Damian Dacewicz: Liga Światowa dała regularny kontakt z najlepszymi
Siatkarze Polski od 1998 roku roku biorą udział w rozgrywkach Ligi Światowej. Na inaugurację przed piętnastu laty pokonali na wyjeździe czołowy zespół świata - Rosję. - Była to wielka sensacja i teraz jest fantastyczne wspomnienie - mówi były reprezentant kraju Damian Dacewicz, który brał udział w tym spotkaniu.
PlusLiga: Reprezentacja Polski po raz pierwszy wzięła udział w rozgrywkach Ligi Światowej w 1998 roku. Jesteś jednym z zawodników, którzy debiutowali na tak ważnej imprezie narodowej.
Damian Dacewicz: Liga Światowa jest bardzo ważną imprezą w międzynarodowym kalendarzu. Zawitała do Polski w 1998 roku. Wcześniej graliśmy w mistrzostwach Europy czy świata, ale dzięki tym zawodom kontakt z czołówką stał się regularny. Liga Światowa była czymś zupełnie innym. Musieliśmy przejść naprawdę długą i krętą drogę, żeby prezentować wysoki poziom, żeby być zaliczanym do grona najlepszych drużyn. Wszyscy szkoleniowcy szli w dobry kierunku. Reprezentacje się zmieniały, same rozgrywki też z resztą ewoluowały. Dopiero po mniej więcej dziesięciu latach mogliśmy zacząć realnie myśleć o tym, żeby włączyć się w walkę o medale. Miejsce w rankingu FIVB najlepiej świadczy, że należymy do czołówki.
- Grałeś w trzech edycjach Ligi Światowej. Czy był mecz, który szczególnie zapisał się w Twojej pamięci?
- W Lidze Światowej grałem w 1998, 1999 i 2003 roku. Jest wiele wspomnień z tego czasu, a jedno jest szczególne. Doskonale pamiętam mecz, o którym często mówi się, wraca do niego przy różnych okazjach. W 1998 roku podczas pierwszego roku zmagań w rozgrywkach, w grupie graliśmy z Rosją, Brazylią i Jugosławią. 15 maja 1998 roku spotkaliśmy się w Lipiecku właśnie z Rosją. Przegrywaliśmy już 0:2, wtedy też Ireneusz Mazur, szkoleniowiec reprezentacji Polski dokonał kilku zmian i udało się nam wygrać mecz 3:2 [11:15, 7:15, 17:16, 15:12, 15:11 - przyp. red.]. W trakcie tego pierwszego sezonu to była największa sensacja. Niewiele było tych zwycięstw, bo zaledwie trzy [3:2 z Rosją, dwukrotne 3:2 z Jugosławią w Nowym Sadzie i Katowicach - przyp. red.], ale dla Polski było one najważniejsze i najcenniejsze. Pamiętajmy, że wygraliśmy nie byle z kim, bo z Rosją, zespołem ze światowej czołówki. Rok później zespół ten zdobył Puchar Świata, a w 2000 roku wicemistrzostwo olimpijskie.
- Zwycięstwa nad Rosją, Brazylią, Stanami Zjednoczonymi, czy Włochami cieszyły podwójnie.
- Długo musieliśmy czekać, żeby odnieść zwycięstwa nad wspomnianymi drużynami na ważnych imprezach sportowych. Trzeba jednak podkreślić, że te zespoły trzymały równy, światowy poziom. Nie było prosto i łatwo z dnia na dzień im dorównać. Tak naprawdę od 1998 roku uczyliśmy się od nich nie samej siatkówki, ale umiejętności gry przez cały mecz na poziomie światowym. Dopiero po opanowaniu tej umiejętności mogliśmy zacząć myśleć o równorzędnej walce i medalach. Nie da się ukryć, że 15 lat temu, kiedy zaczynaliśmy swoją przygodę z Ligą Światową byliśmy jak ten kopciuszek. Na starcie trafiliśmy do bardzo mocnej grupy, dlatego tych zwycięstw było tak mało. Jednak z roku na rok uczyliśmy się coraz więcej, wyciągaliśmy wnioski, aż nadszedł moment, że na najwyższym podium Ligi Światowej stanęła reprezentacja Polski.
