Benjamin Hardy: problem tkwi w naszych głowach
Najbardziej doświadczony gracz Jastrzębskiego Węgla i jeden z jego żelaznych filarów, Benjamin Hardy nie ma pojęcia co zawiodło w trwającym sezonie i dlaczego drużyna z takim potencjałem walczy o byt. Wie natomiast, jak w drodze do Final Four LM pokonać belgijską przeszkodę.
- PlusLiga: O wygranej Jastrzębia z niemieckim Generali Unterhaching w Lidze Mistrzów zdecydował złoty set. Podoba się pana ta formuła?
- Benjamin Hardy: Szczerze mówiąc, nie za bardzo podoba mi się takie rozwiązanie. Dla kibiców na pewno jest ciekawe i bardziej widowiskowe, ale dla nas, siatkarzy - nie . Złoty set to osobna historia i nawet po łatwej wygranej w meczu, trzeba na nowo się zmobilizować, skoncentrować i stoczyć dodatkową walkę. To rodzaj loterii, w której albo dopisze ci szczęście, albo go zabraknie.
- Wam dopisało szczęście, czy byliście sportowo lepsi od rywali?
- Byliśmy bardzo dobrze przygotowani mentalnie do rewanżu z wicemistrzem Niemiec i to miało decydujący wpływ na naszą postawę. Poza tym, musieliśmy rzucić na szalę wszystko, czym dysponujemy, nie było miejsca na zawahanie czy asekurację. Niemcy mieli w zapasie wygrany pierwszy mecz i czuli się być może pewniejsi. Potem, gdy przegrali rewanż, to presja urosła u nich do niebotycznych rozmiarów, a my graliśmy na fali.
- Generali to drużyna lepsza czy gorsza do Farta Kielce lub Pamapolu Wieluń?
- Wydaje mi się, że Unterhaching jest lepszą ekipą.
- Może mi panem zatem wytłumaczyć dlaczego na rodzimych parkietach przegrywacie z Wieluniem i Kielcami, a w LM spokojnie pokonaliście Niemców?
- To trudne pytanie i właściwie nie wiem co odpowiedzieć. Z pewnością jednak problem nie tkwił w poziomie prezentowanym przez naszych rywali, ale w naszych własnych głowach. Przed meczem z Niemcami, gdy wybiegaliśmy na rozgrzewkę czuliśmy, że zagramy dobrze. Właściwie za każdym razem przygotowujemy się podobnie, ale w minioną środę było inaczej. Spore znaczenie miała też chyba dyspozycja fizyczna, Ja na przykład mam kilka drobnych dolegliwości i czasami dokuczają mi bardziej, a czasami mniej. W ostatnim spotkaniu Ligi Mistrzów czułem się bardzo dobrze. Ponieważ mam swoje lata, regeneracja sił po każdym meczu zajmuje mi trochę więcej czasu, niż młodszym graczom i nie zawsze jestem w stanie zregenerować siły przed kolejnym starciem. O tym, że ciągle jesteśmy w podróży i nie mamy czasu na normalny trening chyba już nie muszę wspominać, bo z tego co wiem, to bardzo popularny obecnie temat w mediach. Oczywiście nie ma co szukać wymówek, bo wiele drużyn ma podobne obciążenia, a gra lepiej. My dotąd często graliśmy dobrze, ale nie potrafiliśmy wygrywać.
- Igor Yudin powiedział mi kilka dni temu, że wciąż nie potraficie pogodzić się z brakiem awansu do najlepszej szóstki PlusLigi. Zgadza się pan z opinią rodaka?
- To prawda, ciągle mamy problem z zaakceptowaniem stanu rzeczy. I nie ma w tym nic dziwnego, bo brak awansu do najlepszej szóstki był dla nas bolesnym ciosem. Kiedy patrzę na potencjał naszej drużyny, to ciężko mi zrozumieć sytuację, którą sami sobie zgotowaliśmy. Teraz już nie ma co tego rozpamiętywać. Jedyne, co możemy jeszcze zrobić, to zakończyć ligę na siódmym miejscu i awansować do Final Four LM. Myślę i wierzę, że ten awans do najlepszej szóstki LM był takim punktem zwrotnym i teraz już zaczniemy grać na luzie z jednej strony, a z pełną świadomością o co walczymy z drugiej.
- Jest pan najbardziej doświadczonym ale i najstarszym graczem Jastrzębskiego Węgla. Jak znosi pan trudy sezonu?
- Czuję się całkiem nieźle, nie licząc tych drobnych dolegliwości fizycznych, o których wspomniałem wcześniej.
- Zakładał pan przed sezonem, że będzie cały czas ciągnął ten jastrzębski wózek czy jednak liczył pan na więcej wypoczynku?
- Od początku sezonu było jasne, że mam grać w szóstce. Na to zresztą liczyłem, bo żaden siatkarz, nawet lekko "wiekowy”, nie chce grzać ławy. Ale też gram dla drużyny i jeśli ktoś byłby w lepszej dyspozycji, zrozumiałbym. Dyskutowaliśmy także przed startem rozgrywek, że nie muszę grać w każdym spotkaniu, że czasem mógłbym dostać "wolne” i stanąć w kwadracie. Ale sprawy potoczyły się swoim biegiem. Jest jak jest i nie ma co biadolić.
- Kolejny rywal na drodze JW do Final Four LM to znane panu doskonale Noliko Maaseik. Z Knack Roeselare wygrywał pan z nimi wiele razy.
- Drużyna zmieniła się kompletnie od czasu, gdy ja grałem w Belgii, ale z pewnością styl i waleczność pozostały niezmienne. Może nie skaczą bardzo dynamicznie i nie uderzają piłki z ogromną mocą, ale grają technicznie i bardzo szybko - taką belgijską klasykę można powiedzieć. Na pewno to zespół, który popełnia bardzo mało błędów i jeśli chcemy z nimi wygrać, musimy popełniać tych błędów mniej, niż oni. To podstawa.