Dlaczego nie Santilli?
Jeśli Jacek Nawrocki nie zmieni zdania i po sezonie nie zrezygnuje z pracy w Skrze Bełchatów, na narodowej ławce trenerskiej zasiądzie Włoch, najprawdopodobniej Ferdinando De Giorgi. Skąd pomysł ze słynnym Fefe? Czy nie lepiej sięgnąć po kogoś, kto już pracował w Polsce i święcił w niej sukcesy porównywalne z tymi Nawrockiego?
Mam na myśli Roberto Santilliego, byłego szkoleniowca Jastrzębskiego Węgla.
Pracował w Polsce trzy sezony i praktycznie co roku musiał budować drużynę na nowo. Mimo to nigdy trenujący pod jego okiem siatkarze nie zeszli poniżej pewnego, dobrego poziomu. Drogę na szczyt rozpoczął od czwartej lokaty w PlusLidze - w pierwszym sezonie swojej polskiej przygody. Później, co rok wskakiwał oczko wyżej, a w 2010 roku, pierwszy raz w dziejach Jastrzębskiego Węgla zdobył dla klubu Puchar Polski.
Obecnie, razem z byłymi jastrzębskimi podopiecznymi, Guillaume Samiką i Pawłem Abramowem walczy o prymat w rosyjskiej Superlidze, z bardzo dobrym skutkiem. Prowadzona przez niego Iskra Odincowo zajmuje drugą pozycję w tabeli i z meczu na mecz prezentuje się lepiej, choć praktycznie od początku rozgrywek czołowi gracze - Abramow i Wierbow borykają się z kontuzjami.
Santilli nigdy nie był ulubieńcem polskich ekspertów, ale sympatię i szacunek zawodników zyskał bardzo szybko. To pod jego skrzydłami rozbłysnął talent Grzegorza Łomacza i Patryka Czarnowskiego, obydwaj zresztą szybko trafili do kadry narodowej. To dzięki niemu wyśmiewany nieraz i skazywany na siatkarską emeryturę Adam Nowik przeżył w poprzednich rozgrywkach (w wieku 34 lat) sezon życia i był jednym z wyróżniających się graczy JW. I wreszcie, to Santilli przestawił na atak Igora Yudina i pozwolił, by jego talent eksplodował pełną mocą.
Jak wiele znaczył włoski selekcjoner dla Jastrzębskiego Węgla, widać w bieżących rozgrywkach. Choć w śląskiej drużynie wymieniono tylko dwóch bazowych graczy, kompletnie zatraciła swój charakter i przebojowość, nie pomógł nawet rodak Santilliego, Lorenzo Bernardi. Łomacz, Rusek czy Yudin są cieniami zawodników sprzed roku.
O Roberto Santillim, obecni i byli siatkarze z Szerokiej wyrażają się wyłącznie w superlatywach. Francuz Samica podkreśla, że to człowiek kompromisu, a przy tym normalny, równy gość. Pawłowi Abramowowi tak zaimponował swoją fachowością i profesjonalizmem, że postanowił zarekomendować go w Iskrze Odincowo. Igor Yudin twierdzi z kolei, ze Santilli, to jego siatkarski mistrz i najlepszy trener, z jakim kiedykolwiek pracował. Wszyscy trzej jednomyślnie podkreślają niebywałe kompetencje, pracowitość i zdolności motywacyjne Włocha.
Kilka tygodni temu spytałam Roberto Santilliego czy wysłał CV do polskiej federacji. Odpowiedział, że nie widzi takiej potrzeby, bo jeśli ktoś uzna go za odpowiedniego kandydata, sam go znajdzie. Z moich informacji wynika, że nikt z Santillim się nie kontaktował. Szkoda. Gdyby tak się stało, na pewno podjąłby rozmowy, a prowadzenie biało-czerwonej drużyny byłoby dla niego wielką przyjemnością i jeszcze większym honorem.
Może więc, zamiast toczyć wojnę na wpływy z działaczami bełchatowskiej Skry, albo wynajdywać kandydatów, dla których polski rynek jest absolutnie abstrakcyjny (jak De Giorgi, który nigdy w swojej karierze nie pracował poza granicami Włoch), należałoby przynajmniej spróbować podjąć dialog z kimś, kto zna polskie realia, rozumie je i kogo one nie przerażają i nie odstraszają? Kogoś, kto jest głodny sukcesu i pełny zaangażowania nie mniejszego, niż Jacek Nawrocki.
Cóż znaczy długa i barwna lista osiągnięć Fefe wobec trzech żmudnych lat polskich doświadczeń w niezbyt przychylnym swojej osobie środowisku i nie zawsze sprzyjających warunkach?
Santilli udowodnił, że ciężką pracą można osiągnąć sukces i wcale nie trzeba dysponować gwiazdozbiorem na miarę bełchatowskiej Skry. Pokazał też jak buduje się ducha walki i jak przezwycięża się trudności - kiedy w 2009 roku skazywany na pożarcie wygrał wyjazdową walkę o Final Four Pucharu Challenge z Sisleyem Treviso i gdy rok temu, po sromotnym laniu w Lidze Mistrzów od Panathinaikosu Ateny przyjechał na Puchar Polski do Bydgoszczy i w doskonałym stylu zgarnął trofeum.