- Najważniejsze zwycięstwa w Lidze Światowej biało-czerwoni osiągnęli pod wodzą Andrei Anastasiego. Czy zgodzisz się z takimi opiniami, że reprezentacji Polski potrzebny był szkoleniowiec z zagranicy, żeby po wielu latach polska drużyna ponownie zaczęła odnosić sukcesy na arenie międzynarodowej?
- W ostatnich dwóch latach, kiedy trenerem Polski jest Andrea Anastasi, drużyna osiągnęła duże sukcesy. To nie podlega żadnej dyskusji. Myślę jednak, że nie on jeden był potrzebny drużynie. Według mnie z pozycji człowieka, który grał w LŚ, MŚ, ME uważam, że potrzebny był cały program szkoleniowy, który był wdrażany przez lata, przez dotychczasowych trenerów, dzięki którym reprezentacja zaczęła prezentować światowy poziom. Nie zapominajmy o pracy Ireneusza Mazura, Stanisława Gościniaka, Waldemara Wspaniałego, Ryszarda Boska, czy asystentach trenerów - Igora Prielożnego i Wojciecha Drzyzgi. Systematycznie braliśmy udział w międzynarodowych imprezach siatkarskich. W samej Lidze Światowej zawsze zajmowaliśmy miejsca, gdzieś w połowie stawki, czyli piąte, szóste, czy siódme. Niewiele nam brakowało, aby awansować do Final Four. Dlatego też nie umniejszałbym tutaj pracy, wiedzy i umiejętnościom polskich szkoleniowców. Myślę, że po prostu w danym czasie odpowiedni ludzie znaleźli się na odpowiednich miejscach. Szkoleniowcy z zagranicy nie zmienili siatkówki, zmienili tylko system pracy. Nie zapominajmy, że dopiero w późniejszych latach wprowadzono program Data Volley, który bardzo pomaga w pracy. Tak jak powiedziałem wcześniej wszystko ewoluowało wraz z rozgrywkami Ligi Światowej.
- Chyba tylko jedna rzecz się nie zmieniła od piętnastu lat. Atmosfera na trybunach katowickiego Spodka pozostała fantastyczna.
- Tak i mam nadzieję, że to się nigdy nie zmieni! Przez piętnaście lat w Polsce powstało wiele wspaniałych hal. Mamy czym się pochwalić na arenie międzynarodowej. Możemy organizować imprezy rangi światowej. Zresztą finały Ligi Światowej odbyły się w Polsce w 2001, 2007 i 2011 roku. Dlatego mam nadzieję, że tegoroczne mistrzostwa Europy i przyszłoroczne mistrzostwa świata będą stały na wysokim poziomie. Spodek jest fantastycznym miejscem! Panuje tam jakaś niepojęta magia. I zawodnicy, i kibice na trybunach czują, że tylko w tym miejscu może zdarzyć się coś tak cudownego, czyli tzw. moment, kiedy mówi się, że Spodek odleciał. Naprawdę trzeba tam być, usiąść na trybunach, żeby to poczuć.
- W tym sezonie Polacy grają w Lidze Światowej. Następnie wezmą udział w mistrzostwach Europy. Na co stać biało-czerwonych?
- Po igrzyskach olimpijskich wiele drużyn zmienia skład. Myślę, że tegoroczna Liga Światowa będzie poligonem doświadczalnym dla tych młodych zawodników, ponieważ trener będzie chciał się przyjrzeć ich grze i radzeniu sobie w momentach stresowych. Pamiętajmy, że treningi to nie to samo, co mecz. Presja jest zupełnie inna. Ja ze swojej strony mogę zapewnić, że będę trzymał kciuki za zawodników, a także za zdrowie, ponieważ ono jest najważniejsze. Jeśli zdrowie im dopisze to wyniki przyjdą same.