Czy finalistę poznamy w Kędzierzynie?
Pierwszym finalistą PlusLigi została Skra Bełchatów. O drugie, wolne miejsce w finale, wciąż toczy się batalia pomiędzy ZAKSĄ i Resovią. Po meczach w Rzeszowie jest remis 1-1. Teraz zespoły zagrają dwa razy w Kędzierzynie-Koźlu i kibice na pewno mogą spodziewać się wielkich emocji.
Przed sezonem w obu drużynach upatrywano rywala dla Skry Bełchatów w walce o mistrzostwo Polski. ZAKSA już na początku sezonu straciła swojego lidera. Sebastian Świderski doznał ciężkiej kontuzji i do tej pory nie wrócił na boisku. Zawodnik przeszedł operację i długą rehabilitację. Zaczął już trenować i powoli wraca do normalnej dyspozycji. Sztab szkoleniowy kędzierzyńskiego klubu nie chce jednak ryzykować zdrowia zawodnika i dlatego Sebastian wciąż nie gra. W trakcie sezonu pojawiły się urazy u innych graczy. Nie grali: Grzegorz Pilarz, Tine Urnaut, Jurij Gladyr i Patryk Czarnowski. Forma zespołu falowała, Mimo tego, podopieczni Krzysztofa Stelmacha, pewnie awansowali do półfinału.
- Na szczęście teraz wszyscy są zdrowi i w tych najważniejszych meczach są gotowi do gry – wyjaśnia fizjoterapeuta ZAKSY Paweł Brandt.
Z kłopotów zdrowotnych powoli wychodzi też Resovia. W końcówce drugiej rundy ze składu wypali dwaj podstawowi gracze rzeszowskiej ekipy. Olieg Achrem wrócił na pojedynki z ZAKSĄ. W pierwszym pojawiał się na zmianach, a w drugim wyszedł w podstawowym składzie i pomógł drużynie w odniesieniu zwycięstwa. We wtorek na treningu rzeszowian pojawił się Georgy Grozer. Atakujący reprezentacji Niemiec ma problemy z krążeniem krwi w ręce. Leczenie trochę potrwa, ale siatkarz już nie czuje takiego bólu, który dyskwalifikowałby go z gry. Ma jednak zaległości treningowe. Zastępujący go na boisku Tomasz Józefacki pokazał się z jak najlepszej strony i był wybrany MVP drugiego spotkania.
W hali „Azoty” zapowiada się prawdziwa bitwa. W lepszej sytuacji zdają się być podopieczni Krzysztofa Stelmacha, którzy wystąpią przed własną publicznością. Jednak pojedynki w tym i poprzednim sezonie, pokazały, że atut własnej hali, nie do końca się sprawdza. Resovia potrafi wygrywać w Kędzierzynie, a ZAKSA w Rzeszowie.
- Myślę, że to jedno zwycięstwo w Rzeszowie, to dla nas duża zaliczka. Mamy dwa mecze u siebie i musimy wykorzystać atut własnej hali – uważa atakujący ZAKSY Dominik Witczak.
Kibice z Kędzierzyna-Koźla zastanawiają się, czy zespół wytrzyma kondycyjnie dwa mecze pod rząd, bo w Rzeszowie, po pierwszym, pięciosetowym starciu, w drugim siatkarzom ZAKSY jakby brakło trochę sił.
- To wszystko zależy od indywidualnej wydolności zawodników. Nikt nie jest w stanie przewidzieć, jak organizm zachowa się na drugi dzień, po takim wysiłku. Myślę, że dużo będzie zależało od tego, ile potrwa pierwsze spotkanie – stwierdził Paweł Brandt.
Czy więc wraz z ilością rozegranych w piątek setów, będą rosły szanse Resovii w drugim spotkaniu?
- Pierwszy mecz w Rzeszowie kosztował nas sporo sił. Na dodatek Resovia robiła więcej zmian, a w niedzielę w wyjściowym składzie też mieli roszady – dodaje fizjoterapeuta ZAKSY.
- Najfajniej byłoby wygrać w piątek 3:0, ale zdajemy sobie sprawę, że tak łatwo nie będzie i szykujemy się na ciężką walkę w dwóch pojedynkach. To już jest ten etap, że zaciska się zęby i łyka tabletki, gdy boli, a potem wychodzi na parkiet daje się z siebie wszystko. Chcemy wygrać dwa razy i wystąpić w upragnionym finale – mówi Dominik Witczak.