Bartosz Kurek: potrzebny był świeży start i nowe spojrzenie
Najlepiej punktujący gracz fazy interkontynentalnej Ligi Światowej 2015 wspomina triumf w Sofii, czasy Andrei Anastasiego i tłumaczy, dlaczego źle się czuje, gdy ktoś porównuje go do Mariusza Wlazłego.
PLUSLIGA.PL: Pamięta pan jeszcze triumf w Lidze Światowej z 2012 roku?
BARTOSZ KUREK: Najmilej wspominam chwile spędzone na boisku, a nie na podium, których w euforii się po prostu nie pamięta, szybko wylatują z głowy. Najprzyjemniej było grać w tej drużynie, najprzyjemniej było grać w niej mecze, bo naprawdę graliśmy na dobrym poziomie, a każdy każdemu pomagał i na boisku trzymaliśmy się razem. A przy podsumowaniach to jest właśnie najważniejsze, że można powiedzieć, iż stworzyliśmy zespół, który był wtedy najlepszy w Lidze Światowej.
Pamięta pan potem także te gorsze chwile, jak igrzyska w Londynie czy mistrzostwa Europy 2013 roku?
BARTOSZ KUREK: Akurat ze współpracy z trenerem Anastasim, ja osobiście, w ogóle nie mam złych wspomnień, nawet gdy przegrywaliśmy to przegrywaliśmy wszyscy razem, jako zespół, trener przegrywał z nami. Widać było, że nie zrzucaliśmy winy jeden na drugiego. Coś się zaczęło, coś się musiało skończyć. Po zeszłorocznym wyniku widać, że był potrzebny świeży start i nowe spojrzenie. Ale do współpracy z trenerem Anastasim chętnie bym wrócił i polecam ją każdemu siatkarzowi, który chce coś osiągnąć i poprawić swój poziom.
Nie obawiał się pan przed tym sezonem, że eksperyment z przestawieniem pana do ataku może nie wypalić i może pan mieć kłopoty z powrotem na dawną pozycję?
BARTOSZ KUREK: To pytanie bardziej do trenera, bo z mojej strony sprawa wygląda prosto: dostałem powołanie i propozycję takiego wyzwania i się na to zgodziłem. To trenera trzeba pytać o to, co zobaczył, dlaczego się zdecydował na taki ruch? Gdzieś to ryzyko na pewno było, ale nawet jeżeli by mi nie wyszło to jakoś bym sobie poradziłbym na tej czy innej pozycji.
Jak się pan ocenia po fazie interkontynentalnej Ligi Światowej? W statystykach wygląda to rewelacyjnie!
BARTOSZ KUREK: Kilkanaście meczów to nie jest podstawa, żeby oceniać jak to będzie wyglądało w przyszłości. Traktuję to jako ciągły proces, nie oceniam się na bieżąco, bo bym zwariował. Na pewno w tej chwili jest wielu lepszych atakujących, a ja dopiero nabieram z każdym kolejnym treningiem coraz więcej doświadczenia. Staram się wykonać swoją robotę na boisku, z korzyścią dla zespołu.
Jak się pan czuje jako rasowy atakujący?
BARTOSZ KUREK: Myślę, że ta moja zmiana pozycji jest dopiero w początkowej fazie, mam nadzieję że postępy będę czynił nieustannie. Kiedyś mam nadzieję dojdę do takiego poziomu, że stanę się atakującym, na którym będzie można oprzeć siłę danego zespołu. To na razie jest początek, pewnych akcji będę musiał wykonać setki tysięcy, by później wykonać je perfekcyjnie przeciwko najlepszemu blokowi i najlepszej obronie.
W Rio de Janeiro zagracie jako mistrzowie świata. Nikt z was nie musi już się zastanawiać, jak jesteście silni?
BARTOSZ KUREK: Myślę, że takiego zastanowienia rzeczywiście już nie ma. Ale teraz wcale nie jest nam łatwiej, wręcz przeciwnie. Wiemy, na co nas stać, jednak ważne jest by gdzieś w naszych głowach nie zacząć się poddawać, nie zastanawiać się jeśli jakiś mecz nam nie wyjdzie, nie myśleć czy to już nasz kres? Będziemy grali znakomicie, jeśli będziemy dobrze i ciężko trenować oraz utrzymamy koncentrację. To wszystko wiąże się z presją, którą na pewno odczuwamy.
Po ostatnich problemach z plecami nie martwił się pan o swoje zdrowie?
BARTOSZ KUREK: Są kontuzje i kontuzje. Jedne to następstwo nieszczęśliwych wypadków, inne wynikają z przemęczenia, są też takie, które są bardzo groźne, bo są połączeniem dwóch poprzednich. Dopiero po takich kontuzjach trzeba poświęcić dużo czasu, by znowu odzyskać zaufanie do własnego ciała. Ja, na razie odpukać, w swojej przygodzie nie miałem takich urazów, żebym się bał, czy musiał przełamywać strach. Oby tak zostało.
Wszyscy zastanawiali się, w jaki sposób uda się zastąpić MVP mundialu Mariusza Wlazłego? Pan gra tak dobrze, że można powiedzieć, że następca się już znalazł?
BARTOSZ KUREK: Myślę, że ja jestem dopiero na początku drogi, żeby stać się dobrym atakującym, a Mariusz jest na samym szczycie, w ścisłej czołówce światowej. Takie porównania są zatem przedwczesne, bezpodstawne i aż się źle czuję, jak ktoś będzie mówił o tym w taki sposób. To moim zdaniem byłby brak szacunku wobec zawodnika, który przez tyle lat w reprezentacji czy kibicom ogólnie w Polsce zapewniał mnóstwo emocji i prowadził do sukcesów.