Benjamin Toniutti: Baliśmy się „deja vu”
W niedzielę ZAKSA Kędzierzyn-Koźle we Wrocławiu sięgnęła po Puchar Polski. W finale ponownie zmierzyła się z PGE Skrą Bełchatów i choć po drugim secie na tablicy wyników widniał remis, tym razem kędzierzynianie utrzymali koncentrację i zdobyli tytuł – Sezon nie kończy się zaraz po Pucharze Polski i wciąż mamy wiele do zrobienia - powiedział Benjamin Toniutti, kapitan i rozgrywający mistrza Polski.
PLUSLIGA.PL: Wczoraj zdobyliście Puchar Polski. Jak się czułeś chwilę po ostatnim gwizdku?
BENJAMIN TONIUTTI: Byłem i wciąż jestem ogromnie szczęśliwy! To nasz drugi finał Pucharu Polski i wczoraj nareszcie udało nam się sięgnąć po tytuł. W zeszłym roku mieliśmy spore szanse na zwycięstwo, ale wtedy na naszej drodze stanęła PGE Skra Bełchatów. Tegoroczny turniej nie był łatwy. We Wrocławiu zagraliśmy dwa ciężkie mecze, gdzie każde najmniejsze rozproszenie słono nas kosztowało. Było to widać szczególnie w finale, gdzie w drugim secie straciliśmy koncentrację i mimo, że mieliśmy sporą punktową przewagę, przegraliśmy tę partię. Byliśmy naprawdę rozczarowani tym obrotem spraw, bo nasza gra do pewnego momentu układała się bardzo dobrze. Niemniej ogromnie się cieszę, że to my zdobyliśmy puchar. Te zwycięstwo jest bardzo ważne dla nas zawodników i całego klubu.
W pewnym momencie gra przybrała niekorzystny dla was obrót. Nie obawialiście się powtórki z zeszłego roku?
BENJAMIN TONIUTTI: Tak, rzeczywiście obawialiśmy się swoistego „deja vu”. Jednak ogromną rolę odegrał wtedy nasz trener, który w szatni ciągle powtarzał nam, że musimy zapomnieć o tym nieszczęsnym drugim, secie i utrzymać do końca meczu naszą koncentrację. Wiedzieliśmy się, że Bełchatów jest silną drużyną, która może wrócić do gry i zmienić obraz spotkania. Na szczęście my potrafiliśmy wyjść na boisko i pozostać skupieni na naszym celu. To okazało się kluczem do końcowego sukcesu.
PGE Skra Bełchatów zawsze jest dla was wymagającym rywalem. W PlusLidze przegraliście ostatni mecz przeciwko żółto-czarnym, rok temu odebrali wam Puchar Polski. Trzymaliście w półfinale kciuki za Gdańsk?
BENJAMIN TONIUTTI: Nie, choć wiedzieliśmy, że PGE Skra Bełchatów jest teraz w lepszej formie niż LOTOS Trefl Gdańsk i że zawsze sprawia nam spore kłopoty. Dodatkowo Gdańsk stracił dwóch ważnych graczy i to też odbija się na ich grze. Mimo, wszystko my byliśmy gotowi zmierzyć się ze Skrą i nie baliśmy się tego spotkania. Pamiętaliśmy oczywiście o ostatnim ligowym spotkaniu, ale we Wrocławiu chcieliśmy z nimi walczyć i bić się o Puchar Polski.
To drugi finał Pucharu Polski, który odbył się we Wrocławiu. Jak porównasz oba te turnieje?
BENJAMIN TONIUTTI: Ten w tym roku był lepszy ponieważ wygraliśmy! (śmiech) A tak poważnie, wydaje mi się, że tegoroczny Puchar Polski był lepszy także ze względu na halę. Hala Stulecia jest większa niż Hala Orbita i pojawiło się więcej kibiców, którzy jak zawsze stworzyli fantastyczną atmosferę. Pod tym względem ten turniej podobał mi się bardziej. Dodatkowo dochodzi nasz cudowny rezultat, dlatego z dwóch Final Four we Wrocławiu, wybieram ten, który odbył się w miniony weekend.
Czy słyszałeś o „klątwie” zwycięzców Pucharu Polski. Kto zdobywa to trofeum, nie sięga po mistrzostwo kraju…
BENJAMIN TONIUTTI: Tak słyszałem ten przesąd, ale w niego nie wierzę. Jestem pewny, że my jako cała drużyna zrobimy wszystko, by sięgnąć po oba trofea, choć wiem, że nie będzie to łatwe. Sezon nie kończy się zaraz po Pucharze Polski, dlatego wciąż mamy wiele do zrobienia. Nie ukrywam jednak, że ten tytuł dodał nam wiele pewności siebie przed zmaganiami ligowymi.
Kto zapłacił za szampana - kapitan czy trener?
BENJAMIN TONIUTTI: Za takie szampany mogę płacić, nie mam z tym problemu! Oczywiście, że nasze świętowanie trochę potrwało, ale nie mogliśmy pozwolić sobie na zbyt wiele, bo w środę gramy w Lidze Mistrzów w Moskwie i czeka nas jeszcze przeprawa do Rosji. Choć nie ukrywam, że ciężko jest w ogóle nie uczcić takiego sukcesu.
Powrót do listy