Być, albo nie być Politechniki w półfinale PlusLigi
Jeśli siatkarze AZS-u Politechniki Warszawskiej chcą nadal liczyć się w grze o półfinał, to w sobotnim meczu z Tytanem AZS-em Częstochową, nie mogą sobie pozwolić na porażkę. Pomimo zmiany kalendarza rozgrywek PlusLigi obie drużyny rozegrają mecz w pierwotnie planowanym terminie.
W sobotę okaże się, czy częstochowski AZS przypieczętuje swój awans do fazy play off, czy też może ten warszawski przedłuży swoje nadzieje na walkę o „czwórkę”. Ze stawki spotkania gracze ze stolicy doskonale zdają sobie sprawę. - Mamy dwa takie mecze ostatniej szansy. Pierwszy z Częstochową u siebie i drugi wyjazdowy w Kędzierzynie. To będą dwa spotkania, które zdecydują o tym, czy znajdziemy się w czołowej „czwórce”, czy jednak nie – tak o randze najbliższych meczów swojego zespołu mówi Zbigniew Bartman.
Trzeci w tabeli Tytan zgromadził 41 pkt i ma nad piątą AZS Politechniką przewagę 7 punktów. Obu zainteresowanych rozdziela ZAKSA. Losy awansu warszawskiego zespołu nie leżą już jednak wyłącznie w rękach jej graczy. Muszą oni liczyć na potknięcia ich głównych rywali, tj. ZAKSY i Tytana, i że punkty będą odbierać im inni. - Chcielibyśmy, żeby tak było i aby oni potracili punkty z innymi zespołami, ale tak jak powiedziałem, jeśli my tych punktów nie będziemy zdobywać, to nawet jak oni będą tracić - nic nam to nie da – ocenia podstawowy przyjmujący, który na razie nie kalkuluje, tylko chce się skupić wyłącznie na grze swojego zespołu.
„Inżynierowie” w tym sezonie potrafili pokonać największe tuzy ligi, m.in. Resovię i ZAKSĘ, lecz na akademików z Częstochowy wyraźnie nie potrafią znaleźć sposobu. Wygrali z nimi w rozegranym przed sezonem Memoriale Zdzisława Ambroziaka 3:1, ale w PlusLidze, we wszystkich trzech spotkaniach okazywali się słabsi. Czasem przegrywali pechowo, innym razem na własne życzenie. W rundzie zasadniczej częstochowianie pewnie wygrali zarówno w „Arenie Ursynów”, jak i na własnym parkiecie. Rewanżowe spotkanie obfitowało jednak w sporo nerwowości i kontrowersyjnych decyzji, których siatkarze z Warszawy nie mogli odżałować.
- Zgadza się, te dwa spotkania w Częstochowie trochę dziwnie się poukładały. Ten pierwszy był, jaki był. Ci, co oglądali w telewizji widzieli, co tam się działo – rozpamiętuje zdobywca 29 „oczek” w tamtym meczu. Szczególnie zacięty był ostatni pojedynek, w którym Politechnika, mimo wygranych dwóch pierwszych partii, nie zdołała przechylić szali zwycięstwa na swoją stronę. - Prowadziliśmy 2:0, a wypuściliśmy inicjatywę z naszych rąk i przekazaliśmy ją zespołowi z Częstochowy, który zaczął grać dużo lepiej, i za każdy nasz błąd punktował nas niemiłosiernie – wspomina dwa ostatnie mecze w hali "Polonia” przyjmujący stołecznego zespołu.
Oba zespoły nie zachwyciły w ostatniej kolejce. W Bełchatowie Politechnika musiała uznać wyższość PGE Skry, z kolei Tytan przegrał we własnej hali z Resovią. Druga runda jest jednak dużo bardziej udana dla zawodników z Częstochowy, którzy wygrali pierwsze trzy spotkania z ZAKSĄ, Delectą i właśnie Politechniką. W trudniejszej sytuacji są podopieczni Radosława Panasa, którzy po pięciu seriach drugiej fazy cieszyli się jedynie po meczu w bydgoskiej „Łuczniczce”. Aż cztery pojedynki rozegrali jednak w hali rywali. Czy w rundzie rewanżowej, w której większa część spotkań przypadnie na ich terenie, będzie im się wiodło lepiej?
- Na pewno zainteresowanie jest większe, bo wreszcie siatkówka w Warszawie stoi na jakimś przyzwoitym poziomie i nie jest tak, że zespół walczy desperacko o utrzymanie – komentuje wzrost popularności dyscypliny urodzony w stolicy siatkarz, który razem z Michałem Kubiakiem, Dariuszem Szulikiem i Damianem Wojtaszkiem gościli niedawno na balu karnawałowym dla najmłodszych warszawiaków.
- Było to w ramach akcji „Zima w mieście”, bawiliśmy się z dzieciakami, popularyzowaliśmy siatkówkę i myślę, że była to bardzo fajna inicjatywa – zakończył przyjmujący Politechniki, który liczy, że doping kibiców pomoże drużynie w najbliższym spotkaniu.