Bruno Rezende: w Polsce jak w domu
Wizyta Canarinhos w Polsce to zawsze wielkie siatkarskie święto. Tym przyjemniejsze, że brazylijskie gwiazdy nie stronią od fanów, łowców autografów i zadających setki pytań dziennikarzy. Jednym z najbardziej rozchwytywanych graczy, obok Giby i Murilo był zauroczony atmosferą w łódzkiej Arenie Bruno Rezende.
- PlusLiga: Pokonując dwukrotnie Polskę praktycznie zapewniliście sobie udział w Final Six.
- Bruno Rezende: Cieszymy się bardzo, bo to jest nasz cel numer jeden. Kiedy rozpoczynaliśmy przygotowania do Ligi Światowej trener powiedział, że właśnie zaczynamy drogę do Belgradu i mamy zrobić wszystko, by tam pojechać.
- Wygrać finał i wrócić na szczyt?
- Chcemy po prostu wygrywać. W Brazylii wszyscy chcą wygrywać, niezależnie od tego ile i jakiego koloru krążków mają w swojej kolekcji. Nie przystąpiliśmy do rywalizacji z myślą, że musimy pokonać USA i udowodnić, że to my jesteśmy lepsi, choć oczywiście gdzieś w podświadomości tkwi chęć rewanżu. Nie zapominamy jednak, że są inne groźne i trudne do pokonania drużyny - Rosja czy Serbia.
- Czy po poprzednim, niezbyt udanym dla Brazylii sezonie trener Rezende zmienił coś w systemie przygotowań, prowadzenia zespołu?
- Filozofia pracy Bernardo Rezende nie uległa zmianie po przegranym finale olimpijskim, podobnie jak nie zmieniły się jego metody pracy. Właściwie nic się nie zmieniło z wyjątkiem kilku nazwisk. Dzień po dniu ciężko pracujemy i proszę mi wierzyć, naprawdę dostajemy w kość. Nie ma znaczenia, czy ktoś nazywa się Rezende czy Giba - jak trener zarządzi trening o 6. 30 rano, to wszyscy punktualnie się na nim stawiają.
- Naprawdę się nie buntujecie?
- Ufamy swojemu szkoleniowcowi i wiemy, że skoro funduje nam taki wycisk, to widzi w tym konkretny sens. W kadrze znaleźli się siatkarze młodszej generacji, jak ja, Thiago czy Lucas, którym sporo brakuje do tych starszych i bardziej doświadczonych. My również chcemy wygrać mistrzostwa świata, LŚ czy Olimpiadę, a nie da się tego osiągnąć inaczej, jak ciężką pracą.
- Czemu mają służyć treningi o 6.30 rano?
- Mamy w ten sposób przezwyciężać swoje słabości - te fizyczne, związane z wczesnym wstawaniem i te mentalne. Poranne treningi kształtują charakter, dodają siły, uodparniają i pomagają lepiej znosić na przykład zmiany stref czasowych, czy niedogodności związane z podróżami. Jeśli po tak wczesnej pobudce stać nas na maksymalny, efektywny wysiłek na treningu, to potem czujemy się znacznie lepiej.
- Masz 22 lata i już jesteś podstawowym rozgrywającym reprezentacji. To wielki zaszczyt ale i wyzwanie.
- Przede wszystkim, to ogromna odpowiedzialność, którą czuję na swoich barkach, ale która dodaje mi mocy i wiary w siebie. Mam świadomość, że nie gram dla siebie, lecz dla kraju, a w moim kraju wszyscy chcą, byśmy wciąż wygrywali. Na szczęście gram u boku wspaniałych kolegów. Szczególnie Giba i Sergio robią wszystko, bym czuł się lepiej i nabierał niezbędnej pewności siebie. Wiem przecież doskonale, że nie zawsze moje piłki do Giby są idealne. Kiedy pytam go czy było ok, mówi, że oczywiście, ale może też być odrobinę wyżej i szybciej....nigdy nie powiedział, że nie gram tak, jak Ricoardo czy Marcelinho.
- Praca u boku ojca pomaga czy przeszkadza?
