Dream team prezesa Pietrzyka
ZAKSA jest pierwszą drużyną PlusLigi, która zbudowała zespół na sezon 2010/11. Transfery poczynione przez klub zaskoczyły pozytywnie nie tylko sympatyków siatkówki z Kędzierzyna-Koźla. Zakontraktowanie Zagumnego, Świderskiego czy Czarnowskiego - to prawdziwe hity transferowe. Z tymi zawodnikami w składzie ZAKSA musi walczyć o najwyższe trofea.
Prezes klubu Kazimierz Pietrzyk nie ukrywał, że z niektórymi siatkarzami prowadził negocjacje od dawna. Już w końcówce poprzedniego sezonu mówiło się o dużych wzmocnieniach w ZAKSIE. Gdy trójkolorowi walczyli z Resovią o brązowy medal, jako pierwszy w Kędzierzynie-Koźlu pojawił się Sebastian Świderski. Współtwórca największych sukcesów Mostostalu przez sześć lat grał w lidze włoskiej, gdzie za swoje występy wielokrotnie zbierał doskonałe recenzje. Sceptycy twierdzą, że zawodnik ten najlepsze lata ma już za sobą, a do Kędzierzyna przyjechał dorobić do „siatkarskiej emerytury”. Kiedy jednak „Świder” wyleczy kontuzję, to swoim doświadczeniem i nieprzeciętnymi umiejętnościami może pomóc ZAKSIE w walce o medale.
Później kolejne transfery posypały się jak z rękawa. Nie było tygodnia, żeby prezes nie informował o nowych roszadach w składzie. Najpierw doświadczonego i zasłużonego dla klubu Roberta Szczerbaniuka zastąpił młody-zdolny, czyli Patryk Czarnowski z Jastrzębskiego Węgla. Najlepszy blokujący PlusLigi przebojem wdarł się do reprezentacji Polski i szybko znalazł uznanie w oczach Daniela Castellaniego. Na pozycji libero Marcina Mierzejewskiego zastąpił kolejny kadrowicz – Piotr Gacek, z którym PGE Skra Bełchatów nie chciała przedłużyć kontraktu. No i w końcu największy hit, czyli powrót do Polski Pawła Zagumnego. Jeden z najlepszych rozgrywających świata odrzucił lepszą finansowo ofertę Asseco Resovii Rzeszów i wybrał grę w Kędzierzynie-Koźlu. Czy spowodowała to przyjaźń ze Świderskim, czy urok osobisty prezesa Pietrzyka, tego nie wiadomo.
Jeśli do tej czwórki doliczymy grających już w Kędzierzynie-Koźlu Jakuba Jarosza i Michała Ruciaka, to mamy w zespole sześciu kadrowiczów. A warto pamiętać, że reprezentantami swoich krajów są również Jurij Gladyr (Ukraina) oraz Tine Urnaut (Słowenia).
Tak wzmocniona drużyna musi walczyć o medale. Podobnego zdania jest prezes klubu.
- Musimy zrobić ruch do przodu. W dwóch ostatnich sezonach zrobiliśmy już dużo dobrego. Zespół grał coraz lepiej, dostarczył kibicom dużo emocji, ale nie przypieczętował tego medalem. Musimy być w trójce, żeby lepiej wyglądać marketingowo i mieć argument w negocjacjach ze sponsorami – wyjaśnia Kazimierz Pietrzyk.
Sprowadzenie gwiazd jednak kosztuje. O dziwo, budżet ZAKSY nie będzie jakoś kolosalnie większy od tego z poprzedniego sezonu (około siedem milionów złotych). Pietrzyk tłumaczy to wyśrubowanymi kontraktami płaconymi niektórym zawodnikom oraz kryzysem, który znormalizował stawki. Jeszcze rok czy dwa lata temu rosyjskie, greckie, tureckie, włoskie, a nawet polskie kluby płaciły zawodnikom niebotyczne pieniądze. Eldorado już się skończyło. Jeszcze tylko Rosjanie kuszą ogromnymi pieniędzmi, ale i tam rynek stał się bardzo wybredny.
- Sporo po kieszeni dały nam kontrakty z zagranicznymi zawodnikami, płacone w euro. Wahania kursów były dla nas niekorzystne. Pozyskaliśmy lepszych graczy, ale wcale nie będą oni tak dużo drożsi. Mamy zapewnienia sponsorów, że jeszcze bardziej wspomogą klub, ale w zamian chcą lepszego wyniku – dodaje prezes ZAKSY.
Apetyty w Kędzierzynie-Koźlu są zatem bardzo dużo, a co z tego wyjdzie okaże się przyszłym sezonie.