Dawid Konarski: to co niedawno wychodziło płynnie, znów faluje
W 19. kolejce spotkań PlusLigi Jastrzębski Węgiel, po raz trzeci w tym sezonie musiał uznać wyższość ZAKSY Kędzierzyn-Koźle. O tym dlaczego wicemistrz Polski jest tak trudnym rywalem, a także o powodach przedłużenia kontraktu ze śląskim klubem mówi w rozmowie z naszym serwisem Dawid Konarski.
PLUSLIGA.PL: W minioną sobotę mieliście szansę prześcignąć ONICO Warszawa i wskoczyć na drugie miejsce w klasyfikacji. Początek rywalizacji z ZAKSĄ zapowiadał, że jest to możliwe, ale…
DAWID KONARSKI: Szansa była, bo rozpoczęliśmy walkę bardzo fajnie i trwało to do połowy pierwszego seta, podobnie zresztą jak w finale Pucharu Polski oraz w rundzie jesiennej, w Kędzierzynie-Koźlu. Cztery punkty na naszą korzyść, a potem jakaś jedna niefortunna decyzja sędziów, nerwowość po naszej stronie i w oka mgnieniu z tej przewagi nic nie zostało, a set „poleciał” jak wszystkie inne.
- Niby wiemy jak grać z ZAKSĄ, co robić, a cały czas i tak są od nas lepsi, bo tak naprawdę, w sobotę mieli kontrolę nad tym spotkaniem. Na pewno grają równiej, bardziej płynnie i dużo więcej bronią. To ich nakręca, a nam ciężko jest wbić się w parkiet. Swoje w defensywie dołożyli też ostatnio Łukasz Wiśniewski i Mateusz Bieniek, a jak już środkowi wszystko bronią, to gra się niezwykle ciężko.
- Szkoda, bo wyszliśmy już po raz kolejny bardzo pozytywnie naładowani. Wiedzieliśmy też, że każdy punkt ugrany na ZAKSIE byłby trochę taki gratisowy, bo oni zazwyczaj nie dzielą się zdobyczami. Cóż, przegraliśmy i nie ma co płakać. Mam nadzieję, że kędzierzynianie dalej będą wygrywać i już do końca rundy zasadniczej będę sprawiedliwie zabierać punkty wszystkim rywalom. My mamy jeszcze kilka meczów do wygrania i pewnie o to drugie miejsce stoczymy bezpośredni bój z ONICO, w przedostatniej kolejce rundy zasadniczej.
Pozwoli pan, że po raz kolejny poruszę temat tych nerwówek po decyzjach sędziów. Po co te kłótnie? Nie lepiej skupić się na grze i robić swoje, zwłaszcza gdy jesteście w dobrym rytmie?
DAWID KONARSKI: Zgadzam się, że takie sporne akcje nie powinny mieć wpływu na naszą postawę w dalszej części gry, ale nie zgadzam się, że nie powinniśmy reagować. Zresztą wydaje mi się, że już po chwili skupiliśmy się na grze, aczkolwiek nasze wybory nie były zbyt trafne. Generalnie uważam, że trzeba wywierać presję, bo nie po to jest challenge i miliony kamer wokół boiska, żeby drugi sędzia był niewidomy. Już nie mówię, że takie sytuacje powinny być wyłapywane podczas akcji na żywo, ale mając do pomocy powtórki, z pewnością tak. Łatwo mówić żebyśmy się nie denerwowali, ale gdy zamiast 14:10 robi się 13:11, to naprawdę jest spora różnica. Potem dwóch akcji nie kończymy i już jest remis po 13.
- Wracając jeszcze do naszego nastawienia przed meczami z ZAKSĄ, to może czasami wychodzimy nawet za bardzo nabuzowani, za mocno nam zależy i potem, gdy coś nie idzie po naszej myśli, wszyscy jesteśmy niesamowicie wściekli. Tak to chyba jest, gdy mierzy się z niepokonanym - za wszelką cenę chce się go pokonać. Tym bardziej gdy się czuje, że jest dobra dyspozycja i można powalczyć. Na pocieszenie powiem, że ilekroć ZAKSA wyleje na nas kubeł zimnej wody, potem bardzo dobrze działa to na naszą drużynę.
Takie właśnie myśli kotłują się w głowach zawodników przed meczem z rywalem pokroju ZAKSY - wygrać za wszelką cenę?
