Bułgarski człowiek z żelaza
"Iron man” - tak nazwały Mateja Kazijskiego włoskie media po czwartym pojedynku półfinałowym z Maceratą - po tym, jak w końcówce IV seta decydującego meczu posłał rywalom cztery atomowe zagrywki i odwrócił losy rywalizacji. - Mamy cały zespół ludzi ze stali - śmieje się na to Kazijski.
PlusLiga: Drugi raz w historii Trento wygrała Ligę Mistrzów. Tym razem jednak finał był chyba łatwiejszy, niż rok temu z Iraklisem Saloniki?
Matej Kazijski: To były dwa kompletnie różne turnieje. W tym roku mieliśmy sporo problemów w ciągu całego sezonu, poprzednio było ciężko dopiero w końcówce. Trudno więc porównywać. Jedyne co mogę powiedzieć, to że obydwa nie były łatwe, nawet jeśli z zewnątrz finał z Dynamem Moskwa wyglądał na niezbyt absorbujący. Ciążyła na nas spora presja, bo to my byliśmy mistrzami i bardzo chcieliśmy zatrzymać tytuł.
- Wygraliście w tym sezonie wszystko, co można było wygrać. Świadomość, że jesteście najlepsi może wpłynąć jakoś na wynik rywalizacji o mistrzostwo Włoch?
- Nie grozi nam przesadna pewność siebie. Znamy dobrze drużynę z Cuneo i wiemy, że to niezwykle wymagający przeciwnik, bardzo ich szanujemy. To wystarczy, żebyśmy zachowali pełną mobilizację przed finałowym starciem.
- Uważasz, że to dobry pomysł, by o losach scudetto decydował tylko jeden mecz?
- Na pewno jest to trochę dziwna decyzja. Po całym, niezwykle trudnym sezonie, po tak wymagających play offach na etapie ćwierć i półfinałów, teraz wszystko zależy od jednego pojedynku. To ryzykowne posunięcie i może spowodować sporo nerwów w szeregach obydwu zespołów. Ale tak postanowiła federacja i musimy to zaakceptować. Zrobimy wszystko co w naszej mocy, bo mistrzostwo Włoch to cel numer jeden dla Trento.
- Starczy wam sił? Podczas turnieju w Łodzi, a przede wszystkim podczas półfinałów z Maceratą widać było po was ogromne zmęczenie.
- Naprawdę nie jest łatwo utrzymać wysoką formę fizyczną przez cały sezon. Zwłaszcza taki, jak ten bieżący, w którym jesteśmy obciążeni trudnymi pojedynkami praktycznie od początku do końca i to na kilku frontach. Wydaje mi się, że i tak nieźle sobie radzimy ze słabościami, bo nawet jeśli mamy słabszy mecz, to wciąż jesteśmy w stanie przechylać wynik rywalizacji na swoją korzyść.
- Jeśli zakończycie sezon w poczwórnej koronie, w kolejnym starczy wam motywacji by zwyciężać?
- Znajdowanie motywacji w sytuacji, gdy już wszystko się wygrało nie jest łatwym zadaniem, ale w takim kolektywie jaki mamy w Trento, jesteśmy w stanie to zrobić. Radostin Stojczew jest bardzo surowym i wymagającym szkoleniowcem - to na pewno ma znaczenie. Do tego ma odpowiednie umiejętności psychologiczne, żeby nas motywować do pracy i osiągać sukcesy. Z takimi predyspozycjami chyba trzeba się urodzić.
- W czym tkwi sekret sukcesu klubu z Trydentu?
- Odpowiedź jest prosta. Zbudowano tu bardzo silną drużynę, która lubi i chce wygrywać. Nawet gdy nam nie idzie i przegrywamy, jak w trzecim spotkaniu z Maceratą, nigdy nie tracimy nadziei. Wierzymy w siebie nawzajem, bo mamy do siebie zaufanie, jesteśmy zgraną grupą szanujących się sportowców. Nigdy nie odpuszczamy.
- Podobnych klubów w Italii jest co najmniej kilka...
