De la Fuente: jestem pewien, że awansujemy
Enrique de la Fuente to nowy zawodnik Trefla Gdańsk. Były mistrz Europy z 2007 roku ma wspomóc klub z Wybrzeża swoim doświadczeniem i ograniem, by w przyszłym roku Gdańsk mógł ponownie występować w rozgrywkach PlusLigi. Zawodnik będzie musiał jednak poczekać na swój debiut w I lidze, jako że nabawił się kontuzji kostki. -Planuję powrócić na boisko za cztery tygodnie – mówi w rozmowie z PlusLigą Hiszpan.
Plusliga: Przede wszystkim co się stało? Jak nabawiłeś się kontuzji?
De la Fuente: Stało się to, że wychodziłem z domu bardzo się spiesząc i pojawiły się schody, których nie powinno być na mojej drodze (śmiech). Nie, tak naprawdę przewróciłem się na schodach w domu, upadłem i stało się. Chciałem zobaczyć trening żony ( Kingi Maculewicz, występującej w Atomie Sopot – przyp. red.), pojechać po nią, bo wracałaby późno i wybiegłem. Przez jakiś czas nie mogłem chodzić, teraz mam stabilizator, by lekko naderwane mięśnie spokojnie wróciły do stanu sprzed kontuzji.
- To jak długo będziesz pauzował?
- Już jutro wracam do treningów! Nie, żartuję oczywiście. To byłoby niewykonalne. Będzie chciał wrócić jak tylko pozwolą mi lekarze. Trener chce, by wszystko spokojnie się zagoiło, nic na pospiech. Plan jest taki, że wracam na salę za mniej więcej 4 tygodnie, ale zobaczymy jak to w rzeczywistości będzie wyglądało.
- Grałeś w wielu ligach europejskich. Jak mógłbyś porównać klub Trefla z innymi? Dużo brakuje na poziomie organizacyjnym, bo sportowym to rzecz oczywista – Trefl dopiero buduje swoją pozycję?
- Czego tu brakuje? Na dzień dzisiejszy widać jedynie nieliczne braki organizacyjnie. I tak uważam, że jak na I ligę klub jest bardzo dobrze zarządzany. Myślę, że jak zespół będzie polepszał się pod względem technicznym, to i organizacyjnie także. Ale to wszystko jest normalne. W takim miejscu po prostu się znajduje Trefl obecnie.
- Środowisko siatkarskie w Gdańsku wiąże z twoją osobą wielkie nadzieje.
- A żebym ja ich nie miał (śmiech). Doskonale wiem, czego się tutaj oczekuje. Cel jest oczywisty – wygrywać, awansować do Plusligi. Zobaczymy jak będzie. Myślę, że jest to oczywiście możliwe, ale będzie niezwykle ciężko – zespoły są dobrze przygotowane i one także będą walczyć o awans. Wierzę jednak, że z pomocą publiczności i mediów, które będą nas wspierać uda się nam wykonać plan na ten sezon.
- Jaka będzie Twoja rola w drużynie?
- Wiem, że będę postrzegany jako lider. Ja patrzę na to inaczej. Chcę pomóc młodszym zawodnikom, mniej doświadczonym na boisku, pomóc im wybierać dobre rozwiązania. Na treningach jest czas na naukę – tam mogę pomagać, bo mam doświadczenie. Na boisku będzie już zupełnie inaczej. I ja nie zawszę skończę piłkę. Tam będzie się liczyła drużyna.
- Nie tęsknisz za występami w reprezentacji narodowej?
- Nie. I tak i nie. Troszkę oczywiście. Ale ja już w tej kadrze swoje zrobiłem. Teraz trzeba przekazać pałeczkę nowym zawodnikom, którzy także chcą osiągnąć sukces. W tej chwili to od nich będzie się oczekiwało wyników. To ich czas. Ja mogłem jeszcze pograć dwa lata, ale lepiej, że tak się nie stało. Do gry weszli młodsi ode mnie i to oni są już teraz tymi bardziej doświadczonymi w kadrze. Zdobywają doświadczenie, ogrywają się by za dwa lata znów nasza reprezentacja osiągała sukcesy.
- Ale ten rok jest bardzo słaby w waszym wykonaniu. Przegrywacie nawet awans do mistrzostw Europy.
- Owszem, nie było w tym roku wyników. Przyczyną jest właśnie ta zmiana pokoleniowa. Obecnie grają młodzi zawodnicy, którzy nie grali nigdy na takim poziomie. Potrzeba im czasu, by przyzwyczaić się do gry na tak wysokim poziomie, oswoić się z presją wyników.
- Czyli we Włoszech nie będą się liczyć w walce o wysokie lokaty?
- Oj nie. Ten turniej dla nich to za jeszcze za wysokie progi.
- Widziałeś tyle miejsc w swoim życiu. Jak na ich tle wypada Gdańsk?
- Muszę przyznać, że bardzo mi się tutaj podoba. Oprócz tego, że miasto jest naprawdę ładne, to i ludzie są sympatyczni. Nie mam problemów „aklimatyzacyjnych”, jest tutaj naprawdę podobnie jak w Hiszpanii, dlatego wszystko jest w jak najlepszym porządku.
- Nie wygraliśmy turnieju o Puchar Prezydenta Miasta Gdańska, ale chyba Trefl zaprezentował się z tej dobrej strony?
- Tak, o zwycięstwo było ciężko. Wierzyłem w chłopaków, ale to nie jest jeszcze nasz poziom. Do PlusLigi nam jeszcze wiele brakuje. My musimy walczyć dopiero o awans, jesteśmy na innym poziomie sportowym. Ale i tak turniej był udany, pokonaliśmy Olsztyn a to doda otuchy. Ważne, żeby z tak dobrymi rywalami móc grać w takich spotkaniach. Mimo że technicznie są lepsi od nas, jeszcze brakuje im wiele, gdyż to dla nich początki przygotowań. My natomiast możemy wiele nauki wynieść z takich spotkań. W dodatku możemy się przygotować do naszych rozgrywek, ograć się. To wszystko da efekty później.
- Start I ligi jest ważny, ale chyba jednak koncentrować się będziecie na play-offach, by nie byo powtórki z roku poprzedniego?
- Tak, to jest najważniejsze. Nic innego nie będzie się liczyło. W zeszłym roku Trefl grał dobrze w sezonie zasadniczym a przegrał mecz z Kielcami o awans. My nie pozwolimy, by taka sytuacja się powtórzyła. Musimy pracować ciężko, by dostać się do play-offów i tam zaprezentować naszą najlepszą formę. Czy wejdziemy tam jako pierwsi czy ostatni, nie ważne. Dopiero tam zaczyna się walka o awans. Myślę jednak, że jest to wszystko możliwe i jestem przekonany, że wywalczymy awans i za rok będziemy przygotowywać się już do PlusLigi.