DAWID KONARSKI: Przede wszystkim myślimy, że to kolejny przeciwnik do pokonania i kolejne trzy punkty do zdobycia. Gdy analizowaliśmy to ostatnie starcie z Pucharu Polski, było w nim sporo błędów po naszej stronie - dotknięcie siatki, niedokładne dogranie, czyli elementy, w których ZAKSA nam nie przeszkadzała. Mieliśmy tragiczne początki setów, a jeśli z takim rywalem zaczyna się od stanu 1:7, to później nie sposób już tego odrobić. Zwłaszcza, gdy kapitalnie gra na przyjęciu i jest niezwykle ciężko „wcisnąć” mu asa serwisowego. Do tego jeszcze Toniutti, który wszystkim doskonale steruje.
- No i ta stabilizacja składu, która z pewnością pracuje na ich korzyść.
DAWID KONARSKI: Na pewno to dodatkowy plus. My z kolei mamy nowy zespół, który wciąż się dociera i mam nadzieję, że gdy pogramy wspólnie kilka sezonów, to efekty będą równie okazałe. Na razie jest trochę nierówno. Raz wszystko wygląda świetnie, płynnie funkcjonuje, a w następnym meczu wyglądamy jak byśmy się wspólnie spotkali dopiero drugi raz.
Zdążycie doszlifować formę przed play offami?
DAWID KONARSKI: Ostatnio mieliśmy szalony okres, bo w ciągu tygodnia zagraliśmy trzy mecze, co też miało znaczenie. Jest jeszcze kilka spotkań do rozegrania, sporo treningów do przepracowania. Potencjał mamy i pokazujemy go w poszczególnych setach, ale musimy utrzymać ten wysoki poziom na przestrzeni całego meczu, bo inaczej nie będziemy wygrywać. Może z Będzinem, albo osłabionym Bełchatowem, który gra chwiejnie, ale nie z przeciwnikiem, który nie popełnia prostych błędów.
Była mowa o stabilizacji. Pan zapoczątkował ją w Jastrzębskim Węglu przedłużając kontrakt na kolejny sezon. Jakie argumenty zdecydowały? Będą wzmocnienia?
DAWID KONARSKI: Sam projekt ma sens. Dodatkowo, fajnie się tutaj czuję, biorąc pod uwagę drużynę, kibiców czy halę i najbliższe otoczenie. Coś tam w trawie piszczy, jeśli chodzi o wzmocnienia, na pewno jedno czy dwa będą. Na razie jednak musimy skupić się nad tym, co przed nami, bo chcemy wywalczyć dla Jastrzębskiego Węgla Ligę Mistrzów. Mam nadzieję, że większość aktualnego składu pozostanie, wtedy, tak jak wspominaliśmy, w następnym sezonie będzie nam się grało łatwiej.
Po zmianie trenera nastąpiła u pana zwyżka formy i gdy już się wydawało, że łapie pan ten właściwy poziom, znów przyszły słabsze mecze. Z czego to wynika?
DAWID KONARSKI: Na pewno nie mam żadnych problemów fizycznych, czy jakichkolwiek innych. W Bełchatowie zagrałem seta i zszedłem z boiska, w ostatnią sobotę niewiele więcej.
No właśnie…trener Santilli reaguje znacznie szybciej niż „Fefe”, nie daje wielu szans na poprawę. Nie drażni to pana?
DAWID KONARSKI: Należy jednak obiektywnie przyznać, że w Bełchatowie była to świetna decyzja. Kuba Bucki dał rewelacyjną zmianę, a rywale w ogóle nie byli na to gotowi, co zresztą wykorzystaliśmy. Ale po to właśnie są zmiennicy, którzy także ciężko zasuwają na treningach, żeby dostawać szansę.
- Czy mnie drażnią te zmiany? Nie, raczej jestem zdenerwowany na siebie, że znów coś tam nie poszło tak, jak powinno. Trener jest od tego, żeby reagować, gdy widzi, że coś nie funkcjonuje jak trzeba. Trochę gdzieś zgubiliśmy rytm z Lukasem Kampą, w sumie nie wiem dlaczego. To, co niedawno wychodziło nam płynnie, ostatnio znów faluje. Na przykład, w sobotę, w drugim secie dostałem do ataku jedną piłkę i musiałem kiwać, bo nic innego nie dało się zrobić. No i tyle było mojego atakowania w tej partii. Trzeba będzie chyba wspólnie usiąść, na spokojnie porozmawiać i popracować nad tym naszym rytmem.
Powrót do listy