Bez presji też przegrywają
Trefl Gdańsk przegrał z Jastrzębskim Węglem 1:3 (28:30, 25:22, 14:25, 17:25). MVP spotkania został Benjamin Hardy.
Z siatkarzy Trefla zdjęto presję oczekiwania na wygraną, ale oni nadal przegrywają. W sobotę gdańszczanom tym trudniej było o sukces w meczu z Jastrzębskim Węglem, gdyż zagrali w nowatorskim ustawieniu. I nie był to efekt przemyśleń Jerzego Strumiłły, ale ciąg kolejnych kłopotów zdrowotnych w ekipie beniaminka PlusLigi. Czym dłużej trwał mecz, tym bardziej miejscowi byli bezradni zwłaszcza w ataku. Goście mieli aż 19 udanych bloków!
Jak już informowaliśmy Gdańsk pożegnał Bojana Janicia. Na parkiecie zabrakło też dwóch kolejnych siatkarzy, którzy w wakacje sprowadzono z Włoch. Łukasz Kadziewicz i Marko Samardzić zgłosili choroby. Ponadto trzeba było oszczędzać narzekającego na przeciążenia Wojciecha Serafina, który tego dnia pomagał kolegom jedynie wchodząc z ławki. To był dobry mecz dla sprawdzenia charakteru. Nikt nie oczekiwał od gdańszczan sukcesu, ale walki już tak.
Kto wie jakby potoczyłby się mecz, gdyby gospodarze zagrali w inauguracyjnym secie z większą wiarą. A tak sporo sił stracili na gonienie wyniku, który kilka razy im odjeżdżał. Jak wyliczyli statystycy gdańszczan pogrążyły również własne błędy. Jastrzębianie z 30 punktów zdobyli "tylko" 20, czyli co trzeci otrzymali w prezencie.Dziwny był to set, gdyż żółto-czarni zmienili wynik 13:16 na 23:21 na swoją korzyść, a potem nie potrafili skończyć trzech piłek setowych. Już przy pierwszej piłkę do ataku wystawiono Krzysztofowi Kocikowi, ale ten strzelił w aut. Inna sprawa, że wystawa miejscowych była bardzo czytelna i piłki adresowane były głównie do tego przyjmującego bądź do atakującego Wojciecha Winnika. To właśnie blok na tym ostatnim zakończył seta, który trwał aż 33 minuty.
Zdrowia gdańszczanom wystarczyło jeszcze tylko na walkę w drugim secie. Tym razem to Trefl w końcówce wykazał się większą odpornością nerwową. Od 23:22 gospodarze punktowali już tylko po błędach rywali. Zagrywkę w aut wyrzucił Robert Prygiel, a po chwili atakiem w boisko nie trafił Benjamin Hardy, co nie przeszkodziło mu później w odebraniu nagrody dla najlepszego siatkarza meczu.
W dwóch kolejnych partiach gdańszczanie walczyli tylko do wyniku 10:12. W trzeciej od tego rezultatu stracili sześć kolejnych piłek. W czwartym na trzy następne akcje rywali odpowiedzieli już tylko jedną swoją udaną, a zupełnie stanęli przy 17:20, nie zdobywając już żadnego punktu.Jastrzębianie w Gdańsku poza trzema punktami zyskali również pewność w bloku i obronie. Aż 19 punktów przyniosły gościom bloki, a królem polowania w tym zakresie był Wojciech Jurkiewicz, który zaliczył dziewięć "czap". Ponadto gdańszczanie wyprowadzili aż 101 ataków, z których 55 zostało podbitych.
Trenerski dwugłos po meczu
Jerzy Strumiłło (trener Trefla): Potwierdziło się, że nie mamy odpowiedniej podbudowy fizycznej, aby na równym poziomie grać przez całe mecze. Odkryciami spotkania była z pewnością postawa Kocika czy Świrydowicza, ale to za mało, gdy gra się z drużyną o tak żelaznej dyscyplinie taktycznej, jaką było Jastrzębie. Mimo to nasza postawa daje nadzieje, że w meczach o utrzymanie forma będzie na takim poziomie, jak oczekujemy.
Robert Santilli (trener Jastrzębskiego): To nie był dla nas łatwy mecz. Szczególnie w dwóch pierwszych setach gospodarze wysoko zawiesili nam poprzeczkę. Cieszę się, że to my wygraliśmy inauguracyjną partię na grze na przewagi, a potem potrafiliśmy zwyciężyć w całym meczu i to za trzy punkty.