Bartosz Mariański: sentymenty idą na bok
PLUSLIGA: Serce w niedzielę chyba mocniej zabije; przecież grał pan w barwach GKS-u przez ostatnie cztery sezony?
BARTOSZ MARIAŃSKI (libero Asseco Resovii Rzeszów): Na pewno tak, ale w takiej sytuacji sentymenty idą na bok, bo zaczyna się liga, gramy ważny mecz o punkty i chcemy dobrze zacząć sezon. W hali w Szopienicach czuję się dobrze, zresztą ten obiekt był dobry dla każdego i nikt na nią nie narzekał. To taka neutralna hala, na której wszyscy czują się dobrze i mam nadzieję, że tak też będzie w niedzielę.
- Z GKS-em w okresie przygotowawczym graliście dwa razy, ostatnio tydzień przed inauguracją ligi na turnieju w Krośnie.
- Nie przywiązywałbym zbyt dużej wagi do tych meczów, choć po tym ostatnim zwycięskim meczu jakaś minimalna przewaga psychologiczna jest po naszej stronie. Trzeba jednak pamiętać, że GKS Katowice nigdy nie przegrał meczu inauguracyjnego. Mam nadzieję, że po niedzieli to się zmieni, ale trzeba być czujnym i zagrać na 100 procent.
- GKS Katowice, to zupełnie inny zespół niż ten, w którym występował pan w ub. sezonie. Jest tam aż dwunastu nowych zawodników…
- To kompletnie nowy zespół wraz z nowym sztabem szkoleniowym. Myślę, że tutaj jest pole do popisu dla naszych statystyków i sztabu szkoleniowego, żeby przeanalizować przeciwnika, a potem wyjść na boisko i wygrać.
- Każdy zespół chce rozpocząć sezon od zwycięstwa, a w waszym przypadku może to być takie koło zamachowe na kolejne mecze, które zagracie przed własną publicznością…
- Zgadza się i jak patrzymy na składy drużyn, to widać, że w PlusLidze nie ma słabych. Można powiedzieć, że mamy fajny układ kalendarza, bo z tymi teoretycznie najmocniejszymi nie gramy na początku, ale to też trzeba wykorzystać. Gdyby się udało te mecze powygrywać, to zawsze morale zespołu idzie w górę. To normalne, ale każda z drużyn myśli tak jak my. Te punkty, które połapie się z początku sezonu mogą później ważyć.
- W nowo otoczenie chyba bardzo dobrze się pan już wkomponował. Zresztą dobrych znajomych z poprzedniego klubu – GKS-u Katowice jest sporo: trener Piotr Gruszka, statystyk Grzegorz Krystkiewicz, trener przygotowania fizycznego Andrzej Zahorski oraz zawodnicy Grzegorz Krulicki, Marcin Komenda i Tomas Rousseaux.
- Na pewno wiedzieliśmy czego się spodziewać po sztabie szkoleniowym i jakie są wobec nas oczekiwania. Myślę, że akurat nam czterem było w tym aspekcie łatwiej. Od dwóch miesięcy jesteśmy już ze sobą, więc każdy już z nas wie doskonale czego się spodziewać, jakie są role itd. Jestem tego typu człowiekiem, że nie mam problemu z nawiązywaniem nowych kontaktów. Naprawdę zespół jest bardzo fajny, w którym są ciekawi ludzie. Mamy bardzo dużo zawodników zagranicznych, bo aż pięciu, a pierwszy raz się z czymś takim spotkałem. Wszyscy się super dogadujemy i nie ma żadnych różnic między nami.
- Po raz pierwszy jest pan w zespole, nic nie umniejszając poprzednim pana klubom, z dużymi aspiracjami, który po słabych sezonach w tym ma wysokie cele. Trener jasno mówi, że interesuje was gra w czwórce o medale. Jakie są pana oczekiwania?
- Cele drużyny powinny być właśnie dokładnie takie. Asseco Resovia, to jest klub, w którym każdy zawodnik dąży żeby zagrać w swojej karierze. Indywidualne cele, to grać jak najwięcej i pomóc zespołowi, bo o to w tym wszystkim chodzi. Nie boję się żadnej rywalizacji, nic z tych rzeczy. Myślę, że swoją grą pomogę zespołowi w osiągnięciu celu.
Powrót do listy