Bernard Rezende: w Brazylii liczy się tylko złoto
Geniusz trenerskiego kunsztu, a przy tym niesamowicie skromny, otwarty człowiek. W minioną niedzielę po raz trzeci z rzędu wygrał z Brazylią mistrzostwo świata. Na czym polega tajemnica sukcesu Bernardo Rezende i jego złotego teamu? Proste....praca, praca i jeszcze raz praca.
PlusLiga: Wygrał pan w trenerskiej karierze wszystko, co można było wygrać. Skąd w panu wciąż tyle entuzjazmu, tyle woli zwycięstwa i determinacji?
Bernardo Rezende: Bo kocham siatkówkę. Pochodzę z w miarę zamożnej rodziny, która zapewniła mi dobrą edukację i możliwość życiowego wyboru. Nie potrzebowałem siatkówki, żeby jakoś przetrwać, zapewnić sobie byt - wybrałem ją bo jest miłością mojego życia. Dla miłości człowiek jest w stanie poświęcić wiele, tym bardziej jeśli jest ona spełniona i odwzajemniona. Dlatego nie muszę szukać dla siebie specjalnej motywacji, ja żyję tym sportem, oddycham nim.
- Pracę trenerską opiera pan na "piramidzie sukcesu” wymyślonej przez koszykarskiego trenera Johna Wooda. Co jest w niej takiego nadzwyczajnego?
- Piramida składa się na z wielu figur - bloków tematycznych, które budują drogę do sukcesu. Na jej szczycie jest całkowite oddanie - najważniejszy i najcenniejszy element piramidy. Potem ciężka praca i pewność siebie, a w dalszej kolejności motywacja, współpraca i umiejętności. Od tego zaczynałem pracę z reprezentacją i wciąż opieram swoje działania na elementach piramidy. Pozwoliła mi zrozumieć czym naprawdę jest sukces. Nie wiąże się on wyłącznie z wygrywaniem i przegrywaniem, ale z wykonywaniem swojej pracy najlepiej jak można - w każdej minucie i każdego dnia. Jeżeli masz pewność, że zrobiłeś tyle, ile można z ciebie wykrzesać, wtedy dopiero możesz myśleć o sukcesie.
- Skoro w Brazylii udało się zbudować potęgę na piramidzie, dlaczego nie udaje się w Europie?
- Może jest to kwestia oddania się sportowi, silnej woli zwycięstwa. Nie wiem...każdy trener i każdy zawodnik, któremu marzy się zdobywanie medali musi zapytać siebie już na wstępie jak wiele jest w stanie oddać siatkówce i drużynie, ile czasu, energii i poświęcenia jest w stanie położyć na szali. Nie ma pani pojęcia jak wiele potu wylewają moi zawodnicy na treningach i z jakim zapałem to robią. Niektórzy moi gracze - Giba czy Sergio są już po trzydziestce, a wciąż pracują jakby mieli 19 lat, jakby dopiero co rozpoczęli karierę, nigdy nie narzekają, nie biadolą na swój los.
- Nigdy nie miewacie chwil słabości?
- Nigdy się nie poddajemy. Po słabym, przegranym meczu wstajemy rano i trenujemy jeszcze więcej, z większą pasją i zaciętością, podrywając się wzajemnie do walki. Jasne, że każdy ma czasem słabszy dzień, wątpi, że to co robi ma sens. Wtedy trzeba umieć szybko rozprawić się z takimi wątpliwościami.
- Równie szybko rozprawiliście się z wątpliwościami po meczu z Bułgarią? Jak czuł się pan siedząc z boku i przyglądając się temu co wyczyniają pana siatkarze?
- Graliśmy bez rozgrywającego i wyglądało to bardzo źle. Siedząc na ławce i przyglądając się z boku czułem się fatalnie. Przykro mi, że Polska odpadła tak wcześnie. Takie przyjęto zasady na tym turnieju. Nie zamierzam nikogo osądzać i nie chcę też, aby osądzano mnie. Nie jestem władcą, jestem tylko trenerem i moja praca polega na wygrywaniu meczów. Każdy popełnia błędy, ja także. Mam nadzieję, że wszyscy wyciągniemy lekcję z tego dziwnego doświadczenia, jakim był włoski mundial.
- Potem, już do końca mistrzostw sprawiał pan wrażenie lekko podenerwowanego i spiętego...
- Jeśli ktoś myśli, że jest nam łatwiej, bo wciąż wygrywamy - jest w błędzie. Po przegranych sparingach z Niemcami wszyscy zaczęli w nas wątpić, mówili że jesteśmy pod formą, że nie jesteśmy już tak dobrą drużyną, jak kiedyś. Wciąż jesteśmy pod ogromną presją, bo cięgle chce się od nas więcej. W Brazylii nie ma miejsca drugiego i trzeciego, jest tylko najwyższe podium. Każdy inny wynik jest porażką.
- Dlaczego właściwie nie zabrał pan na mundial Ricardo, który przecież pojawił się w szerokim składzie przed Ligą Światową?
- Ten sezon był dla mnie i drużyny wyjątkowo ważny i dlatego od początku chciałem mieć do dyspozycji wszystkich zawodników, z przerwą na bardzo krótki urlop. Nie wyobrażałem sobie, żeby przed mistrzostwami świata odpuścić Ligę Światową - najważniejszy etap przygotowań do mundialu i żeby nie mieć do dyspozycji podstawowych zawodników, na których zamierzałem oprzeć trzon zespołu. Ricardo chciał dostać wolne w Lidze Światowej i pojechać tylko na mistrzostwa świata. Dla dobra drużyny i zgodnie ze swoimi zasadami, nie mogłem się na to zgodzić.