Czwarty z rzędu tie break gdańszczan
LOTOS Trefl Gdańsk pokonał AZS Politechnikę Warszawską 3:2 (25:17, 21:25, 25:19, 20:25, 16:14) w meczu trzynastej kolejki spotkań PlusLigi. MVP Murphy Troy.
Mecz oglądało z trybun ponad 4200 osób, wśród których zasiedli m.in. prezydenci Gdańska i Sopotu, Paweł Adamowicz i Jacek Karnowski, przedstawiciele Grupy LOTOS SA, a także delegacja rosyjskiego Dinama Krasnodar. Gościem specjalnym był również Kajetan Kajetanowicz, czterokrotny mistrz Polski w rajdach samochodowych.
Gdańszczanie rozpoczęli z animuszem i już po kilku minutach prowadzili 10:4. Wtedy Jakub Bednaruk, trener gości, poprosił o przerwę, po której jego podopieczni zdobyli pięć punktów z rzędu. Później żółto-czarni znów odskoczyli na cztery oczka i ponownie dali się dogonić na zaledwie jeden punkt. W końcówce seta znakomicie zafunkcjonował jednak blok LOTOSU Trefla. Dzięki niemu gospodarze zwiększyli swoje prowadzenie z 19:16 na 23:16 i pewnie doprowadzili do zwycięstwa w pierwszym secie.
W drugiej partii żadna z drużyn długo nie była w stanie odskoczyć na więcej niż dwa punkty, a prowadzenie kilkukrotnie przechodziło z rąk do rąk. W końcówce błysnął jednak młody Aleksander Śliwka. Przyjmujący Politechniki zdobył trzy ważne punkty, a jego zespół za sprawą zbicia ze środka Bartłomieja Lemańskiego skończył drugą z piłek setowych, ustalając wynik tej odsłony na 25:20.
Początek trzeciej partii znów był bardzo wyrównany. Przełom nastąpił przy stanie 10:9 dla LOTOSU Trefla. Wtedy to kontuzji w trakcie akcji doznał znakomicie dysponowany Śliwka, którego zastąpić musiał Jakub Radomski. Trener Andrea Anastasi również dokonał w tym momencie zmiany na przyjęciu, w miejsce Sebastiana Schwarza desygnując rekonwalescenta Krzysztofa Wierzbowskiego. Po tych wydarzeniach a jeszcze przed drugą przerwą techniczną przewaga gdańszczan wzrosła do pięciu oczek. Żólto-czarni kontrolowali przebieg boiskowych wydarzeń, a kilka punktów w krótkim okresie dołożył od siebie Mateusz Mika. Set zakończył się zwycięstwem gospodarzy 25:19.
Czwarta partia rozpoczęła się od zimnego prysznica, który na głowy gdańszczan wylali przyjezdni. Na pierwszą przerwę techniczną warszawianie zeszli, prowadząc... 8:0. Co gorsze, większość tych punktów była efektem błędów lub niedokładności graczy LOTOSU Trefla. Choć tie-break wydawał się nieunikniony, żółto-czarni podjęli ambitną walkę o zwycięstwo za trzy punkty. Zmniejszyli straty w tej odsłonie do zaledwie trzech oczek, jednak nie byli w stanie wyrównać. Goście wygrali 25:20, doprowadzając do tie-breaka.
Zespół z Gdańska do piątego seta przystępował po raz czwarty z rzędu i po raz trzeci rozstrzygnął go na swoją korzyść, choć - podobnie jak w poprzednich trzech przypadkach - o wyniku decydowała gra na przewagi. LOTOS Trefl wrzucił drugi bieg przy stanie 10:10. Zdobył wtedy dwa punkty z rzędu. Po chwili zapunktował Radomski, ale dwa kolejne oczka dołożyli gdańśzczanie i kiedy przy wyniku 14:11 wprowadzali do gry pierwszą piłkę meczową, wydawało się, że jest już po meczu. Błędy w ataku i przyjęciu Wierzbowskiego oraz zablokowany atak Murphy'ego Troya doprowadziły jednak do wyrównania. Wtedy Amerykanin zaatakował skutecznie, a pomylił się Dominik Depowski i po 140 minutach rywalizacji spotkanie dobiegło końca.