Damian Wojtaszek: marzenia się spełniły!
– Gdyby w maju ktoś powiedział mi, że za cztery miesiące będę z rodziną w Turynie, będę zdrowy i zostanę mistrzem świata, to w życiu bym w to nie uwierzył, bo takie rzeczy po prostu się nie zdarzają. A jednak się zdarzyły, marzenia się spełniły! – powiedział po powrocie do Polski mistrz świata, libero ONICO Warszawa, Damian Wojtaszek.
ONICO WARSZAWA/KATARZYNA OWCZAREK: Po pierwsze – ogromne gratulacje za ten niesamowity sukces! Od kilkudziesięciu godzin jesteś mistrzem świata! Jak się czujesz?
DAMIAN WOJTASZEK: Dziękuję serdecznie! Czuję się wspaniale, aż trudno to opisać! Troszeczkę to jeszcze do mnie nie dociera, ale kiedy patrzę na medal, który wisi na mojej szyi, to dociera do mnie, że zrobiliśmy to. Mamy czternastu wspaniałych chłopaków i niesamowity sztab, dzięki którym osiągnęliśmy ten sukces. Nie było łatwo. Każdy pamięta mecze w Warnie, które nie należały do najłatwiejszych, pamiętamy mecz z Argentyną – pierwszą, wyżej postawioną poprzeczkę. Przegraliśmy tam dwa spotkania, ale nie się nie poddaliśmy. Wszyscy dążyliśmy do wspólnego celu, jakim był dla nas złoty medal.
Ty tak naprawdę wygrałeś już przed mistrzostwami świata, bo wygrałeś… wyścig z czasem. Jeszcze w maju Twój udział w mistrzostwach wydawał się praktycznie niemożliwy.
DAMIAN WOJTASZEK: Czas odgrywał bardzo dużą rolę. Vital zadzwonił do mnie, kiedy miałem jeszcze ortezę na nodze. Powiedział, że na mnie zaczeka i chce mnie w kadrze. Byłem bardzo zdziwiony. Przez ten czas dużo się działo. Przyszedł na świat mój syn, miałem rehabilitacje. Mimo operacji udało mi się powrócić do kadry. Z kolanem jest wszystko w porządku, nie ma żadnego bólu, mogę w pełni skupić się na grze. Teraz dociera do mnie, że mimo tylu przeciwności udało nam się zdobyć złoto mistrzostw świata. Naprawdę, lepszego scenariusza nie mogłem sobie wymyślić.
Początek mistrzostw był dla Ciebie dość nietypowy, bo wystąpiłeś w roli przyjmującego. Jak czułeś się na tej pozycji?
DAMIAN WOJTASZEK: Czułem się tak, jak było widać to na boisku (śmiech). Wszedłem na parkiet i nie za bardzo pomogłem kolegom, ale najważniejsze, że wygraliśmy to spotkanie. Potem trener zapomniał o tym eksperymencie i na całe szczęście wróciłem już na swoją nominalną pozycję. Zaraz potem dostałem okazję do zagrania w meczu z Portoryko czy w obronie w starciu z Francją. Na tej pozycji czuję się najlepiej, bo gram na niej od kilkunastu lat, to będzie mój trzynasty sezon w PlusLidze. Przede mną drugi sezon w ONICO Warszawa, jestem pełen nadziej, pełen optymizmu, bo to może być naprawdę bardzo ciekawy sezon.
Tak jak wspomniałeś wcześniej – w Warnie dopadł Was kryzys, przegraliście dwa spotkania. W głowach nie pojawiła się myśl, że te mistrzostwa mogą się zakończyć wcześniej, niż to planowaliście?
DAMIAN WOJTASZEK: Nie, nie było takiej mowy! Skupialiśmy się w pełni na kolejnych meczach i chcieliśmy wygrywać każde, kolejne spotkanie. Nie wybiegaliśmy myślami za daleko, zależało nam tylko na konsekwentnym parciu do przodu. Ostatnim krokiem był finał przeciwko Brazylii.
Skupialiście się na każdym kolejnym meczu, ale w pewnym momencie musiała pojawić się myśl, że ten medal jest w zasięgu Waszych rąk. Który mecz był dla Was takim przełomem?
DAMIAN WOJTASZEK: Uwierzyliśmy w to po znakomitym meczu przeciwko Serbii, gdzie wszyscy myśleli, że Serbowie się nam podłożyli. Tak nie było, mówię z ręką na sercu. Walczyliśmy jak lwy, chłopaki grali najlepszą siatkówkę. Zbiliśmy Serbów, potem w kolejnej fazie ponownie pokonaliśmy ich w trzech setach, więc to były takie momenty, które bardzo nas podbudowały i które dodały nam ogromnej pewności siebie. Widać było po zawodnikach, że grali naprawdę znakomicie.
W finale widać było, że dawałeś z siebie wszystko, aby wesprzeć kolegów. Pamiętasz cokolwiek z tego finału, czy będziesz musiał obejrzeć powtórkę, bo emocje wzięły górę?
DAMIAN WOJTASZEK: Na co dzień rzadko stoję w kwadracie, ale te mistrzostwa to był prawdziwy popis w wykonaniu Pawła Zatorskiego. Zati zagrał naprawdę niesamowicie, o czym najlepiej świadczy nagroda dla najlepszego libero. Chwała mu za to, co wyprawiał w przyjęciu razem z Michałem Kubiakiem i Arturem Szalpukiem było niesamowite. Ja dziękuję trenerowi Heynenowi za możliwość wystąpienia w kilku spotkaniach. Gra przeciw pierwszej drużynie Włoch przy dwunastu tysiącach kibiców podczas mistrzostw świata była wielkim zaszczytem. A mecz finałowy to był szczyt emocji, niesamowite uczucie, po prostu nie do opisania.
W ostatnich dniach mistrzostw na trybunach w Turynie zasiadła Twoja żona i synek. Dzięki ich obecności zwycięstwo smakowało jeszcze lepiej?
DAMIAN WOJTASZEK: Oj tak! W dniu półfinału Natan skończył cztery miesiące. Kiedy rodził się mój syn, ja siedziałem z ortezą na nodze. Gdyby w maju ktoś powiedział mi, że za cztery miesiące będę z rodziną w Turynie, będę zdrowy i zostanę mistrzem świata, to w życiu bym w to nie uwierzył, bo takie rzeczy po prostu się nie zdarzają. A jednak się zdarzyły, marzenia się spełniły! Rodzina jest zawsze ze mną, zawsze mnie wspierają, są dla mnie ostoją – dają mi poczucie spokoju i motywują do ciężkiej pracy. Dziękuję im za to, są dla mnie najważniejsi.
No to na koniec – najpiękniejsze wspomnienie po zwycięskich mistrzostwach świata to?
DAMIAN WOJTASZEK: Najpiękniejszy moment to ten, w którym Bartek Kurek skończył ostatnią piłkę w meczu przeciwko Brazylii. Nie wierzyłem, że to się skończyło. Nie wierzyłem, że zostaliśmy mistrzami świata. To wszystko dotarło do mnie po jakiejś chwili. Po prostu… szok!
Jeszcze raz ogromne gratulacje!
DAMIAN WOJTASZEK: Dziękuję!