- Przede wszystkim, na treningach nie ma ojca - jest trener Rezende. Jest bardzo pomocny, bo daje mi wiele cennych wskazówek. Problem polega na tym, że ode mnie wymaga znacznie więcej, niż od innych i kiedy coś mi nie wychodzi w trakcie meczu, nie przebierając w słowach wytyka mi każdy szczegół. Z innymi postępuje delikatniej. Tak czy inaczej, mój ojciec jest jednym z najlepszych trenerów na świecie, ufam mu bezgranicznie i cierpliwie znoszę reprymendy, bo wiem, że są wyłącznie w dobrej wierze.
- Jakim człowiekiem jest Bernardo Rezende?
- Człowiekiem, dla którego praca jest najważniejsza. Sam haruje bardzo ciężko, często nie przesypiając nocy i od wszystkich swoich współpracowników oczekuje tego samego. Na szczęście potrafi zarazić swoją pracowitością, a argumenty, których używa każdemu z nas trafiają nie tylko do umysłu, ale również do serca.
- W jednym z wywiadów powiedziałeś, że twoim siatkarskim wzorem jest Ricardo. Za co cenisz go najbardziej?
- Ricardo wygrał wszystko, co można było wygrać. Nigdy nie schodził poniżej pewnego poziomu, do którego innym, nawet jeśli wznosili się na wyżyny, trudno było doskoczyć. Gra przy tym szybko i zawsze potrafi coś wymyślić. Myślę, że Ricardo zmienił pojęcie „rozgrywający”, zmienił też sposób patrzenia na tę pozycję i nadał jej swój własny, niepowtarzalny styl. Oczywiście jest jeszcze kilku innych, jak Ball czy Zagumny, których można i należy cenić, ale Ricardo zdecydowanie jest numerem jeden.
- Co ma Ricardo, a nie masz (jeszcze) ty?
- Jest jedna rzecz, której chciałbym się od niego nauczyć, albo raczej wykonywać tak dobrze, jak on. To szybkość rozrzucania piłek na skrzydła z różnych miejsc na boisku.
- Można się tego nauczyć czy to raczej dar od Boga?
- Oczywiście trzeba urodzić się z określonymi talentami, bo nie wszystko da się wytrenować. Pewne rzeczy, jak właśnie szybkość grania, moim zdaniem można jednak wypracować.
- Ricardo od wielu lat gra w Europie. Zamierzasz pójść w jego ślady?
- W najbliższym czasie na pewno nie. Dwa, może trzy lata chciałbym jeszcze pograć w Brazylii. Jestem za młody na zagraniczne wojaże i zbyt mało doświadczony. Później chciałbym pojechać do Europy i poznać coś nowego - kulturę, język, szkołę siatkówki. Zamykanie się tylko na jeden kierunek czy styl w pewnym momencie przestaje wystarczać i człowiek chce czegoś więcej.
- Masz jakiś ulubiony kraj, w którym chciałbyś zagrać?
- Myślę, że szczególnie interesująca będzie dla mnie Polska. Macie fantastycznych fanów, a atmosfera na trybunach jest równie gorąca, jak w Brazylii. My, południowcy bardzo tego potrzebujemy i wiem od starszych kolegów, że właśnie tego żywiołowego dopingu najbardziej brakowało im w Rosji czy Italii. Myślę, że w Polsce czułbym się jak w domu.
- Większość brazylijskich zawodników wróciła jednak do Ojczyzny. Co się zmieniło, że Europa przestała być dla nich atrakcyjna?
- W ciągu ostatnich dwóch lat brazylijska siatkówka wykonała znaczny skok w górę. Podniósł się poziom rozgrywek, coraz więcej ludzi przychodzi na mecze, a do tego znalazła się spora grupa inwestorów, którzy uważają, że tylko siatkówka może konkurować z piłką nożną w kwestii popularności i chętnie łożą na nią pieniądze. Wierzę, że teraz, gdy do kraju wrócili Sergio, Giba, Dante będzie jeszcze lepiej. Myślę też, że obecnie sumy kontraktów, jakie dostają najlepsi spokojnie mogą konkurować z tymi, które mają gracze w Rosji czy Italii.