Cuneo najlepszą drużyną Serie A1, Żygadło z srebrnym medalem
Najlepsza drużyna świata i Europy Itas Diatec Trentino, podobnie jak rok temu, nie zdołała wywalczyć scudetto - najważniejszego trofeum włoskiej Serie A1. Tym razem musiała uznać wyższość Brea Banca Lannutti Cuneo - drużyny, która po raz pierwszy w historii stanęła na najwyższym stopniu ligowego podium.
Itas Diatec Trentino - Bre Banca Lannutti Cuneo 1:3 (25:14, 20:25, 22:25, 20;25)
MVP: Simone Parodi
Co nie udało się w finale Pucharu Italii, okazało się realne w wielkim finale rozgrywek Serie A1, które klub z Cuneo wygrał po raz pierwszy w swojej historii. Wcześniej dwukrotnie walczył w finale - w sezonie 1995/96, jako Alpitour Traco Cuneo uległ w czterech pojedynkach Sisleyowi Treviso, a dwa lata później z tym samym rywalem przegrał rywalizację 0:3.
Klub z Trudentu stanął na najwyższym stopniu podium tylko raz - w sezonie 2007/2008, z Michałem Winiarskim i Jakubem Bednarukiem w składzie. Rok temu stoczył ciężki bój z Coprą Piacenza i musiał uznać wyższość rywali po piątym meczu i dramatycznym tie breaku.
W tym roku, po raz pierwszy o losach scudetto zadecydował jeden, jedyny pojedynek, który włoskie media nazwały V- Day, sukcesywnie nagłaśniając jego ważność i przygotowując miłośników siatkówki na widowisko niebywałych rozmiarów. Być może właśnie ranga finałowego spotkania i rzadko spotykana na włoskich parkietach otoczka przytłoczyły siatkarzy Bre Banca Lannutti Cuneo, którzy przez cały pierwszy set nie zdołali wejść w spotkanie, zbierając srogie lanie od Łukasza Żygadło i jego kolegów. Bohaterem inauguracyjnej partii był Matej Kazijski, autor piekielnie mocnych ciosów w ataku i polu serwisowym.
Prawdziwy finał rozpoczął się dopiero w drugiej partii, w której Itas znów szybko zdołał odskoczyć rywalom (po dwóch punktowych serwach na Parodim). Tym razem jednak radość mistrzów Europy nie trwała długo, bo przeciwnicy doścignęli ich już przy stanie 8:8, na drugim czasie technicznym prowadzili 13:16, by ostatecznie wygrać do 20. Ojcami sukcesy byli, niezawodny w ataku Wladimir Nikołow oraz skuteczny w polu serwisowym Nikola Grbić. Trzeci set to popis gry podopiecznych Alberto Giulianiego, którzy zmienną zagrywką zmusili rywali do popełniania błędów w przyjęciu i rozgrywania sytuacyjnych akcji. Gdyby nie seria atomowych zagrywek Juantoreny, rozmiary porażki byłyby znacznie większe.
Prowadzenie w meczu 2:1 uspokoiło poczynania graczy z Piemontu i pozwoliło im uwierzyć, że giganci z Trydentu są w ich zasięgu. Długo toczyła się walka punkt za punkt (3:3, 10:10, 15:15), ale gdy losy rywalizacji zaczęły się ważyć, podenerwowani zawodnicy Radostina Stojczewa zaczęli popełniać proste błędy - przejście linii 9. metra przy zagrywce - Juantorena, Vissotto, autowy atak na pojedynczym bloku - Vissotto, Kazijski. Gdy na tablicy świetlnej pojawił się wynik 17:23, zawodnicy z Cuneo już wiedzieli, że tego meczu nie przegrają, a ich szkoleniowiec z trudem panował nad cisnącymi się do oczu łzami wzruszenia. W końcu - po skutecznej kontrze Nikołowa mógł popuścić wodzę emocjom i utonąć w objęciach szalejących z radości swoich podopiecznych.
W jednej sekundzie na płycie boiska Futureshow Station w Bolonii zrobiło się niebiesko od kibiców Cuneo, którzy w mocnej sile przybyli by dopingować swoich ulubieńców i wspólnie z siatkarzami najlepszej drużyny Serie A1 długo i szumnie świętowali historyczny sukces.
Zespół Łukasza Żygadło musi zadowolić się, podobnie jak przed rokiem srebrnym medalem. Mimo porażki w finale rozgrywek włoskiej ligi, Itas Diatec Trentino zapisze właśnie zakończony sezon jako jeden z najlepszych w dziesięcioletniej historii. Zdobył przecież trzy (klubowe mistrzostwo świata, klubowe mistrzostwo Europy, Puchar Włoch) spośród czterech założonych przed sezonem celów.
Powrót do listy