Czy Trefl przerwie czarną passę?
To są niezwykle ciężkie tygodnie dla beniaminka PlusLigi. Siatkarze Trefla typowani przed sezonem do roli czarnego konia rozgrywek przegrali pięć ligowych meczów z rzędu i spadli na przedostatnie miejsce w tabeli. Okazja do przerwania czarnej passy nadarzy się w sobotę. W hali AWFiS o godzinie 17.00 podopieczni Wojciecha Kaszy rozpoczną pojedynek z Domeksem Tytanem AZS Częstochowa. Po raz pierwszy przed własną publicznością zagra Bruno Zanuto.
Zawirowania finansowe związane z brakiem sponsora strategicznego oraz permanentne kontuzje zawodników typowanych na gwiazdy sprawiają, że Trefl nie gra na miarę oczekiwań. Ale w najbliższym czasie na obu polach ma być tylko lepiej.- Kategorycznie dementuje pogłoski, że to sprawy wynagrodzeń przekładają się na wyniki. To prawda, że dokonaliśmy pewnym zmian w terminach płatności, ale na dziś nie mamy żadnych zaległości wobec siatkarzy. Co więcej negocjacje z firmą, która ma być sponsorem strategicznym są na dobrej drodze - zapewnia Kazimierz Wierzbicki, prezes Trefla.
Stan zdrowotny drużyny w ostatnich dniach również się nieco poprawił. - W tym sezonie mogłem sobie przypomnieć przez tę urazy całą wiedzę z zakresu anatomii z okresu studiów - żartuje trener Kasza. Od poniedziałku znów normalnie trenuje Łukasz Kadziewicz, który najpierw chorował, a potem miał dolegliwości mięśni grzbietu. W środę zadebiutował wreszcie Brazylijczyk Zanuto. Bruno był typowany do roli pierwszego bombardiera drużyny, ale już podczas pierwszego zgrupowania nabawił się kontuzji, która zakończyła się operacją.
- Na razie siatkarz nie ma jeszcze czucia nogi w ataku. Normalnie w pierwszej linii zacznie funkcjonować za dwa-trzy tygodnie. Obecnie wykorzystuję go w drugiej linii. Zawsze to zwiększa pole manewru, jeśli Zanuto może wejść na zagrywkę bądź na przyjęcie - informuje gdański szkoleniowiec. Nadal nie ma Bojana Janica. Serbski przyjmujący już od blisko dwóch miesięcy narzeka na dolegliwości barku. W Polsce nie był zadowolony z żadnego z lekarzy, którzy go prowadzili. Dlatego pojechał do Belgradu, na konsultacje do medyka tamtejszej reprezentacji.
Nieoczekiwany problem pojawił się na rozegraniu. Łukasz Kruk już tydzień temu miał problemy z kręgosłupem, a środowy mecz w Bydgoszczy urazem palca dłoni okupił Jakub Bednaruk. W sobotę obaj muszą grać, bo nie ma ich kim zastąpić.
- W ostatnich meczach zostaliśmy zmuszeni praktycznie do gry w składzie I-ligowym, a to na PlusLigę mało. W dodatku, gdy coś się zacinało nie miałem pola taktycznego manewru - usprawiedliwia siebie i drużynę trener Kasza. - W składzie, w którym graliśmy w Kędzierzynie rzeczywiście moglibyśmy obawiać się degradacji. Ale gnębi nas pech, bo zawodnicy mają albo urazy mechaniczne albo odnawiają im się stare kontuzje. Gdy wszyscy będą w pełni sił, bez kłopoty zdobędziemy miejsce w play-off - zapewnia prezes Wierzbicki.
W sobotę gdańszczanie pałać będą chęcią rewanżu za mecz z akademikami w pierwszej rundzie. Wprawdzie to w Częstochowie zdobyli inauguracyjny punkt w rozgrywkach, ale też zmarnowali największą szanse na wyjazdowy sukces. Przegrali mecz po tie-breaku, choć prowadzili w setach 2:0... Powrót do listy