliśmy my – ocenia Michał Kubiak.
Politechnika może żałować punktów straconych z Fartem Kielce, AZS-em UWM Olsztyn, czy właśnie Tytanem Częstochową. Gdyby nie porażki z tymi drużynami, „inżynierowie” mogliby być dziś w innej sytuacji.
- Nie ma co do tego wracać, to już było, jest za nami i do tego się nie wróci. Przegraliśmy, trudno. Powygrywaliśmy też mecze, w których nie byliśmy stawiani w roli faworytów. Ja nie będę odbierał innym zwycięstw. W tych meczach, które przegraliśmy, te zespoły były od nas lepsze i tak to można skwitować. Musimy się podnieść, walczyć dalej, wszystko jest możliwe, zależy to tylko i wyłącznie od nas – uważa Kubiak, który jednak narzeka na przerwę w rozgrywkach PlusLigi.