Catellani: w reprezentacji dla chwały, nie dla pieniędzy
- Zawodnicy słyszeli, że obligatoryjnie trzeba wygrać medal w mistrzostwach świata (rok temu nikt nie oczekiwał medalu). Kluczowe jest czy w konsekwencji jesteśmy w stanie grać pod takimi uwarunkowaniami - tak brzmi pierwsze zdanie raportu trenera Daniela Castellaniego dotyczącego mistrzostw świata we Włoszech, gdzie Polska zajęła miejsca 13-18. Z wniosków na przyszłość ciekawe jest inne zdanie: w reprezentacji gramy dla chwały nie dla pieniędzy
- O tym, że ciężko polskim siatkarzom grać pod presją wiemy od dawna - mówi były trener męskiej reprezentacji Ryszard Bosek i dodaje, że Daniel Castellani musiał wiedzieć o warunkach stawianych przed odlotem ekipy do Triestu oraz o tym jakie miejsce zajmuje siatkówka nad Wisłą.
Pierwsze zdanie raportu może trochę dziwić. Przed objęciem stanowiska trenera reprezentacji Polski Daniel Castellani pracował w PGE Skrze Bełchatów. Jeżeli nie poznał najnowszej historii polskiej siatkówki, to mu w skrócie przypominam.
W turnieju kwalifikacyjnym do igrzysk olimpijskich w Sydney, który odbył się na początku stycznia 2000 roku w Spodku, Polska prowadziła w czwartym secie meczu z Jugosławią 23:18. Nie była w stanie doprowadzić do tie breaka, który wydawał się na wyciągnięcie ręki.
W eliminacjach mistrzostw świata 2002 w turnieju w Łodzi potrzebny był jeden set do awansu. Było 0:3 z Francją w nabitej do ostatniego miesca hali MOSiR-u w Łodzi. Nawet najlepsi w świecie kibice nie byli w stanie zmobilizować polskich graczy do zrealizowania tego osiągnięcia. W mistrzostwach zagraliśmy, zastępując wyrzuconą przez prezydenta FIVB Koreę Południową. Tak na marginiesie nie przypominam sobie nad Wisłą głosów oburzenia na ten fakt tak jak to miało miejsce niedawno gdy ostro krytykowano gospodarzy ostatnich mistrzostw świata, którzy niby mieli sobie ułatwić drogę do strefy medalowej.
Po znakomitym starcie (Kanada, Chorwacja i broniący tytułu Włosi) Polska sama sobie otworzyła drzwi do ósemki czempionatu w 2002 roku. Następnie sama sobie przed nosem zatrzasnęła, przegrywając z Portugalią, którą gromiła kilka miesięcy wcześniej w meczach o nic w Lidze Światowej.
W lipcu 2005 roku w Belgradzie w półfinale LŚ z Serbią było 2:0 i 22:17 dla biało-czerwonych. Wygrali ostatecznie Serbowie. Po tym wydarzeniu jedna z wysokonakładowych gazet zrobiła fotomontaż przedstawiając reprezentantów Polski w niezbyt korzystnej sytuacji. Na konferencji prasowej w Rzeszowie biało-czerwoni domagali się, żeby dziennikarz, autor korespondencji z Belgradu, opuścił pomieszczenie, gdzie odbywają pomeczowe spotkania zawodników, trenerów i dziennikarzy. Przyszli mistrzowie Europy i wicemistrzowie świata nie mieli ochoty rozmawiać z tym kolegą. Na szczęście inny wykazał przytomność umysłu i przypomniał bohaterom narodowej wyobraźni jak w danym momencie rozdzielone zostały role. Do mistrzostw świata we Włoszech miałem problemy z oceną tego fotomontażu. Teraz wiem, że był on obraźliwy. Pampers to bardzo pożyteczny wynalazek.
Kolejny przypadek do eliminacje do mistrzostw Europy w 2009. Pewnie wygrywamy pierwszy turniej w Olsztynie, a następnie w Tallinie w potyczkach z Węgrami, Czarnogórą i Estonią kierujemy siebie do baraży. Na szczęście wygranych. W tym okresie pracowali z kadrą różni trenerzy - polscy i zagraniczni. Nic nie pomagało. - Gramy w reprezentacji dla CHWAŁY, nie dla PIENIEDZY, potrzebna jest ODPOWIEDZIALNOŚĆ - tak brzmi jedno ze zdań z raportu trenera Castellaniego dotyczące przyszłości. Czyżby były trener reprezentacji chciał powiedzieć, że wcześniej mieliśmy inaczej. To po co ta cała gadka jednego z jego ulubieńców o braku skarpetek. Mógł w końcu sam je kupić. Jeżeli mu kiedyś zabraknie kasy, to chętnie kilka par sfinansuję.
Robiłem kiedyś wywiad z Igorem Prielożnym jak został po raz pierwszy trenerem Jastrzębskiego Węgla. Zapytałem co go najbardziej zdziwiło w czasie pobytu w Polsce. Pan Igor zastanowił się dłuższą chwilę i odpowiedział: Przed turniejem interkontynentalnym w Portugalii do igrzysk w Atenach Wiktor Krebok powiedział, że na awans polskich siatkarzy nie postawiłby złotówki. Sądziłem, że po takich słowach zawodnicy zacisnąć pięści i powiedzą, że pokażemy mu, że nie ma racji. A oni zaczęli zastanawiać czy przypadkiem Krebok nie ma racji - mówił Igor Prielożny.
Można byłoby na tym zakończyć. Od siebie tylko dodam, że z reprezentantami Polski nawet nie próbuję rozmawiać od igrzysk w Pekinie. Sami zawodnicy do tego mnie zniechęcili. Podobne opinię słyszę od kilku koleżanek i kolegów. Wielokrotnie trzeba było prosić w Pekinie, żeby w strefie mieszanej zgodzili się powiedzieć kilka słów o rozegranym meczu. Brazylijczycy, Serbowie, Rosjanie czy Włosi czekali do ostatniego dziennikarza. Polacy często odmawiali w Pekinie tak jak to robili wcześniej wielokrotnie np. chyłkiem uciekając z lotniska.
Wykonuję ten zawód od ponad 25 lat, dłużej niż niektórzy reprezentanci Polski żyją. Byłem na blisko siedemdziesięciu impezach zagranicznych rangi igrzysk olimpijskich, mistrzostw świata, mistrzostw Europy czy Pucharów Świata w kilkunastu dyscyplinach sportu m.in. kajakarstwie, wioślarstwie, podnoszeniu ciężarów, lekkoatletyce, brydżu, żużlu czy łyżwiarstwie figurowym oraz szybkim. Takiego skarżenia się dziennikarzy na zawodników ze względu na utrudnianie pracy w żadnej innej dyscyplinie sportu nie przypominam.