Benjamin Hardy: Puchar Polski smakuje inaczej
Zdaniem wielu fachowców - cichy bohater finałowego pojedynku PP pomiędzy Jastrzębskim Węglem a Asseco Resovią Rzeszów. Świetne obrony, nieprzyjemna dla rywali zagrywka i pewna ręka w ataku. I choć to nie Benjamin Hardy został MVP turnieju Enea Cup, zaliczył w Bydgoszczy jeden z najlepszych występów na polskich boiskach.
PlusLiga: - Ma pan już w kolekcji kilka pucharów. Jakie miejsce zajmie wśród nich ten zdobyty w minioną niedzielę?
Benjamin Hardy: - To mój trzeci puchar. Pierwsze dwa zdobyłem w Belgii, ale tego polskiego nijak nie da się porównać z poprzednimi. Po pierwsze, ze względu na poziom rozgrywek. W Belgii liczą się tylko dwie drużyny, w Polsce co najmniej pięć. Po drugie, ze względu na całą otoczkę. Tutaj w Polsce rywalizacja wiąże się z ogromnymi emocjami, nie tylko zawodników, ale też kibiców i wszystkich, którym siatkówka jest bliska. To trofeum, które wygraliśmy w niedzielę jest dla mnie szczególne. Jest ważne również dla klubu, bo dotąd Jastrzębie nie było specjalnie rozpieszczane przez prasę. Dużo mówiło się i pisało o Bełchatowie, Rzeszowie czy Bydgoszczy. Teraz, przy okazji naszego sukcesu jest również trochę "zamieszania” wokół Jastrzębskiego Węgla.
- Dużo mówi się też o Benjaminie Hardym. Jest pan teraz zupełnie innym zawodnikiem, niż w poprzednich rozgrywkach.
- W ubiegłym roku byłem skupiony głównie na swoich problemach ze zdrowiem i prawdę mówiąc, walczyłem przede wszystkim o to, żeby jakoś przetrwać sezon - długi i pełen ciężkich meczów, wyleczyć się i kolejny rozpocząć w lepszym zdrowiu. To był naprawdę trudny czas dla mnie. Prawda jest taka, że jak człowiek odczuwa ból fizyczny, to mentalnie też czuje się gorzej. I zamiast skupiać się na przykład na taktyce, walce o punkty, myśli o tym, by nie "doprawić się” jeszcze bardziej. Wiedziałem, że nie do końca spełniam oczekiwania klubu i to też siedziało mi gdzieś w głowie, nie czułem się z tym dobrze. Po sezonie wróciłem do Australii i praktycznie całe lato pracowałem nad sobą, wyleczyłem kolano, pozbyłem się bólu w nogach i wreszcie gram na przyzwoitym poziomie.
- Kompletnie odmieniony był też w ostatni weekend Jastrzębski Węgiel. Skąd taka metamorfoza w tak krótkim czasie?
- Nie wiem...może ta podróż z Aten natchnęła nas formą...(śmiech). A poważnie - to nie jest tak, że nagle nas olśniło. Wcześniej też mieliśmy dobre mecze, choć przeplataliśmy je fatalnymi występami. Oczywiście falowaliśmy formą, graliśmy dużo tie breaków, ale z drugiej strony większość tych tie breaków wygrywaliśmy - to też jakiś sygnał, że zespół jest mocny. Na podobnym poziomie jak w Bydgoszczy, zagraliśmy moim zdaniem u siebie z Delectą, pokonując tych silnych przecież rywali 3:0.
- Były jakieś specjalne przygotowania do turnieju finałowego PP? Trening mentalny?
- Nie było specjalnego treningu mentalnego, były natomiast przygotowania fizyczne. Dlatego też nie zagrałem w meczu z Panathinaikosem Ateny. Trener uznał, że bardziej potrzebny będę w Bydgoszczy. Jakiś tydzień przed finałem dostałem solidną porcję ćwiczeń siłowych, a tuż przed turniejem miałem odrobinę luzu - żeby nabrać świeżości. To cały sekret. Tak naprawdę na rywalizację w Bydgoszczy nastawialiśmy się od jakiegoś miesiąca, dużo rozmawialiśmy, wiedzieliśmy, że pod nieobecność Skry Bełchatów rodzi się ogromna szansa, by wygrać puchar. Trudno to właściwie wyjaśnić, ale czuliśmy gdzieś pod skórą, że to może być nasz turniej.
- Stąd ten spokój i pewność w waszej grze?
- Nie mam pojęcia.. Myślałem po meczu o tym, jak spokojnie zagraliśmy finał. Z jednej strony była twarda walka, emocje, również w półfinale z ZAKSĄ, z drugiej graliśmy z taką pewnością swoich poczynań. Czasami tak się zdarza, że w ogóle nie ma się świadomości o jaką stawkę jest mecz, a jedyne na czym się skupia, to na kolejnych - straconych lub zdobywanych punktach w secie. Tak było w Bydgoszczy. Być może jakiś wpływ miał na to system powtórek, bo wiedzieliśmy, że nawet jak sędzia pomyli się na naszą niekorzyść, będziemy mogli walczyć o swoje. W ten sposób nie traciliśmy energii na spory z arbitrami, ale po straconej akcji szybko wracaliśmy do swojego rytmu gry i koncentrowaliśmy się wyłącznie na tym, co przed nami.
- Wygrana w Pucharze Polski z pewnością doda wam wiary we własne możliwości?
- Na pewno jeszcze bardziej zmobilizuje naszą drużynę. Czy doda nam pewności siebie? Nie wiem...mówiąc szczerze od początku sezonu mamy dużo pewności siebie, czujemy się mocni psychicznie. Wiemy jak ciężko przepracowaliśmy okres przygotowań, dodatkowo nie mamy kłopotów zdrowotnych - to sprawia, że praktycznie od pierwszego pojedynku ligowego czujemy się silni, czujemy że to może być dobry sezon.
- Czujecie również, że mistrzostwo Polski jest w waszym zasięgu?
- Wygraliśmy Puchar Polski - to fantastyczna sprawa. Wygraliśmy bilet do Ligi Mistrzów, a to nas bardzo interesowało. Teraz nie mamy nic do stracenia i na pewno otworzymy się jako zespół jeszcze bardziej, będziemy grać z mniejszą presją i nie odpuścimy walki o mistrzostwo Polski.
- Kolejny solidny sprawdzian sił już w piątek - pojedynek ze Skrą Bełchatów. Będzie równie emocjonujący, jak ten finałowy z Resovią?
- Skra wciąż jest mistrzem kraju i groźnym rywalem. Najbliższe spotkanie zapowiada się niezwykle ciekawie i na pewno będzie w nim dużo walki. Skra, po słabszym okresie i braku kwalifikacji do finału PP, teraz bardzo będzie chciała udowodnić, że wciąż jest najlepszą drużyną w Polsce. My z kolei zrobimy wszystko, by udowodnić, że wygrana w PP nie była dziełem szczęśliwego zbiegu okoliczności czy przypadku.