Dominik Witczak: jedziemy po zwycięstwo
- Trzeba wyczyścić głowy, maksymalnie się zregenerować i zrobić wszystko, żeby przywieźć zwycięstwo z Rzeszowa - mówi świeżo upieczony reprezentant Polski Dominik Witczak, przed piątą, ostateczną batalią o finał PlusLigi pomiędzy Asseco Resovią Rzeszów a ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle.
PlusLiga: Przegraliście z Asseco Resovią dwa mecze na własnym boisku. W tym drugim pojedynku walczyliście bardziej z rywalem czy z własnymi problemami zdrowotnymi?
Dominik Witczak: Trochę nam się zdrowie posypało, ale było widać, że każdy kto był na boisku walczył z rywalem o to, by zdobywać punkty, by zagrać jak najlepiej i przede wszystkim, żeby zwyciężyć. Skupialiśmy się na tym, żeby walczyć, nie myśleliśmy o kłopotach i one nie zaważyły tak do końca na wyniku.
- Powiedzmy co dokładnie dolega zawodnikom. Piotr Gacek ma problem z achillesem, a Michał Ruciak?
- U Piotrka pojawił się problem i sztab medyczny podjął decyzję, żeby lepiej nie ryzykować. Michał Ruciak delikatnie naciągnął bark, ale myślę, że do czwartku wszystko wróci do normy. W sobotę na libero zagrał bardzo dobrze i ten problem w niczym mu nie przeszkodził. Mieliśmy swoje szanse, ale niestety ich nie wykorzystaliśmy. Zagraliśmy w nowym ustawieniu, prowadziliśmy w poszczególnych setach i myślę, że braki kadrowe bardzo dużo nam nie ujęły.
- Co zaważyło na wyniku? Rzeszowianie mogli więcej rotować składem i chyba zachowali więcej sił w całym dwumeczu.
- Wydaje mi się, że nie było takiego momentu w obydwu spotkaniach, żebyśmy nagle opadli z sił i żeby odcięło nam prąd. Cały czas walczyliśmy, były rozgrywane akcje na końcówkach. W poszczególnych setach mieliśmy jedną piłkę, jakąś kontrę, którą powinniśmy wykorzystać. Niestety, albo rywale nas bronili, albo blokowali, a potem obracali akcję na swoją korzyść i wychodzili na prowadzenie w decydujących momentach. Jeśli gramy całego seta równo, to potem te najważniejsze piłki trzeba wykorzystywać. Gdy się je wykorzystuje, to się wygrywa, jeśli nie - to tak jak zdarzyło się w sobotę, górą jest przeciwnik. Trudno. Teraz trzeba wyczyścić głowy, maksymalnie się zregenerować i zrobić wszystko, żeby przywieźć zwycięstwo z Rzeszowa.
- Pan był w drużynie, która w 2010 roku prowadziła z Resovią w walce o brązowy medal 2:0, by ostatecznie przegrać 2:3. Co zrobić, żeby historia się nie powtórzyła?
- Pojechać do Rzeszowa i zrobić to, zrobiliśmy w dwóch pierwszych pojedynkach play off, czyli zagrać na tyle dobrze, żeby przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Ja mocno wierzę w taki bieg zdarzeń. Na pewno jakąś rolę odegra psychika, ale ta trwająca rywalizacja pokazuje, że nie ma jednostronnych widowisk, ktoś przegrywa bądź wygrywa po zaciętym, twardym boju. Dziś nie można być pewnym żadnego wyniku i na pewno tak Rzeszów, jak i my przystąpimy do ostatecznego starcia z bojowym nastawieniem.
- Kilka dni temu Stephane Antiga ogłosił skład kadry narodowej, w której silną grupę stanowią przedstawiciele ZASKY. To chyba jeszcze bardziej utwierdziło was w przekonaniu, że idziecie w dobrym kierunku?
