Czy wróci tamta drużyna?
Transfer Bydgoszcz w ubiegłym sezonie został okrzyknięty czarnym koniem rozgrywek. Bydgoszczanie otarli się o strefę medalową. Dziś nie ma śladu po tym zespole, aktualnie zajmują ostatnie miejsce w tabeli. - Nie ma już tej drużyny, która zadziwiała, robiła niespodzianki i wygrywała kilka meczów z rzędu. Jednak wierzymy, że odbijemy się od dna i sprawimy jeszcze nie jedną niespodziankę - mówi w rozmowie z naszym portalem Marcin Waliński, przyjmujący bydgoskiego zespołu.
PlusLiga: Kiedy patrzę na waszą drużynę Transfer Bydgoszcz nasuwa mi się jedno pytanie. Gdzie jest ten zespół, który w zeszłym sezonie zadziwiał swoją grą i okrzyknięto go czarnym koniem rozgrywek?
Marcin Waliński: Tak, nie ma już tej drużyny, która zadziwiała, robiła niespodzianki i wygrywała kilka meczów z rzędu. Prawda jest taka, że nigdy już nie będziemy mieli takiej drużyny. We wcześniejszych rozmowach wielokrotnie podkreślaliśmy, że w ubiegłym sezonie stworzyliśmy coś wyjątkowego, wyjątkową drużynę na boisku i poza nim. To był zespół jedyny w swoim rodzaju. Nie da się już tego odtworzyć. Jest to trochę przykre, bo włożyliśmy ogrom pracy w to, żeby osiągnąć taki sukces. Do Bydgoszczy ponownie wróciła siatkówka na wysokim poziomie i drużyna, która poza PlusLigą świetnie spisywała się w rozgrywkach europejskich. Dziś pozostało nam budowanie tego od podstaw.
- Po czterech porażkach z rzędu zagraliście bardzo dobre spotkanie z ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle. Pojawienie się nowego atakującego Carsona Clarka właściwie kilkadziesiąt godzin przed meczem wyraźnie dodało wam skrzydeł.
- Dziękuję za miłe słowa. Nie mnie oceniać poziom tego meczu. Przy czym wielkie słowa uznania należą się dla Carsona Clarka, który po jednym treningu wyszedł na boisko i rozegrał całe spotkanie. Przyleciał do Bydgoszczy w czwartek, spotkał się z nami pół godziny przed treningiem w Łuczniczce, po czym pojechał do hotelu i trenował z nami przez cały piątek. Podczas meczu jego gra z Pawłem Woickim wyglądała bardzo dobrze, a co najmniej tak jakby trenowali ze sobą kilka miesięcy. Pozycja atakującego jest newralgiczna. Atakujący ma zdobyć dla swojej drużyny jak najwięcej punktów. Udowodnił i pokazał wszystkim, że jest właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. Może w piątym secie popełnił kilka błędów, co nie zmienia faktu, że za jego postawę należą mu się ogromne gratulacje.
- Rzadko się zdarza, jeśli w ogóle mają miejsce takie sytuacje, że po jednym dniu treningów jak sam powiedziałeś atakujący jest zgrany z rozgrywającym. Drużyny nad zgraniem pracują kilka miesięcy.
- Po meczu Carson Clark powiedział, że bardzo mu odpowiada styl gry Pawła Woickiego. Bardzo podoba mu się jak kieruje grą drużyny. Podczas meczu z ZAKSĄ był ważną postacią w zespole. Zdobył dla nas najwięcej punktów, wniósł trochę świeżości w naszą grę. Pozostaje mieć nadzieję, że nasz nowy atakujący utrzyma tak wysoką dyspozycję w kolejnych meczach.
- W ostatniej kolejce PlusLigi zmierzyliście się z Jastrzębskim Węglem. Podczas tego meczu w niczym nie przypominaliście drużyny, która tydzień wcześniej o włos nie wygrała z wicemistrzami Polski. Wasza gra pozostawiała wiele do życzenia. Z czego to wynikało?
- Podstawową rzeczą jest fakt, że podczas meczu z Jastrzębskim Węglem mieliśmy ogromne problemy ze skutecznością w ataku. Przeciwnikom udawała się praktycznie każda akcja. Michał Masny bardzo dobrze rozdzielał piłki, do tego wszyscy zawodnicy wykazywali się dużą skutecznością. U nas tego zabrakło. Wydaje mi się, że nasz rozgrywający i tak radził sobie w miarę dobrze. Potrafił wystawiać piłki na pojedynczy blok. Niestety pomimo takich nadarzających się sytuacji nie potrafiliśmy tego wykorzystać. W momencie kiedy po naszej stronie przestała funkcjonować pierwsza akcja, a z czasem i kontratak gra stanęła w miejscu. Bartosz Janeczek, który w sobotę grał na ataku miał ogromne problemy z przebiciem się na drugą stronę. Być może nie miał dnia, a być może jastrzębianie mieli go tak dobrze rozpisanego taktycznie, przez co skutecznie go powstrzymywali. Do tego gospodarze dołożyli świetną grę blokiem. W czasie trzysetowego spotkania zdobyli w tym elemencie aż 20 punktów. Nie da się ukryć, że grali lepiej od nas. My mieliśmy swoje problemy, z którymi nie mogliśmy sobie poradzić. Po meczu z ZAKSĄ wydawało się nam, że nasza gra w końcu zaskoczyła. Cieszyliśmy się, że zdobyliśmy pierwszy punkt. Jechaliśmy do Jastrzębia w bardzo dobrych humorach. Przeciwnicy bardzo szybko sprowadzili nas na ziemię. Zaczęliśmy pomału budować domek z kart, który niestety po raz kolejny się posypał.
