Bracia Quiroga po meczu w Jastrzębiu: było dziwnie
W minioną sobotę, w śląskich derbach Jastrzębski Węgiel pokonał GKS Katowice 3:1. Był to szczególny mecz dla braci Quiroga, którzy po raz pierwszy zagrali przeciwko sobie o stawkę. Tym razem górą była drużyna Rodrigo, ale indywidualnie lepiej wypadł Gonzalo, który obok Karola Butryna był najskuteczniejszym graczem katowiczan.
Tradycje rodzinne
Rodrigo Quiroga ma 30 lat. Do Jastrzębskiego Węgla trafił pod koniec sierpnia, po tym jak Kevin Tillie postanowił zamienić PlusLigę na ligę chińską. To szesnasty klub w jego karierze. Przyjechał do Polski by odbudować się mentalnie i sportowo po trudniejszym okresie w życiu. Marzy też o powrocie do argentyńskiej kadry.
Gonzalo Quiroga w tym roku skończył 24 lata. Do tej pory grał w USA, Włoszech i Argentynie. W minionym sezonie był podstawowym zawodnikiem reprezentacji swojego kraju. Wierzy, że występy w PlusLidze pomogą mu w rozwoju sportowym i szerzej otworzą drzwi do międzynarodowej kariery.
Wzorem dla obydwu braci jest wujek Raul Quiroga, były atakujący, który może poszczycić się brązowymi medalami igrzysk olimpijskich w Seulu z 1988 roku i mistrzostw świata 1982, w Argentynie. Największym sukcesem Rodrigo Quirogi jest na razie złoty medal Igrzysk Panamerykańskich w 2015 r. oraz cztery srebrne krążki Mistrzostw Ameryki Południowej. Gonzalo jest brązowym medalistą mistrzostw świata juniorów z 2009 roku i Mistrzostw Ameryki Południowej w 2017, już jako senior.
Pierwszy raz
Kilka lat temu mieli okazję razem reprezentować barwy Albicelestes i ten okres wspominają niezwykle ciepło. Marzą o kolejnych wspólnych występach w kadrze narodowej Argentyny, zakończonych zdobyciem krążka z jakiegokolwiek kruszcu. Na razie jednak pozostaje im rywalizacja przeciwko sobie, na gruncie ligowym.
Sobotni mecz Jastrzębskiego Węgla z GKS-em Katowice był drugim w historii, w którym stanęli po przeciwnych stronach boiska. Pierwszy raz walczyli przeciwko sobie podczas Memoriału Arkadiusza Gołasia w Murowanej Goślinie. Wtedy katowiczanie wygrali 3:2, a Gonzalo Quiroga został wybrany MVP spotkania. W rywalizacji o punkty spotkali się po raz pierwszy i tym razem górą była drużyna starszego z braci, który jednak ze względu na uraz mięśni uda pojawiał się na boisku tylko fragmentarycznie. - W ostatnim tygodniu właściwie w ogóle nie trenowałem. Czułem ból i spory dyskomfort, dlatego uznałem, że lepiej sobie odpuścić. Nie chciałem ryzykować jakiegoś większego urazu, który wykluczyłby mnie z gry na dłużej. Czeka nas bardzo intensywny okres gier i nie chciałbym zawieść drużyny. Jestem przekonany, że przed spotkaniem Ligi Mistrzów z Berlinem będę już w pełni sił - tłumaczył przyjmujący Jastrzębskiego Węgla.
Jego brat zagrał całkiem dobre zawody - nieźle przyjmował, skończył dziesięć z czternastu ataków i posłał rywalom trzy asy serwisowe. W tym jeden tuż pod nogi Rodrigo. Chwilę później siatkarz JW nie zdołał wybronić ataku brata. W rewanżu, przed jego zagrywką udzielał cennych wskazówek kolegom ze swojego zespołu. - Mam nadzieję, że Gonzalo tego nie zauważył - śmiał się Rodrigo. - Znam go doskonale i wiem jakie kierunki w zagrywce preferuje. Próbowałem więc dać kolegom jakieś wskazówki, pomóc im w lepszym ustawianiu się do przyjęcia.
Rodrigo bardzo chciał zagrać przeciwko drużynie brata i przed spotkaniem powiedział trenerowi Lebedew, że jeśli będzie potrzebny do przyjęcia, jest gotów wejść na boisko. - Jestem szczęśliwy, że Mark Lebedew skorzystał z moich usług, bo dzięki temu mogłem choć na moment rywalizować z Gonzalo.
GKS dobrze, Jastrzębie jeszcze lepiej
- Mojej drużynie nie udało się wygrać, ale wydaje mi się, że pokazaliśmy znacznie lepszą siatkówkę niż w poprzednich trzech meczach. Przeciw Skrze, ZAKSIE i Zawierciu nie zagraliśmy dobrze, nie walczyliśmy tak, jak powinniśmy. W sobotę było inaczej. Pokazaliśmy walkę i długimi fragmentami dobrą siatkówkę. Było kilka okazji, by ugrać więcej niż jeden set, ale w tych kluczowych momentach popełnialiśmy błędy. Cóż, następny rywal to Asseco Reosvia Rzeszów, z którą zmierzymy się w katowickim Spodku i mam nadzieję, że tam pokażemy już to najlepsze swoje oblicze - tak sobotnie derby ocenił Gonzalo Quiroga.
