Dariusz Daszkiewicz: to jest najlepszy sezon w historii kieleckiej siatkówki
W najbliższą sobotę, o godzinie 17.00 w Arenie Ursynów, odbędzie się drugie spotkanie stołecznych Akademików z Effectorem Kielce. Jeśli nie uda się gościom wygrać pierwszego spotkania, będzie to ich ostatni mecz w tym sezonie, jeśli wygrają obie drużyny spotkają się ponownie na Ursynowie w poniedziałek. O walce z Jastrzębskim Węglem, tegorocznym sezonie oraz planach na przyszłość, rozmawialiśmy z trenerem Effectora Kielce, Dariuszem Daszkiewiczem.
PlusLiga: Po zaciętej walce z Jastrzębskim Węglem w ćwierćfinałach, z Politechniką Warszawską zagraliście bardzo słabe spotkanie. Czy w sobotę uda Wam się zmienić obraz gry?
Dariusz Daszkiewicz: Przede wszystkim musimy zmienić nasze nastawienie mentalne. To nie jest tak, że zagraliśmy bardzo dobrze z Jastrzębskim, a przez tydzień zapomnieliśmy, jak grać w siatkówkę czy też mieliśmy spadek formy. Mecz z Politechniką Warszawską wyglądał tak, a nie inaczej głównie przez nasze mentalne nastawienie. Mam nadzieję, że przez tydzień poprzedzający kolejne spotkanie, uda nam się to zmienić. Nie wiem, czy w stolicy wygramy. Tam jest bardzo mocny i dobrze grający zespół. Wierzę, że będzie to inne spotkanie niż w Kielcach.
- Przed tym meczem zastanawiał się Pan, co okaże się lepsze: bycie w ciągu meczowym, czy dłuższa przerwa, jaką po spotkaniach z ZAKSĄ miał zespół z Warszawy. W piątek, w Kielcach, mieliśmy odpowiedź…
- W Kielcach okazało się, że lepsza była dłuższa przerwa. Ale na to nie ma reguły. My nie byliśmy jakoś mocno zmęczeni po meczach z JW. Przed meczem z Politechniką, zagraliśmy w tygodniu tylko jedno spotkanie. Zmęczenie fizyczne na pewno nie było wielkie, natomiast dużo bardziej byliśmy zmęczeni psychicznie. Ze stanu 0:2 doprowadziliśmy do 2:2. W piątym meczu mieliśmy swoją szansę w drugim secie. Nie udało się, więc na pewno lekkie przygnębienie jest nie tylko wśród wszystkich zawodników, ale u mnie też. Nie ukrywam, że gdzieś tam pojawiła się iskierka nadziei , że w piątym spotkaniu z JW także uda nam się odnieść zwycięstwo. Nie udało się i trzeba o tym zapomnieć. Porażkę z AZS Politechniką Warszawską biorę na siebie. Przez tydzień nie potrafiłem zespołowi wybić tych meczów z Jastrzębiem i nastawić na następnego przeciwnika. Mieliśmy tydzień i mam nadzieję, że w sobotę
w Warszawie nasza postawa będzie już inna.
- Przed tym sezonem tworzył Pan zespół w tajemnicy, po cichu. Teraz otarliście się o ćwierćfinał mistrzostw Polski. Czy tak Pan to sobie wyobrażał ten sezon?
- Przed sezonem 99% ekspertów typowało nas do walki o 9 miejsce z AZS Częstochową. Natomiast my przez całą rundę zasadniczą pokazaliśmy, że każdy zespół musi się z nami liczyć. Z sześciu spotkań, powiedzmy z dołem tabeli, wygraliśmy pięć: dwa z Częstochową, dwa z Olsztynem, raz z Gdańskiem. Oprócz tego wygraliśmy z mistrzem Polski, także z ZAKSĄ. Tutaj żadnego przypadku nie było. Przed sezonem, siódme miejsce po rundzie zasadniczej, brałbym w ciemno. Mamy taki skład, jaki mamy. Na początku tegorocznych rozgrywek, brakowało nam przede wszystkim doświadczenia. Na kluczowych pozycjach, mieliśmy młodych zawodników, którzy wcześniej praktycznie nie grali. Niko Penczew ma 21 lat, a cały zeszły sezon przesiedział na ławce we Włoszech. Dopieroj w Kielcach dostał szansę regularnej gry w pierwszej szóstce. Adrian Staszewski, który był tutaj w zeszłym roku, w Farcie, wykonał trzy ataki przez cały sezon. W tym sezonie spisywał się bardzo dobrze. Danger dwa lata nie grał w ogóle ze względu na karencję. Nie można powiedzieć, żeby w tym czasie porządnie trenował. On ćwiczył jeden tydzień z jednym zespołem, drugi z innym. Zjechał całą Polskę. Trenował z klubami męskimi, ale także żeńskimi. Zatem, w niektórych meczach, gdyby nasze doświadczenie było większe, być może coś więcej byśmy ugrali. Nasza postawa w spotkaniach z Jastrzębskim Węglem pokazała, że chłopaki potrafią grać siatkówkę, że w trudnych chwilach mają charakter, aby się podnieść i walczyć. Z pewnością to jest najlepszy sezon w historii kieleckiej siatkówki w ekstraklasie, może nie długiej, bo zaledwie trzyletniej, ale tegoroczny wynik jest zdecydowanie lepszy niż oczekiwaliśmy.
- Jeśli w Warszawie Wam się nie powiedzie, będą to Wasze ostatnie mecze w tym sezonie. Czy planujecie już działania na przyszły sezon?
- Ja mam nadzieję, że mecze w stolicy nie będą naszymi ostatnimi! Jeśli wyjdziemy na boisko inaczej nastawieni, to na pewno stoczymy zacięta walkę z zespołem z Warszawy. Nie wiem, czy wygramy, ale z pewnością powalczymy. Co do przyszłego sezonu, to bardzo powoli, ale zaczynamy już o nim myśleć. Wszystko zależy jednak – jak to w każdym klubie bywa – od możliwości finansowych, od budżetu. Na pewno nie chcielibyśmy robić jakiś rewolucyjnych zmian, ale z pewnością jakieś będą. Z jednej strony nie wiem, czy uda nam się zatrzymać tych zawodników, których byśmy chcieli, z drugiej nie wiadomo, czy pozyskamy nowych, których obserwujemy. Tutaj jeszcze daleka droga przed nami. Na razie najbardziej skupiamy się na meczu z Politechniką. Mam nadzieję, że jutro nie będzie to nasze ostatnie spotkanie w tym sezonie.
- Czy dla spokoju sympatyków kieleckiej siatkówki, można mieć nadzieję, że takich nerwów o miejscową siatkówkę, jak przed tym sezonem, uda się uniknąć?
- Mam nadzieję, że tak. Z firmą Effector mamy podpisaną trzyletnią umowę i mam nadzieję, że również mocno będzie wspierało nas miasto. Dodatkowo mamy sponsorów pomniejszych i wierzę, że uda nam się zbudować budżet przynajmniej na tym samym poziomie, co w tym roku. Nie ukrywam, że nie jest to budżet marzeń, ale jest to budżet realny i stabilny. Nie ma też co ukrywać - jesteśmy jednym z nielicznych zespołów, gdzie zawodnicy dostają wypłatę regularnie. W większości klubów są mniejsze lub większe opóźnienia. U nasz może kontrakty nie są zbyt wysokie, ale są wypłacane na czas.