- Faktycznie, stanowimy dość liczną grupę i to cieszy. Ale w tej chwili nie ma co myśleć o kadrze, trzeba skupić się na tym, co najważniejsze tu i teraz, czyli na play offach. Mamy czas do czwartku, żeby znaleźć jakieś optymalne ustawienia i przygotować się jak najlepiej na ten ostateczny bój w Rzeszowie.
- Pozwoli pan, ze jednak podrążę temat kadry, tym bardziej, że znalazł się pan wśród wybrańców Antigi. Tuż przed ogłoszeniem nominacji wyznał pan, że zamierza obejrzeć transmisję TV, ale jako kibic, nie jako pretendent. Faktycznie nie było przecieków?
- Naprawdę! Nic nie wiedziałem i nie spodziewałem się powołania. Podchodzę do tego na spokojnie, bo Stephane powołał 26 zawodników, stąd otworzyło się po jednym miejscu na każdej pozycji. Oczywiście, miło, że znalazłem się na liście, ale podchodzę do tego na chłodno.
- Wiem, ze Antiga dzwonił do pana. Zdradzi pan przebieg rozmowy?
- Wymieniliśmy kilka zdań na temat mojej roli w drużynie narodowej, o ile będę powołany na jakieś zgrupowanie - ale o szczegółach na razie nie mogę mówić. Powiem szczerze, że byłem zaskoczony i zupełnie nieprzygotowany na tą rozmowę.
- Bardziej powinien pan podziękować trenerowi Blainowi, który obserwował play offy w Rzeszowie, czy Sebastianowi Świderskiemu - za to, że postawił na pana?
- Chyba obydwu po trochu, bo każdy z nich dołożyć do tego powołania troszeczkę ze swojej strony.
- Mam wrażenie, że fakt iż trener Świderski postawił na pana, zaufał, mocno dodał panu skrzydeł. Sprawił też, że z bardzo spokojnego zawodnika zmienił się pan w wulkan energii.
- To są półfinały, walczymy o wejście do wielkiego finału. Oczywiście, kiedy rozpoczyna się mecz w szóstce, gra się od pierwszej piłki, to nabiera się pewności siebie, jakiegoś automatyzmu w zagraniach z Pawłem Zagumnym. Jeśli chodzi o inne kwestie, wszyscy pracujemy tak samo, mamy podobne nastawienie i podejście - chcemy wygrywać. Wprawdzie przegraliśmy ostatnie dwa spotkania, ale nikt z nas, myślę, także o mojej osobie, nie może sobie zarzucić, że odpuściliśmy, że nie walczyliśmy do końca. Popełniliśmy jakieś błędy w technicznych zagraniach, ale na pewno nie spuściliśmy głów ani na chwilę. Nie było też momentu, że byliśmy zbyt pewni siebie - cały czas dawaliśmy z siebie wszystko, zostawiliśmy na boisku dużo zdrowia. Nie udało się, ale mam nadzieję, że w czwartek to zaprocentuje.
- 31 lat to świetny wiek na debiut w kadrze, co pokazał choćby Nikołaj Pawłow.
- Zobaczymy czy w ogóle do tego debiutu dojdzie.
- Stephane Antiga zdradził, że na początku postawi na pary klubowe…
- Tak, ale to może być para Drzyzga - Konarski i Zagumny - Bociek. Wiem, że dostałem się do kadry rzutem na taśmę, na ostatnim miejscu z tej dodatkowej czwórki, więc jak mówiłem, podchodzę do tego spokojnie.
- Gdyby jednak Antiga postawił na pana, to będzie pan musiał zrezygnować ze swojej wielkiej pasji - siatkówki plażowej. Co na to pana partner sprzed roku, Rafał Matusiak?
- W tym sezonie będę grał z innym partnerem, Łukaszem Kaczmarkiem i szczerze mówiąc, myślę, że jest duża szansa, iż uda mi się to wszystko połączyć i zagrać pełny sezon na plaży.