Grą jego zespołu sterował w tym meczu Maciej Fijałek, a nie jak zazwyczaj było Marcin Komenda. - Moim zdaniem, nie ma znaczenia który z rozgrywających rozrzuca nam piłki, bo każdy z nich jest przygotowywany do tego, by prowadzić grę. Jeśli tylko jesteśmy na boisku drużyną, gramy wspólnie, pomagamy sobie, to możemy zdziałać wiele - uznał Gonzalo. Rodrigo potwierdził, że manewr Piotra Gruszki nie zaskoczył siatkarzy Jastrzębskiego Węgla. - W ostatnich kilku meczach trener Katowic często korzystał z jego usług - zauważył.
- GKS przechodzi trudny czas, bo przegrali cztery razy z rzędu. My też ostatnio nie rozpieszczaliśmy kibiców, ale na szczęście, w Radomiu wróciliśmy do dobrej gry, a w sobotę, u siebie potwierdziliśmy, że forma idzie w górę. Porażka w Warszawie, paradoksalnie dobrze nam zrobiła, bo wciąż mamy w głowię tę straconą przewagę w 2. secie i wiemy co nas może spotkać, gdy choć na chwilę zgubimy koncentrację - podsumował ostatnie poczynania Pomarańczowych.
Rywale na boisku, przyjaciele poza nim
Gdy tylko wybrzmiał ostatni gwizdek sędziego, bracia natychmiast podbiegli do siebie. - Rozmowę rozpocząłem od gratulacji, oczywiście. Fajnie było zagrać przeciwko sobie, choć żałuję, że mój brat nie mógł pokazać się na boisku w dłuższym wymiarze czasu. Może w rewanżu - stwierdził Gonzalo.
- Jak się grało przeciwko drużynie brata? Dziwnie. Choć tak naprawdę, już po kilku sekundach patrzyłem na niego wyłącznie jak na zawodnika drużyny przeciwnej, z którą bardzo chciałem wygrać - przyznał 30-letni przyjmujący JW. - Gra w jednej lidze to ciekawe doświadczeni dla nas obydwu. Niemniej, bronimy barw dwóch zupełnie różnych drużyn, które mają diametralnie różne cele.
- Byłem chyba bardziej zmotywowany do walki niż zazwyczaj. Było fajnie, ale zdecydowanie preferuję grać do jednej bramki - dorzucił jeszcze zawodnik GKS-u.
Katowice, gdzie mieszka Gonzalo i Żory, w których na co dzień żyje Rodrigo dzieli niespełna 40 km. Nic dziwnego, że poza boiskiem bracia spędzają ze sobą sporo czasu. - Każda okazja jest dobra. Czasem jemy wspólny lunch, a czasami spotykamy się na kolacji. Widujemy się dwa-trzy razy w tygodniu - zdradził Rodrigo. - To świetna sprawa, bo obydwaj czujemy wzajemne wsparcie. Wiemy, że jeśli tylko zajdzie potrzeba, możemy się spotkać i pogadać. Tak sytuacja zdarzyła nam się po raz pierwszy od jakichś dziesięciu lat, chciałbym, żeby tak było zawsze - dodał Gonzalo akcentując, że on i jego brat są bliskimi przyjaciółmi.
Mocne i słabe punkty
Na pierwszy rzut oka są na boisku kompletnie różni. Starszy Rodrigo jest stonowany, ekonomiczny w ruchach i gestach. Rzadko wybucha radością, częściej jest skupiony i zamyślony. Młodszy o sześć lat Gonzalo też nie jest wulkanem energii, ale w jego postawie sporo jest młodzieńczego entuzjazmu. Często się uśmiecha, lubi okazywać meczowe emocje. W aspektach typowo siatkarskich także różnią się od siebie, nie tylko pod względem doświadczenia i ogrania.
- Najmocniejszym punktem mojego brata jest przyjęcie zagrywki. W ataku również dobrze sobie radzi. Co idzie mu najgorzej? Chyba serwowanie…ale może bezpieczniej będzie spytać jego samego - powiedział z lekkim przekąsem Gonzalo.
Rodrigo, jak na starszego z rodzeństwa przystało, ocenił potencjał Gonzalo bardzo pozytywnie. - Ma ogromną chęć uczenia się. Bardzo szybko, przynajmniej moim zdaniem osiąga progres, przede wszystkim w przyjęciu. Przez ostatnie dwa lata nad tym właśnie bardzo ciężko pracował. Na chwilę obecną jego najmocniejszymi punktami są atak i zagrywka, ale mam nadzieję, że już w niedalekiej przyszłości będzie to także przyjęcie.
Pytany nad czym musi jeszcze pracować, odpowiedział: - Tak jak wspomniałem, nad tym by brylować przede wszystkim w przyjęciu zagrywki. Wydaje mi się, że defensywa też nie jest jeszcze jego najmocniejszą stroną. Jestem przekonany, że pracując tak jak do tej pory, bardzo szybko osiągnie satysfakcjonujący poziom. Mam nadzieję, że trener Gruszka jest zadowolony z jego pracy i z jego postawy na boisku.
Powrót do listy