- Powtarzałem już wielokrotnie, że Serie A1 jest bardzo silną, wyrównaną ligą. Dlatego nie jest przypadkiem, że we wszystkich trzech pucharach europejskich triumfowali w tym roku Włosi. To wszystko zaczyna się w rozgrywkach ligowych, gdzie jest co najmniej dziesięć bardzo mocnych drużyn i żeby zdobyć trzy oczka do klasyfikacji, trzeba się nieźle napracować.
- W Polsce natomiast tak mocne drużyny są raptem cztery - dlatego wciąż nie możemy przebić się w europejskich rozgrywkach?
- W Polsce macie dobrych sponsorów, świetnych kibiców i kilka dobrych zespołów, w których grają klasowi zawodnicy. To zaprocentuje w przyszłości. Trzeba być cierpliwym, ciężko pracować i wierzyć, że ta ciężka praca w końcu przełoży się na sukces. Dobrzy siatkarze i ciężka praca - to musi przynieść efekty.
- Nie mamy jednak takich gwiazd, jak Matej Kazijski.
- Pewnego dnia może i ja zawitam do Polski. Skra Bełchatów to świetna drużyna, ze sporymi ambicjami. Czemu nie? Oczywiście nie narzekam na obecny stan, ale też nie mówię, że w przyszłości nie będę szukał jakichś zmian.
- A propos Twojej osoby, po czwartym półfinale z Maceratą włoska prasa nazwała Cię "iron man”.
- To nie tylko mój przydomek, to tyczy się całej drużyny. Musimy być naprawdę silni i odporni psychicznie, żeby przetrwać tak forsujący sezon, a co ważniejsze, żeby wygrywać najważniejsze imprezy. Prawda jest taka, że siła fizyczna charakterystyczna dla naszej drużyny pozwala nam oprzeć się przeciwnikom z jednej strony, a z drugiej zmęczeniu i trudom sezonu.
- Mocna psychika nie jest cechą narodową Bułgarów. To da się jakoś wypracować?
- Nie zgodzę się, że siła mentalna nie jest cechą narodową Bułgarów. Ja bym raczej wskazał na brak doświadczenia. Nie chodzi tu o brak doświadczonych zawodników. Przez wiele lat, choć mieliśmy kilku europejskiej klasy graczy, jako drużyna narodowa rzadko toczyliśmy znaczące boje o najwyższe cele. Ostatnimi czasy rzeczywiście przydarzyło się kilka pojedynków przegranych być może zbyt nerwową grą. Moim zdaniem to jednak wyłącznie brak międzynarodowego ogrania i z każdym rokiem powinno być lepiej.
- Kadra Bułgarii została w tym sezonie gruntownie odmłodzona. Zdążycie zgrać się przed mistrzostwami świata?
- Przede wszystkim chcemy dobrze zaprezentować się w Lidze Światowej. To będzie taki poligon ogrywania młodych, debiutujących w reprezentacji graczy. Mnie osobiście bardzo cieszy ta zmiana. Musimy tylko włożyć wszystkie swoje siły i umiejętności w każdy mecz LŚ, żeby dojrzeć jako team - tak szybko, jak to możliwe. Chcemy też dobrze zaprezentować się na mistrzostwach świata we Włoszech, marzy nam się utrzymanie pozycji z poprzedniego czempionatu.
- A co z odpoczynkiem po ciężkim sezonie. Rok temu dostałeś tylko tydzień urlopu. Potem, na mistrzostwach Europy nie byłeś w szczytowej dyspozycji.
- Znowu nie mogę się z Tobą zgodzić. Nie wydaje mi się, żebym był w złej formie. Faktycznie, zagraliśmy słaby mecz przeciwko Polsce, ale wasza reprezentacja była na tym turnieju poza zasięgiem wszystkich rywali, nie tylko Bułgarii. Polska nie dała nam szansy by rozwinąć się w grze i pokazać swoje umiejętności. Cały turniej w Turcji, zakończony brązowym medalem uważam jednak za udany.
Wracając do pytania - mam nadzieję, że uda mi się odpocząć kilka tygodni, bo trwający sezon jest dla mnie naprawdę morderczy. Rozmawiałem już z Silvano Prandim i obiecał mi dłuższą przerwę w Lidze Światowej. Co będzie potem, zależy od rezultatu w tych rozgrywkach