Czytaj i wejdź do gry: „Futbolowa gorączka”
W ramach kampanii społecznej promującej czytelnictwo zachęcamy Was do sięgnięcia po powieści rozgrywające się w świecie sportu lub mające ten świat za tło. Książki poleca Paweł Fleszar, dziennikarz sportowy i autor kryminałów.
"To nie jest forma ucieczki, ani rozrywki, tylko odmienna wersja świata" – pisze Nick Hornby w „Futbolowej gorączce”. Książce oryginalnej, bo dodającej poloru intelektualnego kibicowaniu i tak uniwersalnej, że każdy, kto kochał coś obsesyjnie - choćby siatkówkę, ale i cokolwiek ze sfery pozasportowej - odnajdzie w niej siebie.
Jest w niej także cały autor – i to na dwóch płaszczyznach – bo stworzony przez niego rodzaj pamiętnika fana piłkarskiego, z bardzo osobistymi zwierzeniami, sprawił, że przestał być sfrustrowanym nauczycielem i anonimowym recenzentem, awansując od razu do pisarskiej pierwszej ligi. A już trzy lata później zdobył mistrzostwo powieścią "High fidelity" (u nas jako "Wierność w stereo"), której sławę wzmocniła potem kongenialna interpretacja filmowa - w Polsce zatytułowana "Przeboje i podboje".
Kino zresztą kocha go z wzajemnością. Większość jego książek została zekranizowana, a „Futbolowa gorączka” nawet dwa razy: przez Anglików w wersji kanonicznej jako „Miłość kibica” i w Hollywood, z wymianą Londynu na Boston i piłki nożnej na baseball, pod tytułem „Miłosna zagrywka”.
Z jego powieści powstał m.in. film „Był sobie chłopiec”, który zgarnął Oscara za scenariusz i 130 milionów dolarów z biletów (ponad 20 lat temu te pieniądze znaczyły znacznie więcej niż obecnie), dodatkowo Hornby napisał kilka scenariuszy oryginalnych, wśród których najlepszym jest bodaj „Była sobie dziewczyna”.
Wracając do „Futbolowej gorączki” - chodzenie na mecze miało być dla małego Nicka sposobem spędzania czasu z ojcem, który rozwiódł się z mamą, wyprowadził z domu, założył nową rodzinę, a syna odwiedzał raz w tygodniu. Sytuacja szybko wymknęła się spod kontroli. "Zakochałem się w piłce nożnej, tak jak później zakochiwałem się w kobietach: nagle, niewytłumaczalnie, bezkrytycznie, nie myśląc o bólu ani kłopotach, które będą temu towarzyszyły" - wspomina pisarz. Właściwie to zakochał się nie w piłce, ale w londyńskim Arsenalu, co bynajmniej łatwe nie było, bo przez lata ta drużyna grała na ogół brzydko, a nierzadko też kiepsko. Hornby z autoironią opowiada, że stadion Highbury był dlatego dobrym miejscem eksponowania smutków wieku dojrzewania. "Zwykle miałem chandrę, a gdy oglądałem swoich piłkarzy, nie musiałem jej kryć, mogła się trochę przewietrzyć".
Mamy w książce klasyczny happy end - mistrzostwo w 1991 roku, ale i tak od ćwierć wieku dziwacznie brzmi czytanie o "boring, boring Arsenal" ("nudnym, nudnym..."). Już po tym jak jego pamiętnik zyskał sławę, Hornby dożył również czasów, kiedy Thierry Henry, Dennis Bergkamp, Jose Antonio Reyes, Robert Pires i Frederick Ljunberg wsadzali dowolnego przeciwnika na karuzelę, a wypuszczali z niej, kiedy był już w stanie tylko wymiotować na czworakach. - Być może jest sposób na powstrzymanie naszych napastników, ale ja go nie znam - stwierdził wtedy kpiąco menedżer zespołu Arsene Wenger, który sam jest swoistym paradoksem, bo wygląda jak nudny, kostyczny nauczyciel, a stworzył niepowtarzalny, widowiskowy styl. I skuteczny - jego Arsenal w sezonie 2003/04 jako druga drużyna w stukilkudziesięcioletniej historii angielskiej ekstraklasy triumfował w niej bez porażki. Wliczając sezony 02/03 i 04/05 "Kanonierzy" nie przegrali 49 ligowych spotkań z rzędu.
Wielu kibiców w wielu krajach przyjęło „Futbolową gorączkę” za wyznanie także własnej wiary. Jednak jej napisanie na przełomie lat 80. i 90. było o tyle trudne, że angielscy fani zyskali sobie zasłużoną sławę potworów, uwiecznioną takimi pomnikami śmierci i hańby, jak Heysel, czy Hillsborough. Hornby tamtych tragedii nie usprawiedliwia, ale też wprost mówi o roli kibiców - atmosfera i oprawa jaką tworzą jest nierozerwalnie związana z piłkarskim spektaklem, nie mniej niż wydarzenia na boisku.
"Futbolowa gorączka" to również zbiór obyczajowych anegdotek, w sosie klasycznego brytyjskiego humoru. Mały Nick nie mógł czekać do późna, aż w radio podadzą rezultat Arsenalu, więc umówił się z mamą, że ta napisze go na kartce i powiesi nad łóżkiem, aby mógł zobaczyć go natychmiast po obudzeniu. Sen skończył się wieścią o porażce drużyny - 0:1. "Wpatrywałem się w kartkę długo i z wyrzutem, miałem wrażenie, że gdyby mama mnie bardziej kochała, znalazłby się tam inny wynik".
Innego poranka, dziewczyna spytała dorosłego już Nicka "O czym myślisz?", kiedy akurat odtwarzał sobie w wyobraźni najważniejsze gole mistrzowskiego sezonu. - Maniacy nie mają wyboru, muszą łgać przy takich okazjach. Gdybyśmy za każdym razem mówili prawdę, nie potrafilibyśmy stworzyć związku z nikim ze świata realnego - pisze Hornby, co ładnie komponuje się z prowadzonymi w innym miejscu rozważaniami, w których kobieta interesująca się piłką i chodząca na mecze jest kimś w rodzaju postaci z fantazji erotycznych.
Przyjemnej lektury!
Paweł Fleszar przez ponad dwadzieścia lat pisał o siatkówce w dziennikach „Tempo” i „Przegląd Sportowy”, w magazynie „Super Volley” i na stronie internetowej „sportkrakowski.pl”. Wydał trzy powieści kryminalne – kolejno: „Powódź”, „piekło-niebo” i „Smog”.