- W sobotę przyjdzie zagrać wam z BBTS-em Bielsko-Biała. Można twoim zdaniem określić ten mecz, meczem ostatniej szansy?
- Osobiście nie nazwałbym tego meczu, meczem ostatniej szansy. Jeśli popatrzymy na spotkanie z ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle to my jako ostatnia drużyna w tabeli dotrzymywaliśmy kroku przeciwnikowi. Nie byliśmy tłem dla tej drużyny. Stać nas na to, żeby zagrać dobry mecz z BBTS-em Bielsko-Biała i zgarnąć trzy punkty. Jeżeli sami nie uwierzymy w swoje umiejętności, że potrafimy grać w siatkówkę, że potrafimy toczyć wyrównaną walkę z drużynami z góry tabeli to nie wiem, co może nam pomóc. W tym musimy upatrywać swojej siły. Musimy pokazać, że jesteśmy warci tego, żeby kibice przychodzili na nasze mecze. Osobiście po przegranym meczu przychodzę na trening i pracuję dwa razy więcej i mocniej, żeby wyeliminować błędy, które popełniłem. Zasada a zarazem prawda jest prosta - jak trenujesz, tak grasz.
- Może po prostu trzeba wspólnie usiąść w szatni i przeprowadzić męską rozmowę? Powiedzieć otwarcie w nieco ostrzejszych słowach co się dzieje się nie tak, co funkcjonuje nie tak jak powinno?
- Jeśli chodzi o mocniejsze słowa jak to określiłaś nie raz już padały. Kierowane były do niektórych osób. Zawsze po dziesięciominutowej przerwie, kiedy schodzimy się do szatni wymieniamy się opiniami. Analizujemy wszystko na gorąco i widać, że po tej pauzie gramy trochę lepiej. W kilku meczach już tak było, że wychodziliśmy z szatni, a nasza gra wyglądało o wiele lepiej. Narzucaliśmy rywalowi swój styl gry i wygrywaliśmy seta.
- Skoro po przerwie gracie lepiej, udaje się wam wygrać seta, to dlaczego nie udaje się utrzymać takiej dyspozycji do końca meczu? Brakuje cierpliwości, chłodnej głowy, czy wiary, że można odwrócić losy spotkania?
- Wydaje mi się, że w końcówkach nie brakuje nam cierpliwości. Problem leży gdzie indziej. Odniosę się do meczu z ZAKSĄ, prowadziliśmy 17:13 w pierwszym secie. Kiedy wszystko wskazywało na naszą wygraną, przeciwnik odrobił straty, a na koniec zwyciężył. Gdyby udało się nam wygrać tę partię, kto wie czy spotkanie nie zakończyłoby się 3:0 na naszą korzyść. Problem polega na tym, że nie potrafimy utrzymać wypracowanej przewagi. Chyba za szybko pojawia się rozluźnienie, choć cały czas powtarzamy sobie, że musimy utrzymać koncentrację. Poza tym nasz atak do połowy każdej partii funkcjonuje w miarę dobrze, potem coś się zacina. Może w jakimś stopniu związane jest to z brakiem pewności siebie, gdy się przegrywa wygraną praktycznie partię, to trudno jest o tym nie myśleć. Cały czas jednak pracujemy nad tym, żeby udowodnić wszystkim, że zasługujemy na grę w PlusLidze.
- Na co w takim razie stać w tym sezonie jeszcze drużynę Transferu Bydgoszcz?
- Jestem przekonany, że stać nas na dobrą grę. Nie możemy się poddać, założyć rąk i powiedzieć, że jest już po sezonie. Po kilku kolejkach widać, że nasza liga jest wyrównana. Byliśmy świadkami już kilku niespodzianek. Wierzę w to, że porażki które ponieśliśmy dodadzą nam siły. Sprawią, że będziemy wychodzić na parkiet i walczyć o każdą piłkę. Mam nadzieję, że Transfer Bydgoszcz pokaże jeszcze w tym sezonie, że jest godzien występów w PlusLidze. Wierzymy, że odbijemy się od dna i sprawimy jeszcze nie jedną niespodziankę. A na twarz każdego zawodnika i kibiców wróci uśmiech.