Cudowny powrót do Częstochowy
- Nie ukrywamy tego, że chcielibyśmy być jak najwyżej. To dawało by nam szansę trafienia na potencjalnie słabszego przeciwnika. Gdyby udało nam się zająć drugie czy trzecie miejsce to w półfinale, jeśli przeszlibyśmy oczywiście ćwierćfinał, uniknęlibyśmy spotkania ze Skrą Bełchatów - mówi Michał Mieszko Gogol, statystyk Asseco Resovii Rzeszów, który jeszcze w zeszłym sezonie był drugim trenerem AZS-u Częstochowa.
PlusLiga: Gratulacje za wygrany mecz z Tytanem AZS Częstochowa. Trzeba przyznać, że rewanż za porażkę w pierwszej rundzie zasadniczej w pełni udany.
Michał Mieszko Gogol: Podczas meczu z AZS-em byliśmy bardzo skoncentrowani i konsekwentni na zagrywce. Zagraliśmy bardzo dobry mecz. Nie da się ukryć, że zagrywka po raz kolejny ustawiła spotkanie. Popełnialiśmy bardzo mało błędów. Mieliśmy swego rodzaju „arytmię” na zagrywce – była zagrywka mocna, krótka, float. Pokazaliśmy w tym spotkaniu cały wachlarz możliwych zagrań. Powoli dojrzewamy do tej zmienności. Zawodnicy zdają sobie sprawę, że zagrywka to nie jest tylko uderzenie na siłę. Z bardzo dobrej strony pokazał się Gyorgy Grozer i Marko Bojić. W jakimś stopniu ten mecz był podobny do spotkania z AZS-em Olsztyn, gdzie w dużej mierze zagrywka ustawiła cały pojedynek.
- W meczu z AZS-em Częstochowa z dobrej strony pokazał się wspomniany Grozer i Bojić. Widać było, że atakujący wraca do swojej formy. A z kolei przyjmujący z Czarnogóry po raz kolejny udowadnia, że jest wartościowym graczem i warto na niego postawić.
- Wiele osób zarzucało trenerowi, czy sztabowi szkoleniowemu dlaczego nie gra Marko Bojić. Powodów było kilka, ale główny problem polegał na tym, że Marko potrzebował dużo czasu na to, żeby wdrożyć się w nasz system gry. Musiał wiedzieć, gdzie ma stać na boisku, w obronie, bloku, asekuracji, jak zachować się w danej sytuacji. On przyszedł z ligi greckiej i jak sam mówił – dostawał w górę piłkę, i miał po prostu atakować. Taki był system gry w klubie, w którym grał. Dużo nam zajęło przystosowanie Marko do gry w naszym systemie, do uświadomieniu mu, że na boisku nie jest sam i jego zadaniem nie jest tylko atak. Drużynie może pomagać również w inny sposób, bowiem jest elementem zespołu. Trochę czasu to wszystko zajęło, ale teraz radzi sobie świetnie. Gra w szóstce i oby było tak dalej.
- Zwycięstwo za trzy punkt nad ekipą z Częstochowy umacnia Was na trzeciej pozycji. Nie oszukując się najlepsza pozycja przed play offami, daje większe szanse na medale.
- Nie ukrywamy tego, że chcielibyśmy być jak najwyżej. To dawało by nam szansę trafienia na potencjalnie słabszego przeciwnika. Gdyby udało nam się zająć drugie czy trzecie miejsce to w półfinale, jeśli przeszlibyśmy oczywiście ćwierćfinał, uniknęlibyśmy spotkania ze Skrą Bełchatów. Zdajemy sobie sprawę z tego o co walczymy i zrobimy wszystko, aby grać jak najlepiej.
- Jeśli mowa z kolei o rozgrywkach europejskich to trafiliście teoretycznie na łatwego przeciwnika – ACH Volley Lublana.
- Nie zgodzę się z tym, że słoweńska drużyna jest słabym zespołem. W ich składzie jest dwóch reprezentantów Serbii, dobrych dwóch Słoweńców. Oni też zaszli daleko, są głodni sukcesów. Spotkanie z nimi może okazać się o wiele trudniejsze, niż z Fenerbahce. Musimy się skoncentrować. Nie możemy się rozprężyć z tego powodu, że teoretycznie gramy ze słabszym przeciwnikiem.
- W klubie w Częstochowie spędziłeś trzy lata. Miło było powrócić ponownie do hali Polonia?
- Cudownie było tutaj wrócić. Ponownie mogłem spotkać osoby, które tu poznałem. Mam tu nadal grono znajomych. Co więcej w hali Polonia zawsze była i jest niepowtarzalna atmosfera. Bardzo miło wspominam te trzy lata.
- Czy za jakiś czas widziałbyś się ponownie na ławce trenerskiej Akademików?
- Jak najbardziej bym się widział. Jednak myślę, że w tym klubie potrzebne są pewne zmiany. Ja z kolei muszę myśleć o swoim rozwoju. Jestem otwarty na taką propozycję. A jak będzie to czas pokaże.
- Decydując się na pracę w Resovii Rzeszów wiedziałeś, że wiąże się ona ze zmianą stanowiska. Przez ostanie trzy lata byłeś blisko zawodników i w każdej chwili mogłeś udzielić im wskazówek. Teraz siedzisz za bandami, patrzysz na to z boku. Brakuje Ci tego kontaktu z zawodnikami?
- Nie ukrywam, że brakuje mi tego. Fajnie było być w bezpośrednim kontakcie z zawodnikami, móc im na bieżąco coś podpowiadać. Była to praca w żywiole. Nie mniej w Rzeszowie mam bardzo dobry kontakt z całym sztabem szkoleniowym. Tworzymy team i każdy daje coś od siebie.