Daniel Pliński: strach jest złym doradcą
Kilka miesięcy temu nikt by nie pomyślał, że można się obawiać meczu ze Słowenią. Teraz nie wszyscy kibice wierzyli w szybkie 3:0. Ale było! I to w niezłym stylu.
Zew młodościChoć głównie na pochwały zasługuje „młodsza” część kadry. Najskuteczniej (i najefektywniej) atakował Bartosz Kurek. Jedenaście razy kończył piłki, które kilka razy odskakiwały od parkietu wysokim kozłem. Po osiem punktów zdobyli Gruszka, Pliński i Bąkiewicz. Przy czym ten ostatni nadzwyczaj dobrze blokował. Zdobył 4 punkty - tyle co Pliński. Zostawmy jednak statystyki. Nie ważne jak zawodnicy prezentowali się indywidualnie w tabeli, ale jaką drużyną byli na boisku. Na szczęście przytrafiły się tylko chwile dekoncentracji. - W drugim secie mieliśmy moment rozluźnienia - przyznał Daniel Pliński. Chwila dość z resztą długa, bo od stanu 15:10 Polacy zdobyli 2 punkty, Słoweńcy - 8. - Ale doszliśmy do stanu po 23 i wygraliśmy - to oznacza, że jesteśmy dobrze przygotowani. Twierdzę, że graliśmy cały mecz bardzo dobrze - ocenił środkowy.
Nie bać się
Pewność siebie dziwi? Nie powinna. Przez zdecydowaną większość meczu Słoweńcy byli na boisku wyraźnie bezradni. Twarz ratowali siatkarze występujący na co dzień w silnych zespołach, jak kapitan Tine Urnaut z Olimpiakosu Pireus, czy rozgrywający włoskiej Modeny Tomislav Smuc. Ale za sznurki trzymali biało-czerwoni. - Pierwszy i trzeci set były pod naszą kontrolą, wszystko nam wychodziło. Cieszymy się, ale jeszcze minimum jeden mecz trzeba wygrać - przypomniał Pliński. - Najważniejsza jest nasz dobra gra. Jeśli tak zagramy, to awansujemy.
Stwierdzenie to dość błahe. Najwyraźniej nasz środkowy ma na myśli, że nic poza samymi Polakami nie jest w stanie stanąć na przeszkodzie do awansu. - Jesteśmy wicemistrzami świata i nie wyobrażam sobie, żeby mogło nas zabraknąć we Włoszech. Szanujemy rywali, ale strach jest najgorszym doradcą. Nie mamy prawa się bać - powiedział.
Tym bardziej, że trener Krzysztof Stelmach pomoże rozpracować grę swojego kędzierzyńskiego rozrywającego, kapitana Słowacji Michała Masnego. Z nią właśnie Polacy zagrają mecz numer dwa (w sobotę o 20.00). - To będzie na pewno trudniejszy zespół, bo mają po prostu lepszych zawodników. Bardzo ważna będzie taktyka. Musimy wykorzystać fakt, że Masny gra w Polsce i mamy w sztabie jego trenera. Jesteśmy lepszym zespołem, tylko musimy to pokazać na boisku - ocenił Piotr Gruszka.
Słowacka krew
Słowacy przegrali w piątek swój pierwszy mecz Francją. Trójkolorowym urwali tylko seta, choć widać było, że mają ambicję ugrać coś więcej. - Zawsze ma być wygrana. Trzeba walczyć. Na cały turniej jesteśmy bardzo zmobilizowani - mówił rozgrywający Kędzierzyna Koźla. Niestety - w piątek - w dniu trzydziestych urodzin Słowak nie doczekał się prezentu. Choć - jak sam przyznał - najlepszym podarkiem byłby dla niego awans do mundialu. - Lepiej zrobić imprezę dużą w niedzielę, niż dzisiaj po jednym wygranym meczu - stwierdził zawodnik. Nie wszystko jeszcze stracone, ale żeby myśleć o awansie, Słowacja nie może już nic przegrać. Teraz łatwiej będzie rozszyfrować rywali - Masny zna przecież polskich zawodników. - Tak i Francuzów. Znam Antigę i Samicę. Dałem trenerom i zawodnikom parę wskazówek, ale nie przyznam się jakich. Powiedziałem że Kurek jest wysoki i wysoko skacze - zażartował siatkarz.
Ale ani z Kurkiem, ani z całą ekipą Castellaniego nie ma żartów. Piotr Gruszka otwarcie przyznaje, że liczy na jeszcze lepszą grę tak swoją, jak i całego zespołu. - Na pewno można grać lepiej. Takie mecze graliśmy od czterech miesięcy. To było pierwsze oficjalne spotkanie o stawkę. Tej atmosfery i właśnie grania na tym etapie nam potrzeba - powiedział.
Gdzie ci kibice?
Atmosfera piątkowego spotkania nie była tak gorąca, jak to zazwyczaj bywa na meczach męskiej kadry. Do hali w Gdyni przyszło 3,5 tysiąca osób, do tego większość z okolicy. W porównaniu w dwunastoma tysiącami w Łodzi to niewiele. Gdynia okazała się biegunem polarnym polskiej siatkówki.
- To jest piątek, dopiero kwalifikacje - tłumaczy Daniel Pliński. - Na następnych meczach na pewno będzie więcej ludzi, a w niedzielę komplet. Z Pucka przyjechała rodzina - a mam ją dużą. Jest też sporo znajomych. Zajęli prawie całą boczną trybunę. Przyjemnie się gra u siebie.
- Kibiców jest mało, a my dostaliśmy limit tylko czterech biletów... - narzekał Bartosz Kurek. - Swoimi znajomymi osadziłbym całą koronę. Apeluję oficjalnie o zwiększenie tego limitu!
A my o frekwencję. Bo miło ogląda się pewnych siebie biało-czerwonych. A jeśli nie zafundujemy sobie takie przestoju jak w drugim secie, to ze Słowacją szykuje się kolejne zwycięstwo. - Chcielibyśmy zagrać równie skutecznie, bo wiemy o co gramy - zaręczał Piotr Gruszka. Powrót do listy